Jestem zapewne tylko jedną z wielu...
Immortal - 13 kwi 2010, o 21:43
Jak w tytule. Jestem, bo przecież kazdy ma jakieś problemy,jakieś dylematy,cierpienia i wątpliwości.
Wydaje mi się,że moje problemy DLA MNIE samej są na dzień dzisiejszy nie do przejścia.Myślałam długo ,że psychicznie wszystko ze mną dobrze,ale nie jestem już tego taka pewna. Nie umiem opisac słowami tego co czuję.
Nie mogę znalesc pracy, jestem teraz na tak zwanym przyuczeniu gdzie poprostu nie daje sobie rady. Mam do spłaty 3 miesiące za studia , jeśli tego nie zapłacę w najbliższym miesiącu wyrzucą mnie z uczelni. Te studia są,już niedługo były,dla mnie szansą i własciwie najważniejszym priorytetem akutualnie w życiu.Rodzice nie są mi w stanie pomóc , bo ojciec po zawale stracił pracę i teraz ledwo wiążemy koniec z koncem. Najgorsze jest to,że widzę kiedy mama płacze,widzę jej codzienne katusze i serce mi krwawi.
W mojej rodzinie nigdy nie rozmawiało się głośno o uczuciach, problemach, rozterkach. Właściwie przezywamy każdy kolejny dzień nie wykraczając poza bezpieczne tematy. Ojciec nigdy nie okazywał jakoś specjalnie ,że kocha mnie i siostry ,wręcz przeciwnie,a jesli już to faworyzował tylko jedną z nas. Do niej własnie ma taki zdrowy dystans, nie wyzywa,nie poniewiera i nie odważył się chocby podnieśc na nią rękę. Nie mam w sumie jakiegoś wielkiego żalu o to,że nie usłyszałam ani razu ,że mnie kocha,że nigdy nie przytulał czy poprostu zachowywał się jak normalny ojciec.Dawno się z tym pogodziłam i nie sprawia mi to takiego bólu jak kiedyś.
Załamałam się całkiem kiedy osoba,którą uważałam za swoją przyjaciółkę okazała się byc największą świnią jaką do tej pory spotkałam na swojej drodze. Nie będę się rozpisywac....ale dotknęło mnie to tak bardzo,że pomimo iż minęło 1.5 roku wciąż czuję to samo co w ten dzień kiedy ta "przyjazn" przestała istniec.
Nie mam z kim porozmawiac, bo nikt nie rozumie.Wszyscy twierdzą,że wyolbrzymiam,że będzie spoko a ja mam tylko jakiś głupi okres i poprostu jestem bardziej wrażliwa niż normalnie. Poznałam przez internet kogoś kto teraz jest mi bliski,ale dzielą nas setki kilometrów.
Czy myślę o samobójstwie? Owszem.Jednak wciąż brakuje mi tej cholernej odwagi żeby to wszystko przerwac. Chciałabym zasnąc i już nigdy więcej się nie obudzic. Nie czuc, nie myslec, nie zastanawiac się co znowu złego się wydarzy.
Dzzejka - 14 kwi 2010, o 22:51
No to co ze setki kilometrow? Swiat to globalna wioska, wiec te kilometry to niewiele! . Co do przyjaciolki to wiem co czujesz. Mialam taka od malego (5-6lat) do praktycznie 15-16 roku zycia, potem nagle sie odwrocila i traktowala mnie jak byle co. Mimo iz minelo juz kilka ladnych lat, to wciaz mnie boli i tkwi zadra w moim sercu. Nie moge sluchac o niej, jak slysze tylko jej imie to mam ochote ..... eh szkoda gadac. Bol niesamowity. Zostalam sama jak palec, bez znajomych bo juz nie potrafie zaufac chyba nikomu. Myslalam, ze to przyjazn na cale zycie, a tutaj taki klops, a jeszcze najgorsze jest to ze jest ona chrzesta dziecka, kogos mi bliskiego. W przyszlym roku jets komunia tego dziecka, a ja nie pojde, bo mi chyba zal oczami wyplynie.
