Kalander Krucze Pióro
Dorm - 09 Sie 2010 01:00
" />*Widzisz niewielką księgę, nieco podniszczoną i wytartą, po otwarciu okazuje się że treść jej została zapisana w języku niziołczym a kaligrafia cechuje się niezwykła starannością i gracją.*
Sam nie wiem dlaczego to piszę, gdyby pamiętnik ten wpadł w niepowołane ręce ciężko byłoby się wyłgać z uczynków które popełniłem.
Skończyłem już pakowanie się, finał jest bliski i niedługo ma prawdziwa natura zostanie odkryta, nie będzie wtedy czasu na rozważania. Plecak spakowany, plan ucieczki gotowy, czy i tym razem uda się zgarnąć łup i uciec niepostrzeżenie? Niech Maska otoczy mnie swym cieniem.
Nie wyszło do końca tak jak chciałem, musiałem obmyślić nowy plan ucieczki, jestem teraz na statku z tego co wiem płyniemy na półwysep Chult.
Pierwszy dzień na lądzie
Tutejszy klimat nie należy do najprzyjemniejszych. Swe pierwsze kroki skierowałem do karczmy âźSzare Wodyâ. Wczułem się tam w rolę wojownika-niedojdy co niby smoki zabija uderzając sztyletem po oczach, zabawy było sporo. Uzyskałem również informację że jeden z kompanów od kufla imieniem Jack jest na usługach straży, należy na niego uważać.
Przedziwna sytuacja, wybrałem się wraz z grupą awanturników zbadać okoliczne tereny, na naszej drodze stanęły dwa ogromne drzewce, nagle pojawił się mgła i jakiś tubylec zaczął nasz przestrzegać przed plugawieniem tych ziem. Gdy mgła się rozpierzchła nie było śladu po drzewcach, tak jakby nic się tu nie wydarzyło.
Sprawa nabrała tempa gdy na miejscu pojawił się jakiś człeczyna do którego okoliczni zwracali się Młodszy kapitan Martin Keller. Udając troskę o ten marny port udowodniłem temu człowiekowi że nie bredzimy i wskazałem dowody na to że drzewce rzeczywiście tu były, ten zaś w podzięce wręczył mi sakiewkę. Pierwsze zarobione pieniądzeâŚ
Dalszy ciąg wydarzeń doprowadził do wypadu w głąb lasu i odpierania ataków dzikich zwierzą, przy czym starałem się jak najmniej ubrudzić ręce.
Jest coś jeszcze wartego uwagi, stojąc na rynku, obserwując potencjalne ofiary podszedł do mnie jakiś tajemniczy jegomość mówiąc że ma dla mnie to po co go wysłałem do dżungli. Gdy się odwróciłem strasznie się speszył, powiedział że pomylił mnie z kimś innym i szybko się oddalił. Próbowałem go śledzić lecz człowiek tan sprytnie ukrył się pośród tłumu. Co takiego specjalnego przyniósł z dżungli? Coś nielegalnego? Z kim mógł mnie pomylić? Nie widziałem tutaj jeszcze innych niziołków a mej postury są tutaj jedynie biegające po ulicach dzieci. Nazwał mnie âźSmykâ początkowo myślałem że to jedna z chamskich przydomków jakie nadają mi nieraz ludzie, ale teraz jestem niemal pewien że tak nazywana jest osoba do której miała trafić owa tajemnicza przesyłka.
Dzisiejszej nocy popełniłem pierwszy poważny błąd, podekscytowany atakami zwierząt nie mogłem zasnąć. Pod przebraniem postanowiłem śledzić dwóch magów. Nie miałem w tym głębszego celu ale ich tajemnicze zachowanie skusiło moją ciekawość. Niestety gdy znaleźliśmy się w jakiejś wieży przypominającej ruinę odkryli oni moją obecność za pomocą magii. Zrobiło się nieprzyjemnie, zdemaskowanie tak prędko nie wchodziło w grę, zagradzając mi drogę ucieczki próbowali nakłonić mnie do odsłonienia oblicza, nie stosowali oni żadnego siłowego czy nawet magicznego przymusu, lecz każde inkantowane przez nich zaklęcie budziło mój lęk. Ostatecznie udało mi się uciec korzystając z zamieszania jakie spowodował jakiś stwór, który wtargnął niespodziewanie. Niestety przebywałem z nimi tak długo w jednym pomieszczeniu że raczej bez problemu rozpoznają mnie na ulicy.
W najbliższym czasie powstrzymam się od wypraw nocnych, zbyt duże ryzyko.
Dorm - 14 Sie 2010 16:30
" />Sześć dni na tym dzikim lądzie, me oczy są świadkami przedziwnych i tajemniczych scen, dzicy, zakapturzeni, tępi pół-orkowie, pijani korsarze... jest tutaj chyba wszystko.
O dziwo udało mi się znaleźć uczciwą pracę jako jeden z członków "ostrz protekcji". Nazwa niczego sobie, nie wiem jak udało mi się przekonać tego zielonego, że nadaję się na obrońcę karawan... Zielone wiadomo głupie, to we wszystko uwierzy.
