nie czytajcie, mówię poważnie
Ania - 20 paź 2010, o 01:37
Ależ ja jestem naiwna myśląc, że kolejny temat założony na forum i kolejne hektolitry myśli wylanych w te białe okienko w jakiś sposób mi pomoże. Wiem, że to żadna przyjemność czytać te żałosne wynurzenia, więc najlepiej nie czytajcie. Nie mam się do kogo odezwać, więc muszę gdzieś się wyżalić, chociaż czuję się koszmarnie z tego powodu, że jestem taka słaba, więc nie oczekuję, że ktoś to przeczyta, nie spodziewam się odpowiedzi. Wiem, że to trochę niefajnie traktować forum jak swój pamiętnik, ale mam nadzieję, że zrozumiecie.
Czuję ogromny wstręt do siebie z powodu swoich słabości. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale czuję się okropnie z powodu tego, że w ogóle cokolwiek czuję. Całe życie staram się wyzbyć uczuć i emocji, staram się być najbardziej obojętna, nieczuła, nie okazywać żadnych uczuć, które traktuję jako słabości, nie angażować się emocjonalnie, udawać, że nie zależy mi na innych. Ale nie potrafię. Za każdym razem kiedy okazuję jakiekolwiek emocje, kiedy ujawniam się z tym, że mam uczucia, mam ochotę zrobić sobie krzywdę, ukarać się za to.
Od kilku dni nie potrafię spać, nie mogę nic zjeść, dosłownie jakbym miała zaciśnięte gardło, przełknięcie stałego pokarmu sprawia mi dyskomfort (a uwielbiam jeść, zdarza mi się objadać do bólu brzucha) nie potrafię na niczym się skupić, mam milion myśli i pomysłów na sekundę, z racji, ze trochę rysuję, mam ochotę tworzyć, ale jednocześnie czuję zbyt wielką ekscytację żeby zrobić cokolwiek, czuję się, jakby to określić, zbyt silna. Z kolei kiedy czuję się bardziej depresyjnie nie jestem w stanie niczego stworzyć, bo nie mam ochoty, pomysłów, natchnienia i siły. Już wiele razy tak miałam i wiem, że mi przejdzie, ale wiem też, że nie będzie normalnie. Nie potrafię czuć się normalnie, nie potrafię czuć się po prostu dobrze, spokojnie. Albo śpię całymi dniami i nocami w przerwach oglądając filmy i objadając się, albo nie śpię wcale, niewiele jem, czuję się jakbym miała jakąś nadpobudliwość psycho-ruchową. Jestem już tak zmęczona tym, że czasami mam wrażenie, że w każdej chwili mogę upaść i umrzeć z wycieńczenia. Codziennie jestem inną osobą, ciągle zmieniam zdanie, obiecuje coś komuś, a potem odechciewa mi się, robię coś, a potem tego żałuję, zrywam znajomości, wyzywam ludzi od najgorszych, a potem wracam na kolanach i przepraszam, objadam się, wymiotuję, głodzę się, upijam się, czasami mam wrażenie, że jestem w stanie zrobić tak wiele, snuję wspaniałe plany na przyszłość, czuję tak niewyobrażalnie wielką ekscytację, że nie jestem w stanie skupić się na niczym, ale zanim zacznę realizować te plany przechodzi mi i czuję się bezwartościowym śmieciem, zdaję sobie sprawę, że niczego nie osiągnę, że do niczego się nie nadaję, bo jestem wybrakowana, zepsuta. Alkohol piję bardzo rzadko, ale jeśli już mi się zdarzy raz to zaczyna się ciąg upijania się, który tylko pogarsza mój stan. Zdarza mi się podejmować totalnie nieprzemyślane decyzje i robić bardzo głupie rzeczy, np. wysyłanie swoich nagich zdjęć zboczonym desperatom na chatach erotycznych, czy umawianie się na seks z nieznajomymi z internetu. Nie potrafię nic zrobić z własnym życiem, bo to jest totalny chaos, totalne pomieszanie. Jestem wykończona własną destruktywnością, nie chcę tak żyć, ale nie potrafię tego opanować, to jest tak, jakbym