Wspolczuje CI sytuacji, sama nie mam pracy a kazdy dokola mowi tylko "idz do pracy", tak jakby to zalezalo tylko od mojej osoby :/
ayahuasca - 16 kwi 2010, o 18:05
Immortal, początek Twojej wypowiedzi zakrawa na umniejszanie swojego problemu. A przecież, jak napisałaś, każdy ma problemy i to one są dla danej osoby najtrudniejsze do przeskoczenia. Inni mogą sobie gadać co chcą, ale Ty nie musisz używać ich argumentów do umniejszania sprawy. Jeśli masz gorszy czas,daj sobie prawo do negatywnych emocji, by mogły w końcu zaistnieć, a dzięki czemu przejść. Na pewno będziesz mieć duże opory czy wiele barier do przejścia, skoro w Twoim domu nigdy nie rozmawiało się o uczuciach... Ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że można wszystko zmienić?
Myślę, że fajnie byłoby puścić swoje emocje i myśli właśnie przy rodzinie. Jest Ci trudno, więc może oni będą w stanie pomóc? Skorzystaj z tego, że masz rodzinę.
Jak "przyjaciółka" okazała się być świnia to kopnąć ją w tyłek i zapomnieć Serio, nad ludźmi, którzy ranią, nie ma co się specjalnie zastanawiać. Na pierwszą ranę można jasno wyjaśnić sytuację z drugą osobą i zobaczyć czy chce coś zmienić, czy danej osobie zależy. Jak po czasie zachowanie się powtarza - można się spokojnie odsunać od osoby, bo widać, że nic z tego nie wyjdzie. Lepiej się zająć kimś, kto jest bliżej nas, nieważne jak to się przekłada na kilometry [ Zawsze powtarzam, że Polska to nie USA, tu naprawdę mamy do siebie blisko.]
Jeszcze taka aluzja.... wiesz, kredyty studenckie nie są aż tak straszne w ratach, a skoro do skończenia studiów niewiele zostało...
Dzzejka, Nie trać takiej okazji. Poza tą jedną osobą będzie mnóstwo innych, na nich się skoncentruj. Z nią możesz się ostatecznie przywitać - to chyba jeszcze się da znieść, co?
remi130 - 12 maja 2010, o 22:58
Dziewczęta, chłopcy i inni, proszę o troszkę wiary w siebie !!! Pamiętajcie, że nigdy nie jest tak źle, zawsze może być gorzej. Może jestem głupim optymistą, ale to mi pomaga.
Niedowiarków proszę o kontakt: remi130@interia.pl
Immortal - 13 maja 2010, o 22:15
Kredyt to bardzo duże zobowiązanie i wcale nie takie proste jak się wydaje. Wiem, gdyż moja siostra się w to gówno wpakowała, ja nie chcę popełnic tego samego błędu.
Czuję,że z każdym problemem zostałam sama. Nie ma nikogo kto by mnie w pełni zrozumiał, zawsze jest jakaś przepasc chcoby byla to mi bliska osoba. To taka samotnośc w tłumie... ostatnimi czasami to się jeszcze bardziej potęguje. Mam ogromną chcęc zostawic wszystko i wszystkich i wyjechac w pizdu. Machnąc ręką na to co jest tutaj i znaleśc się nagle gdzie indziej, byleby z daleka od tego co mnie tutaj niszczy. W sumie nie wiem na co licze... że ktoś przejmie się moimi problemami... może w jakimś tam stopniu pewne osoby, te z którymi łączy mnie jakaś więz tak,ale nie oszukujmy się ... cudów nie ma. Tak na dobrą sprawę póki co nikt nie rozumie.Gdyby chodziło tylko o mnie sprawa byłaby banalna : albo wóz albo przewóz.Kiedy jednak dzien w dzien patrzysz na cierpienie kobiety,którą kochasz ponad życie, która cię wychowała i jest dla ciebie wszystkim,można ściany gryzc z bólu który czuje się w środku. Prowadzę normalny tryb zycia. Jem,śpię ( ostatnio coraz mniej choc sen przynosi mi ulgę), spotykam różnych ludzi, budzę się co rano i biegnę dalej...kiedy jednak nadchodzi wieczór zwykle wyję do poduszki. Zaciskam mocno aż mnie palce bolą,ale łkam cichutko tak aby nikt nie usłyszał. Jak ... jak życ z poczuciem beznadziejności , z samotnością, z zadrą na sercu która tkwi i twi i tkwi... ? ? ?
