Jak na nas patrzą
maciej_ - 30 gru 2009, o 20:34
Tak się zastanawiam a właściwie chciałem się podzielić swoimi doświadczeniami na temat postrzegania osoby która chciała popełnić samobójstwo.
Właściwie ludzie patrzą różnie, niektórzy widzą człowieka tchórza a niektórzy widzą zmartwioną osobę która ma swoje przeżycia i mówią że to wielka dojrzałość mówić o czymś takim głośno i pokazywać twarz w dodatku. Nie wiem od czego to zależy chyba od świadomości ludzi.
Po całych zdarzeniach parę osób z moich znajomych patrzy na mnie na pewno z dystansem. Jest różnie. Podzielicie się swoimi doświadczeniami ?
nina - 31 gru 2009, o 11:41
Ja kiedyś powiedziałam, że mam depresję i myśli samobójcze i poszłam do lekarza ale teraz tego wszystkiego żałuję bo jestem wyśmiewana i słyszę różne przytyki a może byłoby już po wszystkim.
maciej_ - 31 gru 2009, o 13:00
Mnie też postrzegają różnie szczególnie ludzi z mojej miejscowości ale mam to gdzieś dlatego że oni mają małe rozumki które nie ogarniają tego czym sie człowiek kierował robiąc takie coś. Dlatego uważam że nie masz czego żałować tylko jeszcze bardziej starać się zrobić ze sobą porządek, wiesz o czym mówię.
Jeśli się śmieją to ich sprawa to świadczy o ich małej dojrzałości emocjonalnej, nie można im przeszkadzać, skoro im lepiej z taką filozofią życia nich tak będzie.
Nikt - 31 gru 2009, o 20:22
Ja nikomu nie powiedzialem wszystkiego do konca.Zawsze najpierw badalem grunt.Stopniowalem informacje patrzac na reakcje no i niestety gdy zaczynalo sie robic zle ludzie dziwnie na mnie patrzyli a i zdazalo sie ze zmieniali zupelnie temat.Zonie tez nie moge powiedziec.Tak szczerze mowiac to nikomu juz oprocz Was nie powiem a do lekarza z tkimi myslami wogole isc nie moge !!!!Mam gdzies jak mnie ludzie postrzegaja.Kiedys sie tym martwilem teraz juz nie.Kochani zycze Wam zeby w nowym roku bylo Wam lepiej lzej i zebyscie byli szczesliwi.Kaski tyle ile potrzeba bo nadmiar jej rodzi problemy.Bawcie sie dzisiejszej nocy przednio i nie zalujcie watroby.
maciej_ - 1 sty 2010, o 18:31
Zonie tez nie moge powiedziec.Tak szczerze mowiac to nikomu juz oprocz Was nie powiem a do lekarza z tkimi myslami wogole isc nie moge !!!!.
A możesz coś więcej dlaczego nie możesz powiedzieć i w ogóle, to bardzo ciekawe ale niezrozumiałe. No w małżeństwie chyba o wszystkim sie mówi, czy jak to jest... ?
Ania - 13 sty 2010, o 00:07
Witajcie z powrotem. Czy ktoś tu się jeszcze udziela?
Chciałam już wcześniej coś tutaj napisać, ale stwierdziłam, że to znowu będzie tylko użalanie się nad sobą... ale jednak piszę. piszę, bo nie mam z kim o tym porozmawiać, pomijając fakt, że z nikim już praktycznie wcale nie rozmawiam.
Tak odnośnie tematu... odkąd kilka miesięcy temu rzuciłam szkołę i wróciłam do domu, zaczęłam dostrzegać jaka znieczulica panuje wokół mnie (z pewnością nie tylko wokół mnie). Wszyscy ludzie z mojego otoczenia, sąsiedzi, starzy znajomi i inni, którzy mnie znają, są wręcz wstrząśnięci tym, że siedzę w domu całe dni, nic nie robię i nie pracuję. I wszyscy tylko patrzą z dezaprobatą. I ciągle pytają, kiedy w końcu pójdę do pracy, kiedy wrócę do szkoły, kiedy pójdę do pracy, i tak w kółko. Nie obchodzi ich dlaczego. A jak już spytają i szczerze odpowiadam dlaczego (co jednak robię rzadko), to robią wielkie oczy i nie mogą uwierzyć, jak można tak żyć. Ano można. I mnie też dobija moja sytuacja, też chciałabym coś z tym zrobić. Rodzice co prawda na razie nie mają większych pretensji (a przynajmniej o tym głośno nie mówią) o to, że totalnie nic nie robię, ale też nie pytają, dlaczego tak jest. Wiele razy tłumaczyłam mamie, jak się czuję, wiele razy byłam już tak zdesperowana, że wprost jej mówiłam, że chcę tylko umrzeć, ale mam wrażenie, że albo myśli, że wcale nie mówię na poważnie, albo nie wie, jak mi pomóc, jak ze mną o tym rozmawiać.