miała w sobie jakieś tornado. Jestem jednym, wielkim żałosnym emocjonalnym chaosem i pomieszaniem. W kwietniu miałą taką fazę, że przez około miesiąc zdrowo się odżywiałam, biegałam, czułam się naprawdę dobrze, potem się jak zwykle wszystko posypało. Cały wrzesień z kolei dzień w dzień tylko oglądałam seriale. Obejrzałam cały sezon Huge, Weeds i coś tam jeszcze. Nie mogę normalnie funkcjonować, nie byłabym w stanie chodzić codziennie do pracy, chociaż próbowałam. Czasami czuję tak ogromne obrzydzenie do siebie, własnego życia i tego świata, że wymiotuję i próbuję zrobić sobie krzywdę żeby się ukarać. Myślę, że kiedyś nie wytrzymam i nie będzie mnie już wśród was. Zresztą czuję się tak beznadziejna, bezwartościowa i żałosna, że mam wrażenie, że to najlepsze rozwiązanie. Tylko nie wiem, jak się zabić. Myślałam o wszystkich metodach po kolei, ale żadna nie wydaje się odpowiednia. Chyba chcę, żeby moje samobójstwo wyglądało na przypadkową śmierć. Poza tym kiedy myślę o tym, co będą czuli moi rodzice, rodzina, (którym, chociaż czasami wydaje mi się, że jest inaczej, chyba na mnie zależy) to nie potrafię się przełamać. Chciałabym żeby wiedzieli, że takie jest dla mnie najlepsze wyjście, że nie widziałam dla siebie szans na normalne życie, że to wszystko mnie przerosło, żeby rozstali się ze mną bez żalu, bez łez i poczucia winy. A tak z innej beczki, nie chciałabym żeby moja rodzina trafiła na to forum i moje wypowiedzi. gdybym podjęła ostateczną decyzję, wystarczy, że odinstaluję przeglądarki i wszystkie dane (jak to się nazywa, ciasteczka czy coś takiego?)? czy lepiej zrobić format dysków? czy coś tam. nie znam się.
Zakładam, że mimo tego, że napisałam żebyście nie czytali i tak ktoś przeczyta, więc proszę, nie pouczajcie mnie, że to co robię i jak żyję, jest niefajne, bo ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę. I właśnie dlatego, że zdaję sobie z tego sprawę nie jestem w stanie tego znieść.
Ania - 20 paź 2010, o 01:38
o matko, ile tego wyszło
maciej_ - 20 paź 2010, o 08:23
Ania a czy z Agnieszką się kontaktowałaś ? Rozmawiałaś ?
Ania - 20 paź 2010, o 11:01
Nie. Nie wierzę, że ktoś mógłby mi pomóc. Z całym szacunkiem dla Agnieszki, ale nie wierzę, że ktoś mógłby chcieć pomóc mi za darmo. Około 3 nad ranem mi przeszło, teraz czuję się dużo lepiej. W tym rzecz właśnie, że kiedy czuję się już lepiej momentalnie wyrzucam z pamięci to, że czułam się koszmarnie, i nie widzę potrzeby szukania pomocy. Zresztą teraz nawet nie potrafiłabym mówić o tym, jak źle się czasami czuję, a jak się czuję źle, to też nie szukam pomocy, bo nie wierzę, że ktoś byłby w stanie mi pomóc. I to nie znaczy, że uważam się za beznadziejny przypadek, na pewno są osoby dużo bardziej zaburzone niż ja, po prostu czuję, że nie powinno mnie tu być i nie mam prawa szukać pomocy. A teraz czuję, że jestem silniejsza, chce mi się płakać z radości, ale boję się, że znowu to stracę.
Hmm, tylko nie wiem, co miałabym napisać Agnieszce...
maciej_ - 20 paź 2010, o 14:44
Nie wierzę, że ktoś mógłby mi pomóc
z góry zakładasz że nie da Ci sie pomóc więc bądź pewna że nawet cudotwórca Ci nie poradzi, poza tym tylko ten osiąga cel kto próbuje. Zeby zrozumieć czyjś problem trzeba go wnikliwie przeanalizować jeśli nie otworzysz sie na kogokolwiek z góry jesteś przegrana. Jeśli chcesz żeby Twój stan sie polepszył musisz komuś zaufać, to proste.
