ďťż

Moja Historia, Mój Ból



maciekmaj - 1 lip 2010, o 03:34
Witajcie,
napiszę jak to się zaczęło, napiszę również jak się skończyło i jak wygląda na dzień dzisiejszy

Gdy poznałem Paulinę mój świat zmienił się diametralnie, wszystko byłem w stanie dla niej zrobić, była starsza ode mnie o 4 lata, miała 2 letniego syna, mieszkała z matką, ja miałem 21 lat i niepoukładana głowę, choć szybko dorosłem emocjonalnie ze względy na moją sytuację w domu, spotykaliśmy się, Kochaliśmy się było nam cudownie, po pół roku "Kochania Się" postanowiliśmy się pobrać, uważałem się wtedy za naprawdę "dorosłego" faceta dojrzałego który jest w stanie zapewnić wszystko swojej rodzinie, i na początku tak było, zamieszkaliśmy z jej matką, dostałem dobrą pracę w służbie więziennej, wszystko układało się wspaniale, i nie wiem nawet kiedy poprosiła mnie bym wziął kredyt bo chce pomóc mamie spłacić zadłużenia zgodziłem się bez wahania, przecież to moja żona myślałem wtedy ufałem bezgranicznie , ale niestety za tym poszła kolejna spirala kredytów, a to na zachcianki mojej zony wczasy, samochody, telewizory, remont mieszkania itd.
Było ok do momentu niedopilnowania spłat rat kredytów, moja żona olała to całkowicie, oddawałem jej wszystko bo miałem nadzieję że jako kobieta zajmie się finansami, nie miałem nigdy do tego głowy, okazało się jednak że JA jestem strasznie zadłużony, skończył się limit kredytowy, status społeczny mojej żony spadł i zaczęły się ciągle kłótnie, nieporozumienia, w międzyczasie na świat przyszedł nasz syn, de facto był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu, myślałem że to w jakiś sposób scementuje nasz związek, sprawi że moja żona spojrzy na to wszystko z innej perspektywy, ale myliłem się , było tylko coraz gorzej, aż do momentu kulminacyjnego w którym po powrocie z pracy miałem spakowane walizki, i usłyszałem, że to koniec że mnie nie Kocha i to był błąd jej życia, że tym błędem byłem ja, Pamiętam że walczyłem wtedy jak Lew o nią, ale nic to nie dawało zero rezultatu przy włożeniu maksimum wysiłku, zostałem w tym momencie sam ze swoimi walizkami, noc spałem pod drzwiami, nie wiedziałem co mam zrobić, wróciłem do rodzinnego domu do matki która do dzisiaj nie wybaczyła mi tego małżeństwa, nie miałem z kim porozmawiać, wszyscy słuchali ale nie rozumieli, to wszystko nasilało się we mnie ta pustka, ta rozpacz, ten bezsens życia, bez osoby którą Kochałem, którą tak naprawdę Kocham do dzisiaj mimo zadanego mi przez nią bólu, Pamiętam dokładnie dzień w którym podjąłem decyzję o odejściu z tego świata, przygotowałem się, ostro popiłem, woda w wannie, żyletka i muzyka na uszach, najpierw poczułem ból później było z górki, krew ubywała zaczęło się kręcić w głowie muzyka się ciągnęła, i ten krzyk przeraźliwy krzyk mojej matki gdy mnie znalazła, pamiętam tylko później oddział psychiatryczny, psychiatrów, psychologów, ludzi z podobnymi problemami, dużo pomogły mi rozmowy z psychiatrą, to tak po krótce , na dzień dzisiejszy żyję pracuję i szukam pozytywnych momentów życia, łapię każdą chwilę a przy najmniej się staram,,,,,,,,nie mówię że jest łatwo, ale lepsza jest walka o życie niż poddanie się, na dzień dzisiejszy tak mi się wydaję.

Pozdrawiam
Maciej




qube - 1 lip 2010, o 19:57
oczywiście jesteś na tyle silną osobą, że nie możesz sie poddać jesteś kolejnym przykładem dla naszych forumowiczów, że ucieczka bez walki to zwyczajne tchórzostwo i najważniejsze jest to, żeby powtarzać tutaj jak najczęściej: samobójstwo to nie jest sposób na manifest... dobrze, że jesteś po naszej stronie



sartre - 18 sie 2010, o 23:38
Masz kontakt z synem?
Nawet jeśli nie - wlczysz
I to jest piękne, choć nie mówię, że łatwe
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ilemaszlat.htw.pl
  • 0000_menu