To naprawdę smutne, że dla większośći ludzi zaburzenia psychiczne są ciągle tematem tabu. Wiele ludzi potrafi godzinami rozmawiać o chorobach somatycznych, potrafią zrozumieć, jesli ktoś nie pracuje, bo ma złamaną nogę. No bo przecież to zrozumiałe że nie można normalnie pracować ze złamaną nogą. Ale jak zacznie się mówić o tym, że nie potrafi się ze sobą poradzić, to zapada niezręczna cisza i co najwyżej ktoś "mądrze" doradzi żeby przestać się użalać i wziąć się po prostu w garść.
Mieszkam w małym mieście (ok.10 tysięcy mieszkańców), może w większych miastach jest inna sytuacja... chociaż wątpię... przez rok mieszkałam we Wrocławiu i jest chyba jeszcze większa znieczulica.
I nie chodzi mi o to, żeby ludzie się nade mną użalali i nad innymi osobami mającymi podobne problemy, ale żeby spróbowali po prostu zrozumieć, że choroby i zaburzenia psychiczne nie są mniej poważne od fizycznych. I że nie można ich ignorować. Ja mimo wszystko jestem silna i wiem, że uda mi się z tego wyjść, ale są osoby, które sobie z tym w ogóle nie radzą i wybierają najgorsze rozwiązanie. A później inni się dziwią "dlaczego on/ona to zrobiła" (mam na myśli samobójstwo). Jestem przekonana, że wszyscy w moim otoczeniu byliby wielce zdziwieni, gdybym odebrała sobie życie, mimo, że wiele osób wie o moich skłonnościach i "zamiarach" już od dawna. Bo nie traktują tego na poważnie.
Poza tym jeszcze mam do was pytanie... nie widzę innego rozwiązania w tym momencie, jak tylko poprosić rodziców o pieniądze na leczenie, dopóki nie poczuję się lepiej i będę w stanie iść do pracy... ale nie wiem, jak z nimi o tym porozmawiać. Kompletnie nie wiem co im powiedzieć. to dla mnie bardzo niezręczna sytuacja, wstydzę się o tym mówić, mimo, że już wcześniej w liceum jeździłam z mamą do psychologa i psychiatry. Wolałabym udawać, że wszystko jest w porządku, pójść do pracy, wyprowadzić się, ułożyć sobie życie i dopiero wtedy pójść do lekarza. Tak byłoby lepiej. Tak, żeby nikt nie wiedział. Żeby wszyscy myśleli, że jestem normalną, radosną dziewczyną bez problemów.
Jejku, naprawdę chciałabym być radosna, nie przejmować się, żyć beztrosko. I próbuję, ale nie potrafię. Zawsze byłam taka smutna, posępna, wiecznie zamyślona i nieobecna. i mam już dość tej siebie.
Późna godzina, zaczynam bredzić, wybaczcie za ten off-topic.
maciej_ - 13 sty 2010, o 15:34
Ja sądzę ze ta znieczulica wynika z tego że ludzie po prostu są egoistami, czasy i życie ich do ego zmuszają. Walczą tylko o swoje nie patrząc na innych w ogóle. Irytujące to jest ale to są fakty. Osoba tego pokroju nawet jak zauważy czy powiesz że masz problem potrzebujesz porozmawiać w odpowiedzi usłyszysz "bierz sie w garść co ty mówisz robisz " wtedy nic tyko się załamać.. I tak jest.
Nie ma tolerancji jakiejś czy nie wiem czego. Otoczenie strasznie lekceważy problemy ludzi z zaburzeniami psychicznymi nie mówi sie o tym głośno, Państwo nie kładzie nacisku na tą sferę kształcenia społeczeństwa mimo że w samej polsce z powodu samobójstw ginie około 4,5 tyś ludzi rocznie drugie tyle w upozorowanych samobójstwach. Są za to środki na rozgłaśnienie kryzysu, bo przecież ktoś na tym interes zrobi, na tym to polega. Jest interes mówimy nie ma więc nie będziemy ponanosić kosztów. Straszne to jest ale jednostki nic nie zrobią. Nie pozostaje nem nic innego jak nauczyć sie żyć z tą znieczulicą i szukać pomocy we właściwym gronie ludzi.
Co do wizyt. Nie ma się czego wstydzić. Dla kogoś kto jest uświadomiony to taki sam lekarz jak od serca czy nie wiem nogi. Tylko ludzie niedojrzali emocjonalnie będą robić sobie żarty z tego że chodzisz do psychologa czy psychiatry nawet. Nie możesz na nich patrzeć, bo tu chodzi o Twoje zdrowie. Mówiąc o swoim problemie staniesz ponad nimi wszystkimi i pokażesz że jesteś dojrzałą osobą i po prosu potrzebujesz pomocy.
Anonim - 19 sty 2010, o 22:16
Jak inni mnie postrzegają?
Nie lubię, gdy ktoś mi w czymś pomaga. Zawsze wolę wszystko robić sam. Nienawidzę zamartwiać kogoś swoimi problemami. Potrzebuję czasu, aby się przed kimś naprawdę otworzyć.