Olla - 15 maja 2010, o 10:55
Polecam artykuł http://psychotekst.com/artykuly.php?nr=245
Jeżeli ktoś potrzebuje pogadać, proszę pisać na PWzanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
Immortal - 13 kwi 2010, o 21:43
Jak w tytule. Jestem, bo przecież kazdy ma jakieś problemy,jakieś dylematy,cierpienia i wątpliwości.
Wydaje mi się,że moje problemy DLA MNIE samej są na dzień dzisiejszy nie do przejścia.Myślałam długo ,że psychicznie wszystko ze mną dobrze,ale nie jestem już tego taka pewna. Nie umiem opisac słowami tego co czuję.
Nie mogę znalesc pracy, jestem teraz na tak zwanym przyuczeniu gdzie poprostu nie daje sobie rady. Mam do spłaty 3 miesiące za studia , jeśli tego nie zapłacę w najbliższym miesiącu wyrzucą mnie z uczelni. Te studia są,już niedługo były,dla mnie szansą i własciwie najważniejszym priorytetem akutualnie w życiu.Rodzice nie są mi w stanie pomóc , bo ojciec po zawale stracił pracę i teraz ledwo wiążemy koniec z koncem. Najgorsze jest to,że widzę kiedy mama płacze,widzę jej codzienne katusze i serce mi krwawi.
W mojej rodzinie nigdy nie rozmawiało się głośno o uczuciach, problemach, rozterkach. Właściwie przezywamy każdy kolejny dzień nie wykraczając poza bezpieczne tematy. Ojciec nigdy nie okazywał jakoś specjalnie ,że kocha mnie i siostry ,wręcz przeciwnie,a jesli już to faworyzował tylko jedną z nas. Do niej własnie ma taki zdrowy dystans, nie wyzywa,nie poniewiera i nie odważył się chocby podnieśc na nią rękę. Nie mam w sumie jakiegoś wielkiego żalu o to,że nie usłyszałam ani razu ,że mnie kocha,że nigdy nie przytulał czy poprostu zachowywał się jak normalny ojciec.Dawno się z tym pogodziłam i nie sprawia mi to takiego bólu jak kiedyś.
Załamałam się całkiem kiedy osoba,którą uważałam za swoją przyjaciółkę okazała się byc największą świnią jaką do tej pory spotkałam na swojej drodze. Nie będę się rozpisywac....ale dotknęło mnie to tak bardzo,że pomimo iż minęło 1.5 roku wciąż czuję to samo co w ten dzień kiedy ta "przyjazn" przestała istniec.
Nie mam z kim porozmawiac, bo nikt nie rozumie.Wszyscy twierdzą,że wyolbrzymiam,że będzie spoko a ja mam tylko jakiś głupi okres i poprostu jestem bardziej wrażliwa niż normalnie. Poznałam przez internet kogoś kto teraz jest mi bliski,ale dzielą nas setki kilometrów.
Czy myślę o samobójstwie? Owszem.Jednak wciąż brakuje mi tej cholernej odwagi żeby to wszystko przerwac. Chciałabym zasnąc i już nigdy więcej się nie obudzic. Nie czuc, nie myslec, nie zastanawiac się co znowu złego się wydarzy.
Dzzejka - 14 kwi 2010, o 22:51
No to co ze setki kilometrow? Swiat to globalna wioska, wiec te kilometry to niewiele! . Co do przyjaciolki to wiem co czujesz. Mialam taka od malego (5-6lat) do praktycznie 15-16 roku zycia, potem nagle sie odwrocila i traktowala mnie jak byle co. Mimo iz minelo juz kilka ladnych lat, to wciaz mnie boli i tkwi zadra w moim sercu. Nie moge sluchac o niej, jak slysze tylko jej imie to mam ochote ..... eh szkoda gadac. Bol niesamowity. Zostalam sama jak palec, bez znajomych bo juz nie potrafie zaufac chyba nikomu. Myslalam, ze to przyjazn na cale zycie, a tutaj taki klops, a jeszcze najgorsze jest to ze jest ona chrzesta dziecka, kogos mi bliskiego. W przyszlym roku jets komunia tego dziecka, a ja nie pojde, bo mi chyba zal oczami wyplynie.
