Jaki tytul dac? Szalenstwo? Oblakanie?
Dzzejka - 18 sty 2010, o 21:56
Czy to juz rekord? Jak dlugo mozna zyc z mysla, ze samobojstwo to wyjscie awaryjne z tego swiata? Od bardzo dlugiego czasu tak mam, ze zawsze jest to "jak mi sie nie uda cos, to popelnie samobojstwo i juz". Z jednej strony szalone mysli prawda? A z drugiej to daje mi poczucie jakiegos luzu, bo wiem, ze zawsze jest to wyjscie, ten zielony swiecacy napis EXIT. Co bedzie pozniej? Niewazne, wazne, ze mnie juz nie bedzie. Od kilku lat walcze sama ze soba o to by przezyc kolejny dzien. Zyje jakby z musu, nie mam radosci, chyba juz nie wiem jak to jest miec radosc w sercu. Mialam marzenia, ale mysle, ze one sie nie spelnia. Mialam plany, ale z nimi jak z marzeniami, jakos nie umiem ruszyc z miejsca aby chociaz zobaczyc czy sie uda. Nie mam przyjaciol, ani znajomych, bo dawno temu pozegnalam sie z nimi. Chcialam ze soba skonczyc, wiec doszlam do wniosku, ze wycofam sie z ich zycia, aby bylo im latwiej zapomniec. No i zapomnieli, tyko, ze ja zyje.... A przeciez mieli zapomniec jak umre. Pewnie sie zastanawiasz po co ja tutaj pisze, sama nie wiem. Moze szukam pomocy? Moze zrozumienia? A moze szukam odpowiedzi ktorej nei dostane, bo nikt za mnie nei wybierze co mam zrobic zyc czy umierac. To wszystko pewnie wyglada na pomieszane, ale ma sens, tylko aby go zlapac, trzeba znac moja historie. a kto by chcial jej sluchac, jak opowiadajacy nawet nie chce opowiadac. Czasem mam mysl, ze nic nie ma sensu, a pozniej przychodzi mysl, sproboj przeciez i tak zawsze mozesz sie zabic, i o paranojo sytuacji to jest moje wybawienie na chwile obecna. Dziwne ... Mysl o samobojstwie wybawieniem. Najdziwniejsze jest to, ze ja wiem, ze jak przyjdzie czas, to ja dam rade to zrobic. Wiem, jestem tego pewna, bo jak cos postanowie to zrobie i juz. przerazajace, brzmi jak mysl wariatki? Kiedys kolega mi powiedzial, że sie wystraszyl jak mu powiedzialam, ze jesli mi nie zrobia operacji, to sama wezme noz i sobie ja zrobie, a pozszywac mnie ebda musieli. On byl swiecie przekonany i pewny, ze ja to zrobie. Powiedzialam to z taka pewnoscia w glosie i oczach, ze jego to przerazilo, bo bylo widac, ze ja to mowie bo wlasnie tak bedzie. Mialam sie zabic w urodziny, ale niestety wpadlam na pomysl ostatniej szansy ... ale tych szans juz bylo 3, a teraz jestem wsciekla, ze urodziny minely i juz nie bedzie tak dla mnie waznej daty jak te wlasnie urodziny, wiec minela mi szansa na samobojstwo wtedy kiedy by mi sie to podobalo (odpowiadalo). Swoja droga czy planowanie dnia smierci, jak zakupow w sklepie, nie jest szalenstwem? Moze jest, ale moze dzieki temu jeszcze jestem? Bo jestem zbyt szalona by zrozumiec jak boli moje zycie i poczuc ten bol.
Ania - 19 sty 2010, o 12:29
Witaj, Dzzejka.