Ludzie postrzegają mnie jako wiecznie wesołego, strzelającego głupkowate żarty optymistę. Jestem ta osobą jaką najbardziej w danej chwili potrzebują: jestem osobą której mogą się wygadać, poprawię im humor, dam dobrą radę, zastąpię im rodzeństwo, wysłucham ich najskrytszych tajemnic nie mówiąc nikomu, będę duszą towarzystwa, jeśli tylko zechcą. Mam wrażenie, że urodziłem się dla innych, dlatego sam nie wiem kim jestem naprawdę. Kim jestem?
Wydaje mi się, że kłamcą i oszustem. Ciekawe tylko ile jeszcze...
nina - 21 sty 2010, o 12:48
Ja sobie zadaje takie same pytania: kim jestem, kogo oszukuje i jak długo to jeszcze potrwa?
mtajemnica - 26 sty 2010, o 18:52
Niestety ludzie słysząc o osobie, która chciała zakończyć swoje życie reagują moim zdaniem dwuznacznie. Próbują pokazać się od strony, która rozumie depresję, itd a nagle słyszę odpowiedź typu: nie wiedzą jakie ludzie mają problemy. Dla osoby, która miewa myśli samobójcze takie słowa mogą bardzo urazić. Niestety nie daje to do zrozumienia, tylko wręcz odwrotnie. Pojawiają się pytania: Po co ja jestem? Inni walczą o życie, a ja? Pragnę zwrócić na to uwagę, aby uważać na rozmowy tego typu.
maciej_ - 1 lut 2010, o 12:14
Ostatnio napotkałem się na opinie że osoba która chciała popełnić samobójstwo bądz była bliska tego jest nienormalna. Zabolało mnie to nie powiem ale jak widać wracamy do punktu wyjścia gdzie rozmawialiśmy o niezrozumieniu itd. wkurzyłem się !
Joko - 9 lut 2010, o 01:34
O mojej próbie samobójczej wiedza tylko bliscy poznani mi przez internet, chłopak i rodzice którym musiałam powiedzieć bo... nie chciałam żeby sami zobaczyli ślady na ręce.
4 na 6 osób w tym rodzice i chłopak uważają, że zrobiłam to bo się nudziłam ;] Bo siedziałam w domu (a sama o tym zadecydowałam, po prostu wolałam towarzystwo książek, filmów, gier niż ludzi. a tych ludzi jest coraz mniej), bo jestem za leniwa na pracę, czy naukę, choć próbowałam się uczyć już drugi rok, ale porzuciłam, tak jak porzucam wszystko. Próbują mnie zagonić do roboty, szukają problemu tylko we mnie. I do cholery nie mają pojęcia czemu nie chce żyć!! Czy za mało pieniędzy dostaję? Ha ha ha. Czy czegoś mi brakuje? (-Tak wiary w siebie, miłości do samej siebie i innych, sprawiedliwości i optymizmu). Przecież nie bieduje i jestem inteligentna.
Nie mam wsparcia. Nigdy nie miałam i nie oczekuję, że nagle będę mogła porozmawiać z rodzicami o wszystkim i przytulić się do nich, czy usłyszeć coś pokrzepiającego. Ale jest chłopak, który chce mnie wyciągać z domu, karze się wziąść w garść, i co najważniejsze to abym starała się o przydział w szpitalu gdzie mogłabym się podreperować w związku z moim zaburzeniem osobowości.
I zapewne jestem odbierana przez rodziców jako rozpieszczone dziecko, które mogło poprosić czasem o pieniądze i je dostawało, najmłodsze dziecko które ma więcej niż starsze rodzeństwo miało w jej wieku. Które po skończeniu ogólniaka, krótko studiowało, bo zapewne była leniwe, które woli zamykać się w swoim pokoju i mało rozmawiać z ludźmi. I które nie wytęża się w niczym.
Bo ja wegetuje. Bo czekałam dawno na ten czas kiedy psychicznie będę gotowa do samobójstwa. Bo zatracam się w tych myślach. Ale spróbuję powalczyć... Ale w każdej chwili wiem, że mogę odejść. Bo mam do tego prawo. Bo życie jest tylko prawem a nie obowiązkiem.
ayahuasca - 9 lut 2010, o 09:17
Ludzie, którzy nie mieli styczności z tematem depresji na pewno nie zrozumieją niedoszłych samobójców, no bo jak? Zareagują mieszanymi uczuciami w styczności z obcym i tak delikatnym tematem.
Moim zdaniem nie ma sensu tłumaczyć czy w ogóle mówić o czymś takim osobom, z którymi jesteśmy mniej związani. Jedynie bliskim warto poświęcić te godziny, by wytłumaczyć swoje odczucia, by zrozumieli.