Wspolczuje CI sytuacji, sama nie mam pracy a kazdy dokola mowi tylko "idz do pracy", tak jakby to zalezalo tylko od mojej osoby :/
ayahuasca - 16 kwi 2010, o 18:05
Immortal, początek Twojej wypowiedzi zakrawa na umniejszanie swojego problemu. A przecież, jak napisałaś, każdy ma problemy i to one są dla danej osoby najtrudniejsze do przeskoczenia. Inni mogą sobie gadać co chcą, ale Ty nie musisz używać ich argumentów do umniejszania sprawy. Jeśli masz gorszy czas,daj sobie prawo do negatywnych emocji, by mogły w końcu zaistnieć, a dzięki czemu przejść. Na pewno będziesz mieć duże opory czy wiele barier do przejścia, skoro w Twoim domu nigdy nie rozmawiało się o uczuciach... Ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że można wszystko zmienić?
Myślę, że fajnie byłoby puścić swoje emocje i myśli właśnie przy rodzinie. Jest Ci trudno, więc może oni będą w stanie pomóc? Skorzystaj z tego, że masz rodzinę.
Jak "przyjaciółka" okazała się być świnia to kopnąć ją w tyłek i zapomnieć Serio, nad ludźmi, którzy ranią, nie ma co się specjalnie zastanawiać. Na pierwszą ranę można jasno wyjaśnić sytuację z drugą osobą i zobaczyć czy chce coś zmienić, czy danej osobie zależy. Jak po czasie zachowanie się powtarza - można się spokojnie odsunać od osoby, bo widać, że nic z tego nie wyjdzie. Lepiej się zająć kimś, kto jest bliżej nas, nieważne jak to się przekłada na kilometry [ Zawsze powtarzam, że Polska to nie USA, tu naprawdę mamy do siebie blisko.]
Jeszcze taka aluzja.... wiesz, kredyty studenckie nie są aż tak straszne w ratach, a skoro do skończenia studiów niewiele zostało...
Dzzejka, Nie trać takiej okazji. Poza tą jedną osobą będzie mnóstwo innych, na nich się skoncentruj. Z nią możesz się ostatecznie przywitać - to chyba jeszcze się da znieść, co?
remi130 - 12 maja 2010, o 22:58
Dziewczęta, chłopcy i inni, proszę o troszkę wiary w siebie !!! Pamiętajcie, że nigdy nie jest tak źle, zawsze może być gorzej. Może jestem głupim optymistą, ale to mi pomaga.
Niedowiarków proszę o kontakt: remi130@interia.pl
Immortal - 13 maja 2010, o 22:15
Kredyt to bardzo duże zobowiązanie i wcale nie takie proste jak się wydaje. Wiem, gdyż moja siostra się w to gówno wpakowała, ja nie chcę popełnic tego samego błędu.
Czuję,że z każdym problemem zostałam sama. Nie ma nikogo kto by mnie w pełni zrozumiał, zawsze jest jakaś przepasc chcoby byla to mi bliska osoba. To taka samotnośc w tłumie... ostatnimi czasami to się jeszcze bardziej potęguje. Mam ogromną chcęc zostawic wszystko i wszystkich i wyjechac w pizdu. Machnąc ręką na to co jest tutaj i znaleśc się nagle gdzie indziej, byleby z daleka od tego co mnie tutaj niszczy. W sumie nie wiem na co licze... że ktoś przejmie się moimi problemami... może w jakimś tam stopniu pewne osoby, te z którymi łączy mnie jakaś więz tak,ale nie oszukujmy się ... cudów nie ma. Tak na dobrą sprawę póki co nikt nie rozumie.Gdyby chodziło tylko o mnie sprawa byłaby banalna : albo wóz albo przewóz.Kiedy jednak dzien w dzien patrzysz na cierpienie kobiety,którą kochasz ponad życie, która cię wychowała i jest dla ciebie wszystkim,można ściany gryzc z bólu który czuje się w środku. Prowadzę normalny tryb zycia. Jem,śpię ( ostatnio coraz mniej choc sen przynosi mi ulgę), spotykam różnych ludzi, budzę się co rano i biegnę dalej...kiedy jednak nadchodzi wieczór zwykle wyję do poduszki. Zaciskam mocno aż mnie palce bolą,ale łkam cichutko tak aby nikt nie usłyszał. Jak ... jak życ z poczuciem beznadziejności , z samotnością, z zadrą na sercu która tkwi i twi i tkwi... ? ? ?
Olla - 15 maja 2010, o 10:55
Polecam artykuł http://psychotekst.com/artykuly.php?nr=245
Jeżeli ktoś potrzebuje pogadać, proszę pisać na PW