Ania - 20 paź 2010, o 22:21
no tak, racja.
executor - 21 paź 2010, o 06:48
Ania, masz ten sam problem co ja, za trudna decyzja czy żyć czy umrzeć co powoduje naszą bierność. Ja sam o pomoc nie poproszę, gdyby mi ktoś ją zaoferował to bym najpewniej odmówił ale w głębi duszy chciałbym pomoc uzyskać i byłbym bardzo wdzięczny gdyby ktoś udzieliłby pomocy wbrew mojej woli (wiem że na początku by mi to przeszkadzało, ale po czasie dziękowałbym tej osobie).
Ty masz chyba trochę łatwiej, nic nie szkodzi ci skorzystać z pomocy, iść na psychoterapię (u mnie już problem bo rodzina nic o mnie nie wie a taka wiadomość "jaki ja na prawdę jestem" spadła by na nich jak grom z jasnego nieba, inna sprawa że po prostu nie mam odwagi im o tym powiedzieć.).
Nie mam pojęcia co Ci napisać, co Ci doradzić. Dwie zdołowane osoby dołują siebie nawzajem. Jedyne co na dzień dzisiejszy mogę Ci polecić to staraj się robić jak najwięcej rzeczy przy których nie będziesz myślała o tym wszystkim. Głośna muzyka, wymagający dużego wysiłku sport (zresztą po wysiłku fizycznym humor się poprawia - przetestowane na sobie). A porozmawiać z tą "Agnieszką" to chyba żadnego problemu Ci nie zrobi, prawda? To "tylko" rozmowa przecież. Zadaj sobie pytanie "co masz do stracenia".
agchor - 21 paź 2010, o 10:52
Nie. Nie wierzę, że ktoś mógłby mi pomóc. Z całym szacunkiem dla Agnieszki, ale nie wierzę, że ktoś mógłby chcieć pomóc mi za darmo. Około 3 nad ranem mi przeszło, teraz czuję się dużo lepiej. W tym rzecz właśnie, że kiedy czuję się już lepiej momentalnie wyrzucam z pamięci to, że czułam się koszmarnie, i nie widzę potrzeby szukania pomocy. Zresztą teraz nawet nie potrafiłabym mówić o tym, jak źle się czasami czuję, a jak się czuję źle, to też nie szukam pomocy, bo nie wierzę, że ktoś byłby w stanie mi pomóc. I to nie znaczy, że uważam się za beznadziejny przypadek, na pewno są osoby dużo bardziej zaburzone niż ja, po prostu czuję, że nie powinno mnie tu być i nie mam prawa szukać pomocy. A teraz czuję, że jestem silniejsza, chce mi się płakać z radości, ale boję się, że znowu to stracę.
Hmm, tylko nie wiem, co miałabym napisać Agnieszce...
Ania nic nie MUSISZ pisac Agnieszce. Masz wolna wole. Ja ci chce tylko przypomiec ze JESTES bardzo wazna i w rownym stopniu masz prawo do pomocy. Wspomialas wyzej ze nie wierzysz iz ktos moglby ci pomoc za darmo a przeciez ta strona jest dowodem na to ze jednak tacy ludzie istnieja. Troche wiary w siebie i innych ludzi:)
Dobrze by bylo jak bys sie w cos zaangazowala, cos co zabierze ci czas i odciagnie mysli od samej siebie. Jesli nie bedziesz w centrum wlasnego zainteresowania odejda te niepokajace mysli i zyskasz na czasie zeby sie poswiadomie uporzadkowac.
Ja ci kibicuje i pozdrawiam
Ania - 21 paź 2010, o 11:39
Ania nic nie MUSISZ pisac Agnieszce. Masz wolna wole. Ja ci chce tylko przypomiec ze JESTES bardzo wazna i w rownym stopniu masz prawo do pomocy. Wspomialas wyzej ze nie wierzysz iz ktos moglby ci pomoc za darmo a przeciez ta strona jest dowodem na to ze jednak tacy ludzie istnieja. Troche wiary w siebie i innych ludzi:)
Dobrze by bylo jak bys sie w cos zaangazowala, cos co zabierze ci czas i odciagnie mysli od samej siebie. Jesli nie bedziesz w centrum wlasnego zainteresowania odejda te niepokajace mysli i zyskasz na czasie zeby sie poswiadomie uporzadkowac.