Osobiście raczej nie rozmawiam o swoich doświadczeniach, nawet z bliskimi. Choć mam znajomych, dla których temat różnych zaburzeń psychicznych, samobójstwa, szpitali psychiatrycznych nie jest obcy, wręcz przeciwnie, czasem wtrącamy w rozmowe różne tezy czy własne hipotezy, które by mocno zszokowały potencjalnego podsłuchiwacza. Za to dla nas jest to już tak powszednie, że nie przywiązujemy do tego zbędnych emocji. Czasem nawet z nostalgią wspominamy przeszłość i umiemy używać czarnego humoru.
maciej_ - 10 lut 2010, o 21:31
Ludzie, którzy nie mieli styczności z tematem depresji na pewno nie zrozumieją niedoszłych samobójców, no bo jak? Zareagują mieszanymi uczuciami w styczności z obcym i tak delikatnym tematem.
ja na szczęście przestałem się przejmować tym wszystkim jeśli ktoś mnie ocenia po tym co zrobiłem to oznacza że nie ma pojęcia o problemach i wykazuje się małą dojrzałością. Wtedy takiemu człowiekowi schodzę z drogi bo nie znajdę z nim wspólnego języka.
jakiś czas temu rozmawiałem ze znajomym. Akurat w tym czasie ktoś w bloku obok popełnił samobójstwo. Policja karetka itd. On na to "jaka głupia jak można takie coś zrobić " Spojrzałem na niego i po prostu zamurowało mnie... w ogóle inny świat nie rozumiał tego, że ktoś może być chory i nie wiedzieć co robi. On akurat miał to szczęście całe życie że nie miał takich problemów i zawsze chciał żyć.
Skupił sie na tym nie że człowiek zmarł tylko jak ona mogła to zrobić... szok !
ayahuasca - 10 lut 2010, o 21:55
Czy aż taki szok? Jak napisałam, ludzie którzy nie mieli styczności z tematem, nie zrozumieją. Moim zdaniem to normalne. Jak to, że dla Ciebie taka reakcja to szok, bo spojrzenie, o jakim sobie nie wyobrażasz. Ok, trochę naciągam, ale chodzi mi o to, by nie stać się hipokrytą. .
I cóż, "jak na nas paatrzą"... a niech patrzą jak chcą, kto im zabroni własnej oceny? Ważniejsze jest to, co my sami wiemy na ten temat
nina - 10 lut 2010, o 22:18
A ja mam zadawać się z NORMALNYMI a nie z Wami ( to nie moje słowa) i nie udzielać się w żadnej sekcie typu SAS- to tyle na temat mojego otoczenia
ayahuasca - 11 lut 2010, o 11:53
Autora takich słów albo bym wyśmiała, albo poprosiła o definicja jego/jej "normalności". Najlepiej jedno i drugie.
maciej_ - 11 lut 2010, o 12:41
Ja z autorem tych słów chciałem porozmawiać jednak dla dobra ogółu nie mogę.. ja tego nie komentuję żal no żal.... no ale to to o czym rozmawialiśmy wcześniej jeśli ktoś nie rozumie stanu takiego człowieka będzie mała tekie podejście wiec nie wiem jak to traktować.
ayahuasca - 11 lut 2010, o 15:31
Nie komentujesz, a jednak "żal"?
jeśli ktoś nie rozumie stanu takiego człowieka będzie mała tekie podejście wiec nie wiem jak to traktować.
Zrozumieniem. Jeśli rozumiemy siebie nawzajem, zrozumny też i ludzi, którzy nie znają tematu i jest on dla nich trudny.
W końcu i SAS ma działać na tej zasadzie, by nie walczyć z laikami ogniem i mieczem, a uświadamiać ludzi i zostawić ich z daną wiedzą pod własną rozwagę, czyż nie?
Nina, jeśli ta osoba jest Tobie bliska, to ja się nie dziwię takiej reakcji z jej strony. Może lekceważąco, ale chce byś się trzymała od takich negatywnych myśli z dala (Podejrzewam, że to takie rozumowanie ). Nie czyni to z niej/niego od razu złego, bezuczuciowego człowieka z brakiem empatii. Możesz wytłumaczyć tej osobie jak jest w rzeczywistości.
maciej_ - 11 lut 2010, o 17:08
To ja się wypowiem po Ninie..
ayahuasca - 11 lut 2010, o 17:35
Rozumiem, że w tym przypadku źle trafiłam z moją wiarą w ludzi? No cóż, w szczegóły w końcu nie jestem wtajemniczona.
No i wyznaję zasady huny, co czasem skazuje mnie na drogę naiwności. I tak w nią wierzę.
nina - 11 lut 2010, o 19:27
Nie mam już sił na tłumaczenie a moja wiara a powodzenie bardzo, bardzo zmalała. Zresztą co ja mogę wiedzieć o życiu?!
ayahuasca - 11 lut 2010, o 19:36
Mówią, że to mądrość, kiedy jesteśmy świadomi jak mała jest nasza wiedza w porownaniu z wielkością wszechświata, życia w ogóle.
Po takim "mądrym wstępie" dodam, że zapewne wiesz tyle, ile każdy z Nas. To nie powinno być powodem mniejszej wiary. Więc co nim jest? Jak nabierzesz chęci by to napisać - zapraszam albo na pw, albo kontynuuj tutaj.zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
maciej_ - 30 gru 2009, o 20:34
Tak się zastanawiam a właściwie chciałem się podzielić swoimi doświadczeniami na temat postrzegania osoby która chciała popełnić samobójstwo.
