niestety
maciej_ - 19 maja 2010, o 10:19
z mojego doświadczenia wiem że człowiek zostaje sam jak palec. Najgorsze jest to że nawet najbliżsi nie potrafią zrozumieć pomóc, porozmawiać- zauważyć że coś jest nie tak. Miejcie oczy szeroko otwarte, naprawdę przyjaciele często sa fałszywi a często ich po prostu nie ma !
Ania - 20 maja 2010, o 00:00
No tak, racja, rzeczywiście tak jest. Ale to dlatego, że tak naprawdę, w pewnym sensie, zawsze jesteśmy sami. Ludzie mogą być w naszym życiu, ale tak naprawdę jesteśmy sami i im prędzej to sobie uświadomimy, tym lepiej. I absolutnie nie chodzi mi o to, żeby odcinać się od ludzi, ale żeby wykształcić w sobie postawę zadowolenia z bycia samemu ze sobą. Z mojego doświadczenia wynika, że żeby żyć z ludźmi, wchodzić w mniej lub bardziej poważne związki (chociaż nie lubię tego słowa, kojarzy mi się raczej pejoratywnie, ze związaniem) i nie cierpieć z tego powodu, najpierw musimy nauczyć się pewnej niezależności emocjonalnej, to znaczy chodzi mi o postawę typu: czuję się dobrze, kiedy inni są ze mną, ale czuję się dobrze również wtedy, kiedy inni odchodzą, zostaję sama, sama ze sobą; nie uzależniam się emocjonalnie. Wydaje mi się, że to najlepszy grunt pod zdrowe relacje.
To prawda, że często najbliżsi nie widzą, co się z nami dzieję, że potrzebujemy pomocy, chociaż rozmowy. Wiem to po sobie. Na początku byłam zła na rodzinę, że nie widzą, co się ze mną dzieje, że nie interesują się mną, nie potrafią nawet ze mną porozmawiać. W dużej mierze mi to przeszło. Zaczynam ich akceptować takich, jakimi są, chociaż często trudno mi to przychodzi i dosłownie mam ochotę ich pozabijać.
Ważne też jest żeby starać się nie przyjmować postawy roszczeniowej wobec innych ludzi, zwłaszcza wobec bliskich; taka postawa wynika z przekonania, że coś nam się należy, że inni MUSZĄ nam dać to, czego od nich oczekujemy, bo są "naszymi przyjaciółmi, rodzicami" itd. Tak naprawdę wcale nie muszą. Najgorzej jest, kiedy ludzie starają się na siłę tworzyć związki i nazywać swoje "więzi". Nazywają drugiego człowieka przyjacielem, partnerem, wydaje im się, że od tej chwili w pewnym sensie mają tę osobę "na własność" i od tej pory zaczyna się wzajemne zarzucanie się oczekiwaniami, presjami. I wszystko się psuje przez to, że ludziom się wydaje, że można "kogoś mieć" i dzięki temu oczekiwać, że da nam to, czego żądamy.
Ale z drugiej strony, jeśli będziemy mieli wystarczającą otwartość na pomoc, wsparcie ze strony innych ludzi, to pojawią się tacy, którzy będą nas wspierać.
I wiem to po sobie. Sama bardzo łatwo uzależniam się, zwłaszcza emocjonalnie, od ludzi. Chociaż stopniowo już coraz mnie. Moje związki z ludźmi są i zawsze było bardzo trudne, ale pracuję nad sobą i wiem, że będzie lepiej.
maciej_ - 20 maja 2010, o 20:38
ogólnie jesteś zdania że każdy musi liczyć na siebie, dobrze zrozumiałem ?
tiferet - 22 maja 2010, o 20:10
Ania bardzo dużo prawdy jest w tym co mówisz.
Od siebie chciałam dodać to, że często jest tak, że tylko wydaje się nam że jesteśmy sami w swojej chorobie. Często będąc w chorobie nie potrafimy się zdystansować sami do siebie, jak również prawidłowo ocenić innych. Obok są ludzie którzy potrafili poświęcić się dla dobra tego, kóry potrzebował pomocy. Wkładali w to swój czas, emocje, a takie pomaganie niejednokrotnie wymagało dużo poświęcenia, zaciśnięcia zębów i zapomnienia o swoich potrzebach. I dużo siły jest potrzebne żeby nauczyć się pomagać bezinteresownie, bo często bywa tak że zostaje się całkowicie niedocenionym. A ta osoba której się pomagało dalej myśli, że ciągle była sama.