Ja ci kibicuje i pozdrawiam
wiem, że nie muszę, ale chciałam. w tym rzecz właśnie, że zaangażowałam się, w listopadzie idę do pracy, teraz też zaproponowano mi coś, zgodziłam się i praktycznie całe dnie mam zajęte, ale to nic nie daje. poznałam też nowych ludzi. w wakacje praktycznie cały czas zajmowałam się bezdomnymi zwierzętami, dokarmiając je, szukając im domu, próbowałam też spotykać ze starymi znajomymi, dorabiałam sobie rysując portrety, ale to nic nie zmieniało. hm, dwa lata temu poszłam do szkoły policealnej, wtedy też miałam tyle zadań, że czasami nie wiedziałam, jak się nazywam, ale to nie zmieniło tego, jak się czuję. w wakacje w zeszłym roku pojechałam do pracy za granicą, myślałam, że będę tak zajęta pracą, że nie będę tak skupiać się na sobie, ale to nie jest tak, że ja się jakoś specjalnie na sobie koncentruje. wtedy tam w Holandii za wszelką cenę starałam się nie myśleć tyle, pracować jak wszyscy, wmawiałam sobie, że wytrzymam, ale nie dałam rady. to jest tak, jakby te wszystkie myśli i emocje przychodziły gdzieś z zewnątrz, ja często nie identyfikuję się z nimi, czuję, że "to nie ja". i cokolwiek bym nie robiła, czymkolwiek się nie zajmowała, choćbym nie wiem jak mocno próbowała, nie potrafię tego opanować. z jednej strony lubię tą swoją mroczną stronę, tę pasję, ekscytację, skłonności do ryzyka, które dostarcza tak silnych emocji, ale wiem, że niszczę siebie tym. z drugiej strony nie wyobrażam sobie już życia bez tych silnych emocji.
wluczykij013 - 22 paź 2010, o 21:04
znam to doskonale, mimo że posiada się pracę czy inne zajęcie ktore powinno "odciągnąć" myśli, to nie da się. Nie można od tego uciec. I każda próba zmiany kończy się porażką... Jedyne co zostaje to wszechogarniająca niemoc. I pustka.
Ania - 22 paź 2010, o 22:55
mam dość.zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
Ania - 20 paź 2010, o 01:37
Ależ ja jestem naiwna myśląc, że kolejny temat założony na forum i kolejne hektolitry myśli wylanych w te białe okienko w jakiś sposób mi pomoże. Wiem, że to żadna przyjemność czytać te żałosne wynurzenia, więc najlepiej nie czytajcie. Nie mam się do kogo odezwać, więc muszę gdzieś się wyżalić, chociaż czuję się koszmarnie z tego powodu, że jestem taka słaba, więc nie oczekuję, że ktoś to przeczyta, nie spodziewam się odpowiedzi. Wiem, że to trochę niefajnie traktować forum jak swój pamiętnik, ale mam nadzieję, że zrozumiecie.
Czuję ogromny wstręt do siebie z powodu swoich słabości. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale czuję się okropnie z powodu tego, że w ogóle cokolwiek czuję. Całe życie staram się wyzbyć uczuć i emocji, staram się być najbardziej obojętna, nieczuła, nie okazywać żadnych uczuć, które traktuję jako słabości, nie angażować się emocjonalnie, udawać, że nie zależy mi na innych. Ale nie potrafię. Za każdym razem kiedy okazuję jakiekolwiek emocje, kiedy ujawniam się z tym, że mam uczucia, mam ochotę zrobić sobie krzywdę, ukarać się za to.