Wiesz, czytając twojego posta mam wrażenie jakbym słyszała siebie, prawie każde zdanie mogę odnieść do siebie. Kiedyś myślałam, że jestem odosobniona z tymi moimi myślami i doświadczeniami, że może rzeczywiście są ludzie, którzy są w podobnym stanie jak ja, ale nikt tak naprawdę nie przeżywa tego w taki sposób jak ja. I miałam rację - nikt nie przeżywa tego identycznie, ale schemat jest ten sam. I tak samo tutaj - nie mogę powiedzieć, że doświadczam tego samego co ty, bo po pierwsze nie znam cie, być może nawet bardzo się różnimy, być może moje podejście do życia bardzo różni się od twojego, a jednak... mogłabym się podpisać pod tym co napisałaś... jaki z tego wniosek? taki, że skoro doświadczamy czegoś według pewnego, podobnego schematu, to znaczy, że nie jest to jakiś tam przypadek. To znaczy że obie doświadczyłyśmy czegoś, co doprowadziło nas do tego stanu, do powstania tego schematu. Skoro jest jakiś schemat doświadczania, to są też przyczyny powstania właśnie takiego schematu. Być może w przypadku każdej osoby te przyczyny są różne, ale skoro prowadzą do powstania jednego schematu doświadczania, to wniosek z tego taki... że można z tego wyjść... bo są określone przyczyny powstania takich właśnie stanów. chodzi mi o to, że to, że doświadczasz takich stanów, że myślisz o śmierci, że w twoim życiu nie ma radości, nie ma nawet sensu, to nie jest żaden przypadek. to nie jest tak, że nagle spada to na ciebie jak grom z jasnego nieba i twoje życie traci sens. Na to składają się (tak jak juz gdzieś tu na forum pisałam) doświadczenia z dzieciństwa (one mają ogromny wpływ na nasze dorosłe życie, chociaż często to bagatelizujemy i nie zdajemy sobie z tego sprawy), indywidualne predyspozycje, indywidualne doświadczenia...
Do czego dążę? Chcę powiedzieć, że to, że jesteś teraz właśnie w takim stanie ma swoje przyczyny. A jeśli jest przyczyna/przyczyny, to można do nich dojść, wyeliminować je i wtedy skutki też zaczną znikać. Czyli naprawdę jest szansa żeby z tego wyjść. I w tym momencie nie mam na myśli samobójstwa.
A teraz tak w skrócie, żeby łatwiej było zrozumieć:
Określone przyczyny prowadzą do powstania określonego schematu doświadczeń (NIC nie dzieje się bez przyczyny, czy w to wierzymy, czy nie), więc żeby z tego wyjść trzeba dojść do przyczyn. Niby takie banalne a często o tym zapominamy i wydaje nam się, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia.
Trochę zamotałam, ale mam nadzieję, że zrozumiesz. A jeśli czegoś nie rozumiesz, to pytaj.
Pozdrawiam ciepło, Ania,
maciej_ - 19 sty 2010, o 21:52
Od jakiegoś czasu zaglądam na ten wątek i ciężko mi się wyrazić, wiem co mam powiedzieć czuję to ale nie wiem jak to ubrać w słowa. Powiem może tyle : Śmierć to ostateczność i każdy zdąży umrzeć, mając problem mamy też rozwiązania, problem polegać może na mobilizacji i na zebraniu się w sobie, powiedzieć dość dam radę... To tak naprawdę bardzo proste a jednak tak trudne. Nie każdy daje sobie z tym radę, pomoc w takich sytuacjach jest niezbędna.
Zachęcam Was do otwarcia się na problemy- po prostu przyjęcie ich z postawą człowieka i siłą jaki każdy z nas ma w sobie. Nie uciekajcie do samobójstwa !! Życie naprawdę jest kruche i krótkie. Wierzcie mi że nie warto go niszczyć dla tych pozytywnych i pięknych chwil, dla innych.
Anonim - 19 sty 2010, o 22:05
Kochamy bez przyczyny i powodu, nasza egzystencja na ziemi nie ma żadnego podłoża przyczynowego jest wiele rzeczy, które powstają w wyniku czerpania z wielkiego worka o nazwie NICOŚĆ. Czasami sobie myślę, że żyjemy na tym świecie za karę.