Właściwie ludzie patrzą różnie, niektórzy widzą człowieka tchórza a niektórzy widzą zmartwioną osobę która ma swoje przeżycia i mówią że to wielka dojrzałość mówić o czymś takim głośno i pokazywać twarz w dodatku. Nie wiem od czego to zależy chyba od świadomości ludzi.
Po całych zdarzeniach parę osób z moich znajomych patrzy na mnie na pewno z dystansem. Jest różnie. Podzielicie się swoimi doświadczeniami ?
nina - 31 gru 2009, o 11:41
Ja kiedyś powiedziałam, że mam depresję i myśli samobójcze i poszłam do lekarza ale teraz tego wszystkiego żałuję bo jestem wyśmiewana i słyszę różne przytyki a może byłoby już po wszystkim.
maciej_ - 31 gru 2009, o 13:00
Mnie też postrzegają różnie szczególnie ludzi z mojej miejscowości ale mam to gdzieś dlatego że oni mają małe rozumki które nie ogarniają tego czym sie człowiek kierował robiąc takie coś. Dlatego uważam że nie masz czego żałować tylko jeszcze bardziej starać się zrobić ze sobą porządek, wiesz o czym mówię.
Jeśli się śmieją to ich sprawa to świadczy o ich małej dojrzałości emocjonalnej, nie można im przeszkadzać, skoro im lepiej z taką filozofią życia nich tak będzie.
Nikt - 31 gru 2009, o 20:22
Ja nikomu nie powiedzialem wszystkiego do konca.Zawsze najpierw badalem grunt.Stopniowalem informacje patrzac na reakcje no i niestety gdy zaczynalo sie robic zle ludzie dziwnie na mnie patrzyli a i zdazalo sie ze zmieniali zupelnie temat.Zonie tez nie moge powiedziec.Tak szczerze mowiac to nikomu juz oprocz Was nie powiem a do lekarza z tkimi myslami wogole isc nie moge !!!!Mam gdzies jak mnie ludzie postrzegaja.Kiedys sie tym martwilem teraz juz nie.Kochani zycze Wam zeby w nowym roku bylo Wam lepiej lzej i zebyscie byli szczesliwi.Kaski tyle ile potrzeba bo nadmiar jej rodzi problemy.Bawcie sie dzisiejszej nocy przednio i nie zalujcie watroby.
maciej_ - 1 sty 2010, o 18:31
Zonie tez nie moge powiedziec.Tak szczerze mowiac to nikomu juz oprocz Was nie powiem a do lekarza z tkimi myslami wogole isc nie moge !!!!.
A możesz coś więcej dlaczego nie możesz powiedzieć i w ogóle, to bardzo ciekawe ale niezrozumiałe. No w małżeństwie chyba o wszystkim sie mówi, czy jak to jest... ?
Ania - 13 sty 2010, o 00:07
Witajcie z powrotem. Czy ktoś tu się jeszcze udziela?
Chciałam już wcześniej coś tutaj napisać, ale stwierdziłam, że to znowu będzie tylko użalanie się nad sobą... ale jednak piszę. piszę, bo nie mam z kim o tym porozmawiać, pomijając fakt, że z nikim już praktycznie wcale nie rozmawiam.
Tak odnośnie tematu... odkąd kilka miesięcy temu rzuciłam szkołę i wróciłam do domu, zaczęłam dostrzegać jaka znieczulica panuje wokół mnie (z pewnością nie tylko wokół mnie). Wszyscy ludzie z mojego otoczenia, sąsiedzi, starzy znajomi i inni, którzy mnie znają, są wręcz wstrząśnięci tym, że siedzę w domu całe dni, nic nie robię i nie pracuję. I wszyscy tylko patrzą z dezaprobatą. I ciągle pytają, kiedy w końcu pójdę do pracy, kiedy wrócę do szkoły, kiedy pójdę do pracy, i tak w kółko. Nie obchodzi ich dlaczego. A jak już spytają i szczerze odpowiadam dlaczego (co jednak robię rzadko), to robią wielkie oczy i nie mogą uwierzyć, jak można tak żyć. Ano można. I mnie też dobija moja sytuacja, też chciałabym coś z tym zrobić. Rodzice co prawda na razie nie mają większych pretensji (a przynajmniej o tym głośno nie mówią) o to, że totalnie nic nie robię, ale też nie pytają, dlaczego tak jest. Wiele razy tłumaczyłam mamie, jak się czuję, wiele razy byłam już tak zdesperowana, że wprost jej mówiłam, że chcę tylko umrzeć, ale mam wrażenie, że albo myśli, że wcale nie mówię na poważnie, albo nie wie, jak mi pomóc, jak ze mną o tym rozmawiać.