Od kilku dni nie potrafię spać, nie mogę nic zjeść, dosłownie jakbym miała zaciśnięte gardło, przełknięcie stałego pokarmu sprawia mi dyskomfort (a uwielbiam jeść, zdarza mi się objadać do bólu brzucha) nie potrafię na niczym się skupić, mam milion myśli i pomysłów na sekundę, z racji, ze trochę rysuję, mam ochotę tworzyć, ale jednocześnie czuję zbyt wielką ekscytację żeby zrobić cokolwiek, czuję się, jakby to określić, zbyt silna. Z kolei kiedy czuję się bardziej depresyjnie nie jestem w stanie niczego stworzyć, bo nie mam ochoty, pomysłów, natchnienia i siły. Już wiele razy tak miałam i wiem, że mi przejdzie, ale wiem też, że nie będzie normalnie. Nie potrafię czuć się normalnie, nie potrafię czuć się po prostu dobrze, spokojnie. Albo śpię całymi dniami i nocami w przerwach oglądając filmy i objadając się, albo nie śpię wcale, niewiele jem, czuję się jakbym miała jakąś nadpobudliwość psycho-ruchową. Jestem już tak zmęczona tym, że czasami mam wrażenie, że w każdej chwili mogę upaść i umrzeć z wycieńczenia. Codziennie jestem inną osobą, ciągle zmieniam zdanie, obiecuje coś komuś, a potem odechciewa mi się, robię coś, a potem tego żałuję, zrywam znajomości, wyzywam ludzi od najgorszych, a potem wracam na kolanach i przepraszam, objadam się, wymiotuję, głodzę się, upijam się, czasami mam wrażenie, że jestem w stanie zrobić tak wiele, snuję wspaniałe plany na przyszłość, czuję tak niewyobrażalnie wielką ekscytację, że nie jestem w stanie skupić się na niczym, ale zanim zacznę realizować te plany przechodzi mi i czuję się bezwartościowym śmieciem, zdaję sobie sprawę, że niczego nie osiągnę, że do niczego się nie nadaję, bo jestem wybrakowana, zepsuta. Alkohol piję bardzo rzadko, ale jeśli już mi się zdarzy raz to zaczyna się ciąg upijania się, który tylko pogarsza mój stan. Zdarza mi się podejmować totalnie nieprzemyślane decyzje i robić bardzo głupie rzeczy, np. wysyłanie swoich nagich zdjęć zboczonym desperatom na chatach erotycznych, czy umawianie się na seks z nieznajomymi z internetu. Nie potrafię nic zrobić z własnym życiem, bo to jest totalny chaos, totalne pomieszanie. Jestem wykończona własną destruktywnością, nie chcę tak żyć, ale nie potrafię tego opanować, to jest tak, jakbym miała w sobie jakieś tornado. Jestem jednym, wielkim żałosnym emocjonalnym chaosem i pomieszaniem. W kwietniu miałą taką fazę, że przez około miesiąc zdrowo się odżywiałam, biegałam, czułam się naprawdę dobrze, potem się jak zwykle wszystko posypało. Cały wrzesień z kolei dzień w dzień tylko oglądałam seriale. Obejrzałam cały sezon Huge, Weeds i coś tam jeszcze. Nie mogę normalnie funkcjonować, nie byłabym w stanie chodzić codziennie do pracy, chociaż próbowałam. Czasami czuję tak ogromne obrzydzenie do siebie, własnego życia i tego świata, że wymiotuję i próbuję zrobić sobie krzywdę żeby się ukarać. Myślę, że kiedyś nie wytrzymam i nie będzie mnie już wśród was. Zresztą czuję się tak beznadziejna, bezwartościowa i żałosna, że mam wrażenie, że to najlepsze rozwiązanie. Tylko nie wiem, jak się zabić. Myślałam o wszystkich metodach po kolei, ale żadna nie wydaje się odpowiednia. Chyba chcę, żeby moje samobójstwo wyglądało na przypadkową śmierć. Poza tym kiedy myślę o tym, co będą czuli moi rodzice, rodzina, (którym, chociaż czasami wydaje mi się, że jest inaczej, chyba na mnie zależy) to nie potrafię się przełamać. Chciałabym żeby wiedzieli, że takie jest dla mnie najlepsze wyjście, że nie widziałam dla siebie szans na normalne życie, że to wszystko mnie przerosło, żeby rozstali się ze mną bez żalu, bez łez i poczucia winy. A tak z innej beczki, nie chciałabym żeby moja rodzina trafiła na to forum i moje wypowiedzi. gdybym podjęła ostateczną decyzję, wystarczy, że odinstaluję przeglądarki i wszystkie dane (jak to się nazywa, ciasteczka czy coś takiego?)? czy lepiej zrobić format dysków? czy coś tam. nie znam się.
Zakładam, że mimo tego, że napisałam żebyście nie czytali i tak ktoś przeczyta, więc proszę, nie pouczajcie mnie, że to co robię i jak żyję, jest niefajne, bo ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę. I właśnie dlatego, że zdaję sobie z tego sprawę nie jestem w stanie tego znieść.