Też utożsamiam śmierć z wielkimi drzwiami z tabliczką EXIT, cholernie ciekawi mnie co jest po drugiej stronie. Jednocześnie jestem dumny z tego, że są to moje drzwi i sam zadecyduję kiedy przez nie przejdę. Czasami już chwytam za klamkę, ale nie przekręcam jej również z ciekawości : co będzie jak zostanę? Tak, myślę, że tylko czysta ciekawość trzyma mnie na tym świecie. A to ponoć pierwszy stopień do piekła. Na razie po prostu jestem i paradoksalnie dobrze mi z tym, choć mam wrażenie, że marnuje czas będąc tu na ziemi. Jeśli jesteś szalona lub obłąkana, a nawet jedno i drugie, to z miłą chęcią złożę swój podpis pod Twoim, bo czuje się tak samo jak Ty. Niech nazywają mnie jak chcą i tak jest mi wszystko jedno.
maciej_ - 19 sty 2010, o 22:12
Anonim wierzysz w piekło ? Boga ?
Anonim - 19 sty 2010, o 22:22
Sam nie wiem już w co mam wierzyć. W coś trzeba. Zakładam, że Bóg istnieje, bo gdy czasami rozmawiam w eter, albo czegoś bardzo pragnę i myślami wołam " Boże pomóż" to naprawdę coś zaskakuje i jest mi lepiej.
z Lucyferem mam mieszane uczucia. Bo jeśli diabła nie ma? Belzebub jako system ściągania podatków przez kościół. Ale co do istot piekielnych filozofia mi się ciągle zmienia i nie chce się ustabilizować.
A czy to takie ważne, czy z ciekawości pytasz?
maciej_ - 19 sty 2010, o 22:42
Ważne.. hmm ? No w coś trzeba wierzyć żeby żyć podobno ale tu już zbaczamy z tematu o wierze nie w tym dziale.. Nie chodzi mi o to że wspomniałeś o piekle a to wiąże się z wiarą wiec chciałem do czegoś nawiązać. Jednak skoro nie możesz mi powiedzieć "tak wierzę" "nie nie wierzę" wiec nie mam do czego nawiązywać.
jeśli jednak masz ochotę porozmawiać na temat samobójstwa w świetle wiary czy w ogóle na temat wiary zapraszam tu http://chcesiezabic.pl/forum/viewforum.php?f=11 chętnie podejmę temat....
Ania - 19 sty 2010, o 23:14
Kochamy bez przyczyny i powodu, nasza egzystencja na ziemi nie ma żadnego podłoża przyczynowego jest wiele rzeczy, które powstają w wyniku czerpania z wielkiego worka o nazwie NICOŚĆ. Czasami sobie myślę, że żyjemy na tym świecie za karę.
Widzisz, tak wiele zależy od tego, w co wierzymy, od poglądów i podejścia do życia. Ja wierzę w to, że reinkarnacja jest faktem i to pomaga mi przetrwać, bo wiem, że samobójstwo nie byłoby końcem. Nie będę się nad tym rozwodzić bo to nie dział na rozmowy o wierze i poglądach. W każdym razie... miałam taki okres zwątpienia w życiu, kiedy byłam przekonana, że nasze życie jest przypadkiem, nie ma żadnego znaczenia, po prostu rodzimy się i umieramy, istniejemy tylko przez chwilę a potem znikamy na zawsze. Też wierzyłam że jestem tutaj za karę. Naprawdę ciężko było żyć wierząc w to. Nie chcę cię namawiać do zmiany poglądów, chcę tylko zachęcić do otwarcia się na to, że może jednak życie ma jakiś sens, cel, że może jest jakiś powód, przyczyna, tego, że tutaj jesteśmy. Że to nie przypadek. Sama świadomość, że bycie tutaj ma jakiś sens, pomaga. Naprawdę pomaga.
maciej_ - 19 sty 2010, o 23:49
chcę tylko zachęcić do otwarcia się na to, że może jednak życie ma jakiś sens, cel, że może jest jakiś powód, przyczyna, tego, że tutaj jesteśmy.