To naprawdę smutne, że dla większośći ludzi zaburzenia psychiczne są ciągle tematem tabu. Wiele ludzi potrafi godzinami rozmawiać o chorobach somatycznych, potrafią zrozumieć, jesli ktoś nie pracuje, bo ma złamaną nogę. No bo przecież to zrozumiałe że nie można normalnie pracować ze złamaną nogą. Ale jak zacznie się mówić o tym, że nie potrafi się ze sobą poradzić, to zapada niezręczna cisza i co najwyżej ktoś "mądrze" doradzi żeby przestać się użalać i wziąć się po prostu w garść.
Mieszkam w małym mieście (ok.10 tysięcy mieszkańców), może w większych miastach jest inna sytuacja... chociaż wątpię... przez rok mieszkałam we Wrocławiu i jest chyba jeszcze większa znieczulica.
I nie chodzi mi o to, żeby ludzie się nade mną użalali i nad innymi osobami mającymi podobne problemy, ale żeby spróbowali po prostu zrozumieć, że choroby i zaburzenia psychiczne nie są mniej poważne od fizycznych. I że nie można ich ignorować. Ja mimo wszystko jestem silna i wiem, że uda mi się z tego wyjść, ale są osoby, które sobie z tym w ogóle nie radzą i wybierają najgorsze rozwiązanie. A później inni się dziwią "dlaczego on/ona to zrobiła" (mam na myśli samobójstwo). Jestem przekonana, że wszyscy w moim otoczeniu byliby wielce zdziwieni, gdybym odebrała sobie życie, mimo, że wiele osób wie o moich skłonnościach i "zamiarach" już od dawna. Bo nie traktują tego na poważnie.
Poza tym jeszcze mam do was pytanie... nie widzę innego rozwiązania w tym momencie, jak tylko poprosić rodziców o pieniądze na leczenie, dopóki nie poczuję się lepiej i będę w stanie iść do pracy... ale nie wiem, jak z nimi o tym porozmawiać. Kompletnie nie wiem co im powiedzieć. to dla mnie bardzo niezręczna sytuacja, wstydzę się o tym mówić, mimo, że już wcześniej w liceum jeździłam z mamą do psychologa i psychiatry. Wolałabym udawać, że wszystko jest w porządku, pójść do pracy, wyprowadzić się, ułożyć sobie życie i dopiero wtedy pójść do lekarza. Tak byłoby lepiej. Tak, żeby nikt nie wiedział. Żeby wszyscy myśleli, że jestem normalną, radosną dziewczyną bez problemów.
Jejku, naprawdę chciałabym być radosna, nie przejmować się, żyć beztrosko. I próbuję, ale nie potrafię. Zawsze byłam taka smutna, posępna, wiecznie zamyślona i nieobecna. i mam już dość tej siebie.
Późna godzina, zaczynam bredzić, wybaczcie za ten off-topic.
maciej_ - 13 sty 2010, o 15:34
Ja sądzę ze ta znieczulica wynika z tego że ludzie po prostu są egoistami, czasy i życie ich do ego zmuszają. Walczą tylko o swoje nie patrząc na innych w ogóle. Irytujące to jest ale to są fakty. Osoba tego pokroju nawet jak zauważy czy powiesz że masz problem potrzebujesz porozmawiać w odpowiedzi usłyszysz "bierz sie w garść co ty mówisz robisz " wtedy nic tyko się załamać.. I tak jest.
Nie ma tolerancji jakiejś czy nie wiem czego. Otoczenie strasznie lekceważy problemy ludzi z zaburzeniami psychicznymi nie mówi sie o tym głośno, Państwo nie kładzie nacisku na tą sferę kształcenia społeczeństwa mimo że w samej polsce z powodu samobójstw ginie około 4,5 tyś ludzi rocznie drugie tyle w upozorowanych samobójstwach. Są za to środki na rozgłaśnienie kryzysu, bo przecież ktoś na tym interes zrobi, na tym to polega. Jest interes mówimy nie ma więc nie będziemy ponanosić kosztów. Straszne to jest ale jednostki nic nie zrobią. Nie pozostaje nem nic innego jak nauczyć sie żyć z tą znieczulicą i szukać pomocy we właściwym gronie ludzi.
Co do wizyt. Nie ma się czego wstydzić. Dla kogoś kto jest uświadomiony to taki sam lekarz jak od serca czy nie wiem nogi. Tylko ludzie niedojrzali emocjonalnie będą robić sobie żarty z tego że chodzisz do psychologa czy psychiatry nawet. Nie możesz na nich patrzeć, bo tu chodzi o Twoje zdrowie. Mówiąc o swoim problemie staniesz ponad nimi wszystkimi i pokażesz że jesteś dojrzałą osobą i po prosu potrzebujesz pomocy.
Anonim - 19 sty 2010, o 22:16
Jak inni mnie postrzegają?
Nie lubię, gdy ktoś mi w czymś pomaga. Zawsze wolę wszystko robić sam. Nienawidzę zamartwiać kogoś swoimi problemami. Potrzebuję czasu, aby się przed kimś naprawdę otworzyć.