Ania - 20 paź 2010, o 01:38
o matko, ile tego wyszło
maciej_ - 20 paź 2010, o 08:23
Ania a czy z Agnieszką się kontaktowałaś ? Rozmawiałaś ?
Ania - 20 paź 2010, o 11:01
Nie. Nie wierzę, że ktoś mógłby mi pomóc. Z całym szacunkiem dla Agnieszki, ale nie wierzę, że ktoś mógłby chcieć pomóc mi za darmo. Około 3 nad ranem mi przeszło, teraz czuję się dużo lepiej. W tym rzecz właśnie, że kiedy czuję się już lepiej momentalnie wyrzucam z pamięci to, że czułam się koszmarnie, i nie widzę potrzeby szukania pomocy. Zresztą teraz nawet nie potrafiłabym mówić o tym, jak źle się czasami czuję, a jak się czuję źle, to też nie szukam pomocy, bo nie wierzę, że ktoś byłby w stanie mi pomóc. I to nie znaczy, że uważam się za beznadziejny przypadek, na pewno są osoby dużo bardziej zaburzone niż ja, po prostu czuję, że nie powinno mnie tu być i nie mam prawa szukać pomocy. A teraz czuję, że jestem silniejsza, chce mi się płakać z radości, ale boję się, że znowu to stracę.
Hmm, tylko nie wiem, co miałabym napisać Agnieszce...
maciej_ - 20 paź 2010, o 14:44
Nie wierzę, że ktoś mógłby mi pomóc
z góry zakładasz że nie da Ci sie pomóc więc bądź pewna że nawet cudotwórca Ci nie poradzi, poza tym tylko ten osiąga cel kto próbuje. Zeby zrozumieć czyjś problem trzeba go wnikliwie przeanalizować jeśli nie otworzysz sie na kogokolwiek z góry jesteś przegrana. Jeśli chcesz żeby Twój stan sie polepszył musisz komuś zaufać, to proste.
Ania - 20 paź 2010, o 22:21
no tak, racja.
executor - 21 paź 2010, o 06:48
Ania, masz ten sam problem co ja, za trudna decyzja czy żyć czy umrzeć co powoduje naszą bierność. Ja sam o pomoc nie poproszę, gdyby mi ktoś ją zaoferował to bym najpewniej odmówił ale w głębi duszy chciałbym pomoc uzyskać i byłbym bardzo wdzięczny gdyby ktoś udzieliłby pomocy wbrew mojej woli (wiem że na początku by mi to przeszkadzało, ale po czasie dziękowałbym tej osobie).
Ty masz chyba trochę łatwiej, nic nie szkodzi ci skorzystać z pomocy, iść na psychoterapię (u mnie już problem bo rodzina nic o mnie nie wie a taka wiadomość "jaki ja na prawdę jestem" spadła by na nich jak grom z jasnego nieba, inna sprawa że po prostu nie mam odwagi im o tym powiedzieć.).
Nie mam pojęcia co Ci napisać, co Ci doradzić. Dwie zdołowane osoby dołują siebie nawzajem. Jedyne co na dzień dzisiejszy mogę Ci polecić to staraj się robić jak najwięcej rzeczy przy których nie będziesz myślała o tym wszystkim. Głośna muzyka, wymagający dużego wysiłku sport (zresztą po wysiłku fizycznym humor się poprawia - przetestowane na sobie). A porozmawiać z tą "Agnieszką" to chyba żadnego problemu Ci nie zrobi, prawda? To "tylko" rozmowa przecież. Zadaj sobie pytanie "co masz do stracenia".
agchor - 21 paź 2010, o 10:52
Nie. Nie wierzę, że ktoś mógłby mi pomóc. Z całym szacunkiem dla Agnieszki, ale nie wierzę, że ktoś mógłby chcieć pomóc mi za darmo. Około 3 nad ranem mi przeszło, teraz czuję się dużo lepiej. W tym rzecz właśnie, że kiedy czuję się już lepiej momentalnie wyrzucam z pamięci to, że czułam się koszmarnie, i nie widzę potrzeby szukania pomocy. Zresztą teraz nawet nie potrafiłabym mówić o tym, jak źle się czasami czuję, a jak się czuję źle, to też nie szukam pomocy, bo nie wierzę, że ktoś byłby w stanie mi pomóc. I to nie znaczy, że uważam się za beznadziejny przypadek, na pewno są osoby dużo bardziej zaburzone niż ja, po prostu czuję, że nie powinno mnie tu być i nie mam prawa szukać pomocy. A teraz czuję, że jestem silniejsza, chce mi się płakać z radości, ale boję się, że znowu to stracę.