I w tym momencie przypomina mi się taka mała opowieść kiedy człowiek szedł ze swoim aniołem stróżem po plaży, było widać dwa ślady odciśnięte na piasku, w pewnym momencie jeden się urwał i człowiek miał pretensje do anioła, że go opuścił. Na co tamten odparł- ja cię nie opuściłem , jeden ślad jest dlatego, że od tamtego momentu trzymałem cię na rękach.
I myślę że nie ma fałszywych przyjaciół. Przyjacielem albo się jest albo nie.
Ania - 25 maja 2010, o 23:53
ogólnie jesteś zdania że każdy musi liczyć na siebie, dobrze zrozumiałem ?
Nie, nie o to mi chodziło.
asd - 11 cze 2010, o 00:30
Po pierwsze chciałbym się przywitać, to mój pierwszy post.
Ja po części mam tak, że nie chcę brać wsparcia od przyjaciół. Po części dlatego, że nie wiem jak poważny jest mój przypadek, a po części, że byłoby mi po prostu głupio. Nie chcę być osobą, którą wszyscy postrzegają jako kogoś narzekającego na życie, poza tym nie lubię okazywać słabości. W ogóle nie lubię okazywać negatywnych emocji. Wiem, że gdybym zaczął im się zwierzać to zaczęliby mnie pocieszać ale wątpię aby potrafili powiedzieć coś konkretnego. Bo co można powiedzieć?
maciej_ - 18 paź 2010, o 19:00
Wiem, że gdybym zaczął im się zwierzać to zaczęliby mnie pocieszać ale wątpię aby potrafili powiedzieć coś konkretnego. Bo co można powiedzieć?
czasem wystarczy zwyczajnie sie przytulić nie mowić nic, byc przy kimś kto zwyczajnie potrzyma za rękę... tylko tyle albo aż tyle.zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
maciej_ - 19 maja 2010, o 10:19
z mojego doświadczenia wiem że człowiek zostaje sam jak palec. Najgorsze jest to że nawet najbliżsi nie potrafią zrozumieć pomóc, porozmawiać- zauważyć że coś jest nie tak. Miejcie oczy szeroko otwarte, naprawdę przyjaciele często sa fałszywi a często ich po prostu nie ma !
Ania - 20 maja 2010, o 00:00
No tak, racja, rzeczywiście tak jest. Ale to dlatego, że tak naprawdę, w pewnym sensie, zawsze jesteśmy sami. Ludzie mogą być w naszym życiu, ale tak naprawdę jesteśmy sami i im prędzej to sobie uświadomimy, tym lepiej. I absolutnie nie chodzi mi o to, żeby odcinać się od ludzi, ale żeby wykształcić w sobie postawę zadowolenia z bycia samemu ze sobą. Z mojego doświadczenia wynika, że żeby żyć z ludźmi, wchodzić w mniej lub bardziej poważne związki (chociaż nie lubię tego słowa, kojarzy mi się raczej pejoratywnie, ze związaniem) i nie cierpieć z tego powodu, najpierw musimy nauczyć się pewnej niezależności emocjonalnej, to znaczy chodzi mi o postawę typu: czuję się dobrze, kiedy inni są ze mną, ale czuję się dobrze również wtedy, kiedy inni odchodzą, zostaję sama, sama ze sobą; nie uzależniam się emocjonalnie. Wydaje mi się, że to najlepszy grunt pod zdrowe relacje.
To prawda, że często najbliżsi nie widzą, co się z nami dzieję, że potrzebujemy pomocy, chociaż rozmowy. Wiem to po sobie. Na początku byłam zła na rodzinę, że nie widzą, co się ze mną dzieje, że nie interesują się mną, nie potrafią nawet ze mną porozmawiać. W dużej mierze mi to przeszło. Zaczynam ich akceptować takich, jakimi są, chociaż często trudno mi to przychodzi i dosłownie mam ochotę ich pozabijać.