Ludzie postrzegają mnie jako wiecznie wesołego, strzelającego głupkowate żarty optymistę. Jestem ta osobą jaką najbardziej w danej chwili potrzebują: jestem osobą której mogą się wygadać, poprawię im humor, dam dobrą radę, zastąpię im rodzeństwo, wysłucham ich najskrytszych tajemnic nie mówiąc nikomu, będę duszą towarzystwa, jeśli tylko zechcą. Mam wrażenie, że urodziłem się dla innych, dlatego sam nie wiem kim jestem naprawdę. Kim jestem?
Wydaje mi się, że kłamcą i oszustem. Ciekawe tylko ile jeszcze...
nina - 21 sty 2010, o 12:48
Ja sobie zadaje takie same pytania: kim jestem, kogo oszukuje i jak długo to jeszcze potrwa?
mtajemnica - 26 sty 2010, o 18:52
Niestety ludzie słysząc o osobie, która chciała zakończyć swoje życie reagują moim zdaniem dwuznacznie. Próbują pokazać się od strony, która rozumie depresję, itd a nagle słyszę odpowiedź typu: nie wiedzą jakie ludzie mają problemy. Dla osoby, która miewa myśli samobójcze takie słowa mogą bardzo urazić. Niestety nie daje to do zrozumienia, tylko wręcz odwrotnie. Pojawiają się pytania: Po co ja jestem? Inni walczą o życie, a ja? Pragnę zwrócić na to uwagę, aby uważać na rozmowy tego typu.
maciej_ - 1 lut 2010, o 12:14
Ostatnio napotkałem się na opinie że osoba która chciała popełnić samobójstwo bądz była bliska tego jest nienormalna. Zabolało mnie to nie powiem ale jak widać wracamy do punktu wyjścia gdzie rozmawialiśmy o niezrozumieniu itd. wkurzyłem się !
Joko - 9 lut 2010, o 01:34
O mojej próbie samobójczej wiedza tylko bliscy poznani mi przez internet, chłopak i rodzice którym musiałam powiedzieć bo... nie chciałam żeby sami zobaczyli ślady na ręce.
4 na 6 osób w tym rodzice i chłopak uważają, że zrobiłam to bo się nudziłam ;] Bo siedziałam w domu (a sama o tym zadecydowałam, po prostu wolałam towarzystwo książek, filmów, gier niż ludzi. a tych ludzi jest coraz mniej), bo jestem za leniwa na pracę, czy naukę, choć próbowałam się uczyć już drugi rok, ale porzuciłam, tak jak porzucam wszystko. Próbują mnie zagonić do roboty, szukają problemu tylko we mnie. I do cholery nie mają pojęcia czemu nie chce żyć!! Czy za mało pieniędzy dostaję? Ha ha ha. Czy czegoś mi brakuje? (-Tak wiary w siebie, miłości do samej siebie i innych, sprawiedliwości i optymizmu). Przecież nie bieduje i jestem inteligentna.
Nie mam wsparcia. Nigdy nie miałam i nie oczekuję, że nagle będę mogła porozmawiać z rodzicami o wszystkim i przytulić się do nich, czy usłyszeć coś pokrzepiającego. Ale jest chłopak, który chce mnie wyciągać z domu, karze się wziąść w garść, i co najważniejsze to abym starała się o przydział w szpitalu gdzie mogłabym się podreperować w związku z moim zaburzeniem osobowości.
I zapewne jestem odbierana przez rodziców jako rozpieszczone dziecko, które mogło poprosić czasem o pieniądze i je dostawało, najmłodsze dziecko które ma więcej niż starsze rodzeństwo miało w jej wieku. Które po skończeniu ogólniaka, krótko studiowało, bo zapewne była leniwe, które woli zamykać się w swoim pokoju i mało rozmawiać z ludźmi. I które nie wytęża się w niczym.
Bo ja wegetuje. Bo czekałam dawno na ten czas kiedy psychicznie będę gotowa do samobójstwa. Bo zatracam się w tych myślach. Ale spróbuję powalczyć... Ale w każdej chwili wiem, że mogę odejść. Bo mam do tego prawo. Bo życie jest tylko prawem a nie obowiązkiem.
ayahuasca - 9 lut 2010, o 09:17
Ludzie, którzy nie mieli styczności z tematem depresji na pewno nie zrozumieją niedoszłych samobójców, no bo jak? Zareagują mieszanymi uczuciami w styczności z obcym i tak delikatnym tematem.
Moim zdaniem nie ma sensu tłumaczyć czy w ogóle mówić o czymś takim osobom, z którymi jesteśmy mniej związani. Jedynie bliskim warto poświęcić te godziny, by wytłumaczyć swoje odczucia, by zrozumieli.