Hmm, tylko nie wiem, co miałabym napisać Agnieszce...
Ania nic nie MUSISZ pisac Agnieszce. Masz wolna wole. Ja ci chce tylko przypomiec ze JESTES bardzo wazna i w rownym stopniu masz prawo do pomocy. Wspomialas wyzej ze nie wierzysz iz ktos moglby ci pomoc za darmo a przeciez ta strona jest dowodem na to ze jednak tacy ludzie istnieja. Troche wiary w siebie i innych ludzi:)
Dobrze by bylo jak bys sie w cos zaangazowala, cos co zabierze ci czas i odciagnie mysli od samej siebie. Jesli nie bedziesz w centrum wlasnego zainteresowania odejda te niepokajace mysli i zyskasz na czasie zeby sie poswiadomie uporzadkowac.
Ja ci kibicuje i pozdrawiam
Ania - 21 paź 2010, o 11:39
Ania nic nie MUSISZ pisac Agnieszce. Masz wolna wole. Ja ci chce tylko przypomiec ze JESTES bardzo wazna i w rownym stopniu masz prawo do pomocy. Wspomialas wyzej ze nie wierzysz iz ktos moglby ci pomoc za darmo a przeciez ta strona jest dowodem na to ze jednak tacy ludzie istnieja. Troche wiary w siebie i innych ludzi:)
Dobrze by bylo jak bys sie w cos zaangazowala, cos co zabierze ci czas i odciagnie mysli od samej siebie. Jesli nie bedziesz w centrum wlasnego zainteresowania odejda te niepokajace mysli i zyskasz na czasie zeby sie poswiadomie uporzadkowac.
Ja ci kibicuje i pozdrawiam
wiem, że nie muszę, ale chciałam. w tym rzecz właśnie, że zaangażowałam się, w listopadzie idę do pracy, teraz też zaproponowano mi coś, zgodziłam się i praktycznie całe dnie mam zajęte, ale to nic nie daje. poznałam też nowych ludzi. w wakacje praktycznie cały czas zajmowałam się bezdomnymi zwierzętami, dokarmiając je, szukając im domu, próbowałam też spotykać ze starymi znajomymi, dorabiałam sobie rysując portrety, ale to nic nie zmieniało. hm, dwa lata temu poszłam do szkoły policealnej, wtedy też miałam tyle zadań, że czasami nie wiedziałam, jak się nazywam, ale to nie zmieniło tego, jak się czuję. w wakacje w zeszłym roku pojechałam do pracy za granicą, myślałam, że będę tak zajęta pracą, że nie będę tak skupiać się na sobie, ale to nie jest tak, że ja się jakoś specjalnie na sobie koncentruje. wtedy tam w Holandii za wszelką cenę starałam się nie myśleć tyle, pracować jak wszyscy, wmawiałam sobie, że wytrzymam, ale nie dałam rady. to jest tak, jakby te wszystkie myśli i emocje przychodziły gdzieś z zewnątrz, ja często nie identyfikuję się z nimi, czuję, że "to nie ja". i cokolwiek bym nie robiła, czymkolwiek się nie zajmowała, choćbym nie wiem jak mocno próbowała, nie potrafię tego opanować. z jednej strony lubię tą swoją mroczną stronę, tę pasję, ekscytację, skłonności do ryzyka, które dostarcza tak silnych emocji, ale wiem, że niszczę siebie tym. z drugiej strony nie wyobrażam sobie już życia bez tych silnych emocji.
wluczykij013 - 22 paź 2010, o 21:04
znam to doskonale, mimo że posiada się pracę czy inne zajęcie ktore powinno "odciągnąć" myśli, to nie da się. Nie można od tego uciec. I każda próba zmiany kończy się porażką... Jedyne co zostaje to wszechogarniająca niemoc. I pustka.
Ania - 22 paź 2010, o 22:55
mam dość.