Jeżeli chodzi o prawdziwą pracę, to udało mi się nawiązać kontakt z jednym tajemniczym człowiekiem, może uda się dzięki temu zająć czymś bardziej dochodowym niż zbieranie prawie pustych sakiewek mieszczuchów.zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
Dorm - 09 Sie 2010 01:00
" />*Widzisz niewielką księgę, nieco podniszczoną i wytartą, po otwarciu okazuje się że treść jej została zapisana w języku niziołczym a kaligrafia cechuje się niezwykła starannością i gracją.*
Sam nie wiem dlaczego to piszę, gdyby pamiętnik ten wpadł w niepowołane ręce ciężko byłoby się wyłgać z uczynków które popełniłem.
Skończyłem już pakowanie się, finał jest bliski i niedługo ma prawdziwa natura zostanie odkryta, nie będzie wtedy czasu na rozważania. Plecak spakowany, plan ucieczki gotowy, czy i tym razem uda się zgarnąć łup i uciec niepostrzeżenie? Niech Maska otoczy mnie swym cieniem.
Nie wyszło do końca tak jak chciałem, musiałem obmyślić nowy plan ucieczki, jestem teraz na statku z tego co wiem płyniemy na półwysep Chult.
Pierwszy dzień na lądzie
Tutejszy klimat nie należy do najprzyjemniejszych. Swe pierwsze kroki skierowałem do karczmy âźSzare Wodyâ. Wczułem się tam w rolę wojownika-niedojdy co niby smoki zabija uderzając sztyletem po oczach, zabawy było sporo. Uzyskałem również informację że jeden z kompanów od kufla imieniem Jack jest na usługach straży, należy na niego uważać.
Przedziwna sytuacja, wybrałem się wraz z grupą awanturników zbadać okoliczne tereny, na naszej drodze stanęły dwa ogromne drzewce, nagle pojawił się mgła i jakiś tubylec zaczął nasz przestrzegać przed plugawieniem tych ziem. Gdy mgła się rozpierzchła nie było śladu po drzewcach, tak jakby nic się tu nie wydarzyło.
Sprawa nabrała tempa gdy na miejscu pojawił się jakiś człeczyna do którego okoliczni zwracali się Młodszy kapitan Martin Keller. Udając troskę o ten marny port udowodniłem temu człowiekowi że nie bredzimy i wskazałem dowody na to że drzewce rzeczywiście tu były, ten zaś w podzięce wręczył mi sakiewkę. Pierwsze zarobione pieniądzeâŚ
Dalszy ciąg wydarzeń doprowadził do wypadu w głąb lasu i odpierania ataków dzikich zwierzą, przy czym starałem się jak najmniej ubrudzić ręce.
Jest coś jeszcze wartego uwagi, stojąc na rynku, obserwując potencjalne ofiary podszedł do mnie jakiś tajemniczy jegomość mówiąc że ma dla mnie to po co go wysłałem do dżungli. Gdy się odwróciłem strasznie się speszył, powiedział że pomylił mnie z kimś innym i szybko się oddalił. Próbowałem go śledzić lecz człowiek tan sprytnie ukrył się pośród tłumu. Co takiego specjalnego przyniósł z dżungli? Coś nielegalnego? Z kim mógł mnie pomylić? Nie widziałem tutaj jeszcze innych niziołków a mej postury są tutaj jedynie biegające po ulicach dzieci. Nazwał mnie âźSmykâ początkowo myślałem że to jedna z chamskich przydomków jakie nadają mi nieraz ludzie, ale teraz jestem niemal pewien że tak nazywana jest osoba do której miała trafić owa tajemnicza przesyłka.
Dzisiejszej nocy popełniłem pierwszy poważny błąd, podekscytowany atakami zwierząt nie mogłem zasnąć. Pod przebraniem postanowiłem śledzić dwóch magów. Nie miałem w tym głębszego celu ale ich tajemnicze zachowanie skusiło moją ciekawość. Niestety gdy znaleźliśmy się w jakiejś wieży przypominającej ruinę odkryli oni moją obecność za pomocą magii. Zrobiło się nieprzyjemnie, zdemaskowanie tak prędko nie wchodziło w grę, zagradzając mi drogę ucieczki próbowali nakłonić mnie do odsłonienia oblicza, nie stosowali oni żadnego siłowego czy nawet magicznego przymusu, lecz każde inkantowane przez nich zaklęcie budziło mój lęk. Ostatecznie udało mi się uciec korzystając z zamieszania jakie spowodował jakiś stwór, który wtargnął niespodziewanie. Niestety przebywałem z nimi tak długo w jednym pomieszczeniu że raczej bez problemu rozpoznają mnie na ulicy.
W najbliższym czasie powstrzymam się od wypraw nocnych, zbyt duże ryzyko.
Dorm - 14 Sie 2010 16:30
" />Sześć dni na tym dzikim lądzie, me oczy są świadkami przedziwnych i tajemniczych scen, dzicy, zakapturzeni, tępi pół-orkowie, pijani korsarze... jest tutaj chyba wszystko.
O dziwo udało mi się znaleźć uczciwą pracę jako jeden z członków "ostrz protekcji". Nazwa niczego sobie, nie wiem jak udało mi się przekonać tego zielonego, że nadaję się na obrońcę karawan... Zielone wiadomo głupie, to we wszystko uwierzy.
Jeżeli chodzi o prawdziwą pracę, to udało mi się nawiązać kontakt z jednym tajemniczym człowiekiem, może uda się dzięki temu zająć czymś bardziej dochodowym niż zbieranie prawie pustych sakiewek mieszczuchów.