Ważne też jest żeby starać się nie przyjmować postawy roszczeniowej wobec innych ludzi, zwłaszcza wobec bliskich; taka postawa wynika z przekonania, że coś nam się należy, że inni MUSZĄ nam dać to, czego od nich oczekujemy, bo są "naszymi przyjaciółmi, rodzicami" itd. Tak naprawdę wcale nie muszą. Najgorzej jest, kiedy ludzie starają się na siłę tworzyć związki i nazywać swoje "więzi". Nazywają drugiego człowieka przyjacielem, partnerem, wydaje im się, że od tej chwili w pewnym sensie mają tę osobę "na własność" i od tej pory zaczyna się wzajemne zarzucanie się oczekiwaniami, presjami. I wszystko się psuje przez to, że ludziom się wydaje, że można "kogoś mieć" i dzięki temu oczekiwać, że da nam to, czego żądamy.
Ale z drugiej strony, jeśli będziemy mieli wystarczającą otwartość na pomoc, wsparcie ze strony innych ludzi, to pojawią się tacy, którzy będą nas wspierać.
I wiem to po sobie. Sama bardzo łatwo uzależniam się, zwłaszcza emocjonalnie, od ludzi. Chociaż stopniowo już coraz mnie. Moje związki z ludźmi są i zawsze było bardzo trudne, ale pracuję nad sobą i wiem, że będzie lepiej.
maciej_ - 20 maja 2010, o 20:38
ogólnie jesteś zdania że każdy musi liczyć na siebie, dobrze zrozumiałem ?
tiferet - 22 maja 2010, o 20:10
Ania bardzo dużo prawdy jest w tym co mówisz.
Od siebie chciałam dodać to, że często jest tak, że tylko wydaje się nam że jesteśmy sami w swojej chorobie. Często będąc w chorobie nie potrafimy się zdystansować sami do siebie, jak również prawidłowo ocenić innych. Obok są ludzie którzy potrafili poświęcić się dla dobra tego, kóry potrzebował pomocy. Wkładali w to swój czas, emocje, a takie pomaganie niejednokrotnie wymagało dużo poświęcenia, zaciśnięcia zębów i zapomnienia o swoich potrzebach. I dużo siły jest potrzebne żeby nauczyć się pomagać bezinteresownie, bo często bywa tak że zostaje się całkowicie niedocenionym. A ta osoba której się pomagało dalej myśli, że ciągle była sama.
I w tym momencie przypomina mi się taka mała opowieść kiedy człowiek szedł ze swoim aniołem stróżem po plaży, było widać dwa ślady odciśnięte na piasku, w pewnym momencie jeden się urwał i człowiek miał pretensje do anioła, że go opuścił. Na co tamten odparł- ja cię nie opuściłem , jeden ślad jest dlatego, że od tamtego momentu trzymałem cię na rękach.
I myślę że nie ma fałszywych przyjaciół. Przyjacielem albo się jest albo nie.
Ania - 25 maja 2010, o 23:53
ogólnie jesteś zdania że każdy musi liczyć na siebie, dobrze zrozumiałem ?
Nie, nie o to mi chodziło.
asd - 11 cze 2010, o 00:30
Po pierwsze chciałbym się przywitać, to mój pierwszy post.
Ja po części mam tak, że nie chcę brać wsparcia od przyjaciół. Po części dlatego, że nie wiem jak poważny jest mój przypadek, a po części, że byłoby mi po prostu głupio. Nie chcę być osobą, którą wszyscy postrzegają jako kogoś narzekającego na życie, poza tym nie lubię okazywać słabości. W ogóle nie lubię okazywać negatywnych emocji. Wiem, że gdybym zaczął im się zwierzać to zaczęliby mnie pocieszać ale wątpię aby potrafili powiedzieć coś konkretnego. Bo co można powiedzieć?
maciej_ - 18 paź 2010, o 19:00
Wiem, że gdybym zaczął im się zwierzać to zaczęliby mnie pocieszać ale wątpię aby potrafili powiedzieć coś konkretnego. Bo co można powiedzieć?
czasem wystarczy zwyczajnie sie przytulić nie mowić nic, byc przy kimś kto zwyczajnie potrzyma za rękę... tylko tyle albo aż tyle.