i o to właśnie chodzi, jak wierzysz czy widzisz po prostu cel sens się pojawia - nie ma celu- brak sensu = myśli samobójcze... albo gorzej czynyzanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
Dzzejka - 18 sty 2010, o 21:56
Czy to juz rekord? Jak dlugo mozna zyc z mysla, ze samobojstwo to wyjscie awaryjne z tego swiata? Od bardzo dlugiego czasu tak mam, ze zawsze jest to "jak mi sie nie uda cos, to popelnie samobojstwo i juz". Z jednej strony szalone mysli prawda? A z drugiej to daje mi poczucie jakiegos luzu, bo wiem, ze zawsze jest to wyjscie, ten zielony swiecacy napis EXIT. Co bedzie pozniej? Niewazne, wazne, ze mnie juz nie bedzie. Od kilku lat walcze sama ze soba o to by przezyc kolejny dzien. Zyje jakby z musu, nie mam radosci, chyba juz nie wiem jak to jest miec radosc w sercu. Mialam marzenia, ale mysle, ze one sie nie spelnia. Mialam plany, ale z nimi jak z marzeniami, jakos nie umiem ruszyc z miejsca aby chociaz zobaczyc czy sie uda. Nie mam przyjaciol, ani znajomych, bo dawno temu pozegnalam sie z nimi. Chcialam ze soba skonczyc, wiec doszlam do wniosku, ze wycofam sie z ich zycia, aby bylo im latwiej zapomniec. No i zapomnieli, tyko, ze ja zyje.... A przeciez mieli zapomniec jak umre. Pewnie sie zastanawiasz po co ja tutaj pisze, sama nie wiem. Moze szukam pomocy? Moze zrozumienia? A moze szukam odpowiedzi ktorej nei dostane, bo nikt za mnie nei wybierze co mam zrobic zyc czy umierac. To wszystko pewnie wyglada na pomieszane, ale ma sens, tylko aby go zlapac, trzeba znac moja historie. a kto by chcial jej sluchac, jak opowiadajacy nawet nie chce opowiadac. Czasem mam mysl, ze nic nie ma sensu, a pozniej przychodzi mysl, sproboj przeciez i tak zawsze mozesz sie zabic, i o paranojo sytuacji to jest moje wybawienie na chwile obecna. Dziwne ... Mysl o samobojstwie wybawieniem. Najdziwniejsze jest to, ze ja wiem, ze jak przyjdzie czas, to ja dam rade to zrobic. Wiem, jestem tego pewna, bo jak cos postanowie to zrobie i juz. przerazajace, brzmi jak mysl wariatki? Kiedys kolega mi powiedzial, że sie wystraszyl jak mu powiedzialam, ze jesli mi nie zrobia operacji, to sama wezme noz i sobie ja zrobie, a pozszywac mnie ebda musieli. On byl swiecie przekonany i pewny, ze ja to zrobie. Powiedzialam to z taka pewnoscia w glosie i oczach, ze jego to przerazilo, bo bylo widac, ze ja to mowie bo wlasnie tak bedzie. Mialam sie zabic w urodziny, ale niestety wpadlam na pomysl ostatniej szansy ... ale tych szans juz bylo 3, a teraz jestem wsciekla, ze urodziny minely i juz nie bedzie tak dla mnie waznej daty jak te wlasnie urodziny, wiec minela mi szansa na samobojstwo wtedy kiedy by mi sie to podobalo (odpowiadalo). Swoja droga czy planowanie dnia smierci, jak zakupow w sklepie, nie jest szalenstwem? Moze jest, ale moze dzieki temu jeszcze jestem? Bo jestem zbyt szalona by zrozumiec jak boli moje zycie i poczuc ten bol.
Ania - 19 sty 2010, o 12:29
Witaj, Dzzejka.