Osobiście raczej nie rozmawiam o swoich doświadczeniach, nawet z bliskimi. Choć mam znajomych, dla których temat różnych zaburzeń psychicznych, samobójstwa, szpitali psychiatrycznych nie jest obcy, wręcz przeciwnie, czasem wtrącamy w rozmowe różne tezy czy własne hipotezy, które by mocno zszokowały potencjalnego podsłuchiwacza. Za to dla nas jest to już tak powszednie, że nie przywiązujemy do tego zbędnych emocji. Czasem nawet z nostalgią wspominamy przeszłość i umiemy używać czarnego humoru.
maciej_ - 10 lut 2010, o 21:31
Ludzie, którzy nie mieli styczności z tematem depresji na pewno nie zrozumieją niedoszłych samobójców, no bo jak? Zareagują mieszanymi uczuciami w styczności z obcym i tak delikatnym tematem.
ja na szczęście przestałem się przejmować tym wszystkim jeśli ktoś mnie ocenia po tym co zrobiłem to oznacza że nie ma pojęcia o problemach i wykazuje się małą dojrzałością. Wtedy takiemu człowiekowi schodzę z drogi bo nie znajdę z nim wspólnego języka.
jakiś czas temu rozmawiałem ze znajomym. Akurat w tym czasie ktoś w bloku obok popełnił samobójstwo. Policja karetka itd. On na to "jaka głupia jak można takie coś zrobić " Spojrzałem na niego i po prostu zamurowało mnie... w ogóle inny świat nie rozumiał tego, że ktoś może być chory i nie wiedzieć co robi. On akurat miał to szczęście całe życie że nie miał takich problemów i zawsze chciał żyć.
Skupił sie na tym nie że człowiek zmarł tylko jak ona mogła to zrobić... szok !
ayahuasca - 10 lut 2010, o 21:55
Czy aż taki szok? Jak napisałam, ludzie którzy nie mieli styczności z tematem, nie zrozumieją. Moim zdaniem to normalne. Jak to, że dla Ciebie taka reakcja to szok, bo spojrzenie, o jakim sobie nie wyobrażasz. Ok, trochę naciągam, ale chodzi mi o to, by nie stać się hipokrytą. .
I cóż, "jak na nas paatrzą"... a niech patrzą jak chcą, kto im zabroni własnej oceny? Ważniejsze jest to, co my sami wiemy na ten temat
nina - 10 lut 2010, o 22:18
A ja mam zadawać się z NORMALNYMI a nie z Wami ( to nie moje słowa) i nie udzielać się w żadnej sekcie typu SAS- to tyle na temat mojego otoczenia
ayahuasca - 11 lut 2010, o 11:53
Autora takich słów albo bym wyśmiała, albo poprosiła o definicja jego/jej "normalności". Najlepiej jedno i drugie.
maciej_ - 11 lut 2010, o 12:41
Ja z autorem tych słów chciałem porozmawiać jednak dla dobra ogółu nie mogę.. ja tego nie komentuję żal no żal.... no ale to to o czym rozmawialiśmy wcześniej jeśli ktoś nie rozumie stanu takiego człowieka będzie mała tekie podejście wiec nie wiem jak to traktować.
ayahuasca - 11 lut 2010, o 15:31
Nie komentujesz, a jednak "żal"?
jeśli ktoś nie rozumie stanu takiego człowieka będzie mała tekie podejście wiec nie wiem jak to traktować.
Zrozumieniem. Jeśli rozumiemy siebie nawzajem, zrozumny też i ludzi, którzy nie znają tematu i jest on dla nich trudny.
W końcu i SAS ma działać na tej zasadzie, by nie walczyć z laikami ogniem i mieczem, a uświadamiać ludzi i zostawić ich z daną wiedzą pod własną rozwagę, czyż nie?
Nina, jeśli ta osoba jest Tobie bliska, to ja się nie dziwię takiej reakcji z jej strony. Może lekceważąco, ale chce byś się trzymała od takich negatywnych myśli z dala (Podejrzewam, że to takie rozumowanie ). Nie czyni to z niej/niego od razu złego, bezuczuciowego człowieka z brakiem empatii. Możesz wytłumaczyć tej osobie jak jest w rzeczywistości.
maciej_ - 11 lut 2010, o 17:08
To ja się wypowiem po Ninie..
ayahuasca - 11 lut 2010, o 17:35
Rozumiem, że w tym przypadku źle trafiłam z moją wiarą w ludzi? No cóż, w szczegóły w końcu nie jestem wtajemniczona.
No i wyznaję zasady huny, co czasem skazuje mnie na drogę naiwności. I tak w nią wierzę.
nina - 11 lut 2010, o 19:27
Nie mam już sił na tłumaczenie a moja wiara a powodzenie bardzo, bardzo zmalała. Zresztą co ja mogę wiedzieć o życiu?!
ayahuasca - 11 lut 2010, o 19:36
Mówią, że to mądrość, kiedy jesteśmy świadomi jak mała jest nasza wiedza w porownaniu z wielkością wszechświata, życia w ogóle.
Po takim "mądrym wstępie" dodam, że zapewne wiesz tyle, ile każdy z Nas. To nie powinno być powodem mniejszej wiary. Więc co nim jest? Jak nabierzesz chęci by to napisać - zapraszam albo na pw, albo kontynuuj tutaj.