Wiesz, czytając twojego posta mam wrażenie jakbym słyszała siebie, prawie każde zdanie mogę odnieść do siebie. Kiedyś myślałam, że jestem odosobniona z tymi moimi myślami i doświadczeniami, że może rzeczywiście są ludzie, którzy są w podobnym stanie jak ja, ale nikt tak naprawdę nie przeżywa tego w taki sposób jak ja. I miałam rację - nikt nie przeżywa tego identycznie, ale schemat jest ten sam. I tak samo tutaj - nie mogę powiedzieć, że doświadczam tego samego co ty, bo po pierwsze nie znam cie, być może nawet bardzo się różnimy, być może moje podejście do życia bardzo różni się od twojego, a jednak... mogłabym się podpisać pod tym co napisałaś... jaki z tego wniosek? taki, że skoro doświadczamy czegoś według pewnego, podobnego schematu, to znaczy, że nie jest to jakiś tam przypadek. To znaczy że obie doświadczyłyśmy czegoś, co doprowadziło nas do tego stanu, do powstania tego schematu. Skoro jest jakiś schemat doświadczania, to są też przyczyny powstania właśnie takiego schematu. Być może w przypadku każdej osoby te przyczyny są różne, ale skoro prowadzą do powstania jednego schematu doświadczania, to wniosek z tego taki... że można z tego wyjść... bo są określone przyczyny powstania takich właśnie stanów. chodzi mi o to, że to, że doświadczasz takich stanów, że myślisz o śmierci, że w twoim życiu nie ma radości, nie ma nawet sensu, to nie jest żaden przypadek. to nie jest tak, że nagle spada to na ciebie jak grom z jasnego nieba i twoje życie traci sens. Na to składają się (tak jak juz gdzieś tu na forum pisałam) doświadczenia z dzieciństwa (one mają ogromny wpływ na nasze dorosłe życie, chociaż często to bagatelizujemy i nie zdajemy sobie z tego sprawy), indywidualne predyspozycje, indywidualne doświadczenia...
Do czego dążę? Chcę powiedzieć, że to, że jesteś teraz właśnie w takim stanie ma swoje przyczyny. A jeśli jest przyczyna/przyczyny, to można do nich dojść, wyeliminować je i wtedy skutki też zaczną znikać. Czyli naprawdę jest szansa żeby z tego wyjść. I w tym momencie nie mam na myśli samobójstwa.
A teraz tak w skrócie, żeby łatwiej było zrozumieć:
Określone przyczyny prowadzą do powstania określonego schematu doświadczeń (NIC nie dzieje się bez przyczyny, czy w to wierzymy, czy nie), więc żeby z tego wyjść trzeba dojść do przyczyn. Niby takie banalne a często o tym zapominamy i wydaje nam się, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia.
Trochę zamotałam, ale mam nadzieję, że zrozumiesz. A jeśli czegoś nie rozumiesz, to pytaj.
Pozdrawiam ciepło, Ania,
maciej_ - 19 sty 2010, o 21:52
Od jakiegoś czasu zaglądam na ten wątek i ciężko mi się wyrazić, wiem co mam powiedzieć czuję to ale nie wiem jak to ubrać w słowa. Powiem może tyle : Śmierć to ostateczność i każdy zdąży umrzeć, mając problem mamy też rozwiązania, problem polegać może na mobilizacji i na zebraniu się w sobie, powiedzieć dość dam radę... To tak naprawdę bardzo proste a jednak tak trudne. Nie każdy daje sobie z tym radę, pomoc w takich sytuacjach jest niezbędna.
Zachęcam Was do otwarcia się na problemy- po prostu przyjęcie ich z postawą człowieka i siłą jaki każdy z nas ma w sobie. Nie uciekajcie do samobójstwa !! Życie naprawdę jest kruche i krótkie. Wierzcie mi że nie warto go niszczyć dla tych pozytywnych i pięknych chwil, dla innych.
Anonim - 19 sty 2010, o 22:05
Kochamy bez przyczyny i powodu, nasza egzystencja na ziemi nie ma żadnego podłoża przyczynowego jest wiele rzeczy, które powstają w wyniku czerpania z wielkiego worka o nazwie NICOŚĆ. Czasami sobie myślę, że żyjemy na tym świecie za karę.
Też utożsamiam śmierć z wielkimi drzwiami z tabliczką EXIT, cholernie ciekawi mnie co jest po drugiej stronie. Jednocześnie jestem dumny z tego, że są to moje drzwi i sam zadecyduję kiedy przez nie przejdę. Czasami już chwytam za klamkę, ale nie przekręcam jej również z ciekawości : co będzie jak zostanę? Tak, myślę, że tylko czysta ciekawość trzyma mnie na tym świecie. A to ponoć pierwszy stopień do piekła. Na razie po prostu jestem i paradoksalnie dobrze mi z tym, choć mam wrażenie, że marnuje czas będąc tu na ziemi. Jeśli jesteś szalona lub obłąkana, a nawet jedno i drugie, to z miłą chęcią złożę swój podpis pod Twoim, bo czuje się tak samo jak Ty. Niech nazywają mnie jak chcą i tak jest mi wszystko jedno.
maciej_ - 19 sty 2010, o 22:12
Anonim wierzysz w piekło ? Boga ?
Anonim - 19 sty 2010, o 22:22
Sam nie wiem już w co mam wierzyć. W coś trzeba. Zakładam, że Bóg istnieje, bo gdy czasami rozmawiam w eter, albo czegoś bardzo pragnę i myślami wołam " Boże pomóż" to naprawdę coś zaskakuje i jest mi lepiej.
z Lucyferem mam mieszane uczucia. Bo jeśli diabła nie ma? Belzebub jako system ściągania podatków przez kościół. Ale co do istot piekielnych filozofia mi się ciągle zmienia i nie chce się ustabilizować.
A czy to takie ważne, czy z ciekawości pytasz?
maciej_ - 19 sty 2010, o 22:42
Ważne.. hmm ? No w coś trzeba wierzyć żeby żyć podobno ale tu już zbaczamy z tematu o wierze nie w tym dziale.. Nie chodzi mi o to że wspomniałeś o piekle a to wiąże się z wiarą wiec chciałem do czegoś nawiązać. Jednak skoro nie możesz mi powiedzieć "tak wierzę" "nie nie wierzę" wiec nie mam do czego nawiązywać.
jeśli jednak masz ochotę porozmawiać na temat samobójstwa w świetle wiary czy w ogóle na temat wiary zapraszam tu http://chcesiezabic.pl/forum/viewforum.php?f=11 chętnie podejmę temat....
Ania - 19 sty 2010, o 23:14
Kochamy bez przyczyny i powodu, nasza egzystencja na ziemi nie ma żadnego podłoża przyczynowego jest wiele rzeczy, które powstają w wyniku czerpania z wielkiego worka o nazwie NICOŚĆ. Czasami sobie myślę, że żyjemy na tym świecie za karę.
Widzisz, tak wiele zależy od tego, w co wierzymy, od poglądów i podejścia do życia. Ja wierzę w to, że reinkarnacja jest faktem i to pomaga mi przetrwać, bo wiem, że samobójstwo nie byłoby końcem. Nie będę się nad tym rozwodzić bo to nie dział na rozmowy o wierze i poglądach. W każdym razie... miałam taki okres zwątpienia w życiu, kiedy byłam przekonana, że nasze życie jest przypadkiem, nie ma żadnego znaczenia, po prostu rodzimy się i umieramy, istniejemy tylko przez chwilę a potem znikamy na zawsze. Też wierzyłam że jestem tutaj za karę. Naprawdę ciężko było żyć wierząc w to. Nie chcę cię namawiać do zmiany poglądów, chcę tylko zachęcić do otwarcia się na to, że może jednak życie ma jakiś sens, cel, że może jest jakiś powód, przyczyna, tego, że tutaj jesteśmy. Że to nie przypadek. Sama świadomość, że bycie tutaj ma jakiś sens, pomaga. Naprawdę pomaga.
maciej_ - 19 sty 2010, o 23:49
chcę tylko zachęcić do otwarcia się na to, że może jednak życie ma jakiś sens, cel, że może jest jakiś powód, przyczyna, tego, że tutaj jesteśmy.
i o to właśnie chodzi, jak wierzysz czy widzisz po prostu cel sens się pojawia - nie ma celu- brak sensu = myśli samobójcze... albo gorzej czyny