ďťż

ostatnia szansa



Ania - 19 lut 2010, o 23:28
długo mydliłam sobie oczy, żyłam tylko nadzieją, że w końcu mi się uda, nadzieją, która sprawiała, że wstawałam z łóżka, że ze spokojem kładłam się spać. I nadszedł ten moment, kiedy nie umiałam już dłużej się oszukiwać, kiedy zrozumiałam, że to się nie uda. To jest ten moment, kiedy wszystko się wali, łzy płyną jak woda z kranu i czuję się jakbym wypłakiwała wszystkie płyny z organizmu. ten moment, kiedy pozostaje tylko wszechogarniająca bezradność, bezsliność i złość. moment swojego rodzaju pogodzenia się z własnym losem, poddania się. dałam sobie czas do końca lutego, jeśli do tego czasu nie dokonam tego, o czym od dawna marzyłam, co by pomogło mi wyjść na prostą, to kończę z tym wszystkim. tak postanowiłam i nie wiem, czy cokolwiek jest w stanie zmienić moją decyzję. i nie piszę tego tutaj żebyście mi pomogli. piszę, bo tylko tutaj mogę się wygadać, mogę to z siebie wyrzucić i wiem, że przeczyta to ktoś, kto być może czasami czuje się podobnie.
może jestem dla siebie zbyt surowa, ale ile można? jak długo mam czekać, jak długo to jeszcze ciągnąć? jak długo jeszcze można żyć wyobrażeniem o lepszym życiu?
naprawdę, kiedy myślę, że już niedługo to wszystko może się skończyć, czuję ulgę. może nie zrobiłam wszystkiego, co chciałam, wręcz zrealizowałam bardzo niewiele z tego, o czym marzyłam, ale jakie to ma teraz znaczenie? wolę nie żyć wcale niż żyć "na pół gwizdka". jakie to ma znaczenie, czy żyję czy nie, jeśli i tak już teraz jestem jak zombie, prawie wegetuję. i wcale nie czuję, że żyję.




ayahuasca - 20 lut 2010, o 00:06
Możesz zdradzić co to za marzenie? Może pomożemy je spełnić, byś nie musiała posuwać się do ostateczności?



Ania - 20 lut 2010, o 00:28
nie zdradzę, dlatego, że po pierwsze, niestety, tylko ja sama mogę tego dokonać. nawet jeśli ktoś mógłby mi pomóc to chyba bym nie chciała, wolę do wszystkiego dochodzić sama. po drugie nigdy nie mówię o swoich marzeniach, zwłaszcza jeśli ich jeszcze nie wprowadziłam w życie.
pewnie zbyt wysoko stawiam sobie poprzeczkę. już dawno postawiłam sobie ultimatum, że albo w końcu osiągnę to, czego od dawna pragnęłam, albo po prostu odchodzę. czuję, że z każdą chwilą jestem coraz bliżej spełnienia moich marzeń, że to jest na wyciągnięcie ręki... ale ja ciągle nie mogę dosięgnąć. jest blisko, ale zbyt daleko. chyba nie potrafiłabym żyć bez tego, nie potrafiłabym zapomnieć o tym, wybić to sobie z głowy i żyć dalej. próbowałam, ale całkiem straciłam sens.



maciej_ - 20 lut 2010, o 09:34

dałam sobie czas do końca lutego, jeśli do tego czasu nie dokonam tego, o czym od dawna marzyłam, co by pomogło mi wyjść na prostą, to kończę z tym wszystkim.

Wiesz dałaś sobie najgorszy czas z możliwych. Teraz zaczyna sie straszny czas dla ludzi z depresją, spójrz za okno. Masakra ! Szaro ciemno, nie chce się żyć i to nie dotyczy się tylko Ciebie. Daj sobie czas do maja a zobaczysz jak Twoje podejście do życia się zmieni. Przetrwasz ten czas i będzie dobrze.




Ania - 20 lut 2010, o 11:48
w tym sęk, że ja chcę żyć, bardzo chciałabym dotrwać do maja, do wakacji, mam wiele planów i marzeń. ale czuję, że jeśli nie zrealizuję tego, co sobie od dawna już planowałam, to zawiodę się na sobie. ja nie chcę po prostu przeżyć, to nie jest dla mnie wystarczające. jeśli dożyję do np. maja i wszystko będzie tak jak teraz, to będą czuła jeszcze większy zawód niż teraz, będę miała do siebie ogromne pretensje, że pozwoliłam sobie żyć, a nie spełniłam własnych oczekiwań. wiesz, ja wcale nie chcę teraz umierać, wręcz przeciwnie. kiedy zrobiło się cieplej, ptaki zaczęły śpiewać, słońce częściej świeci, a świat zaczyna pachnieć... naprawdę zachciało mi się żyć. ale nie mogę znieść myśli, że znowu będzie tak jak zawsze, że za 4-5 miesięcy spojrzę na siebie i będę miała do siebie pretensje, że nadal jest tak, jak rok czy dwa lata temu, że nic nie zmieniłam w swoim życiu, ciągle jest tak samo. ta myśl mnie dobija, nie chcę do tego dopuścić. nie ma dla mnie nic gorszego niż zawiedzenie się na sobie. jeśli nie zrealizuję swoich planów, to równie dobrze mogę zniknąć.



maciej_ - 20 lut 2010, o 13:02
No i co będziemy się wykruszać... ? bez sensu, to po co to wszystko. Musisz próbować zmieniać a kiedy nie wychodzi znowu próbuj i tak do skutku, jeśli upadniesz wstań zaciśnij zęby i idź dalej. Życie to nie bajka niestety a każdy dzień to walka o przetrwanie...



Ania - 20 lut 2010, o 13:11

Życie to nie bajka niestety a każdy dzień to walka o przetrwanie...

mówisz - masz.



ayahuasca - 20 lut 2010, o 13:32
Zaplątałaś się w bardzo niebezpieczną płapkę. Sama? Znam te skrajne tereny ambicji, która nie jest niczym innym, jak niedojrzałością społeczną i emocjonalna....Oczywiście nie chcę Ci ubliżać, zapewne albo sobie nie zdajesz z tego sprawy, a wszystko jest wynikiem jakiś złych nawyków myślenia itd, a określenie, jak zwykle, zbyt mocne i dosadne. Sęk w tym, że to już nie odpowiedzialność, samodzielność, i nie wiem nawet co jeszcze, skazywać się na cierpienie, odosobnienie, izolacje własnych emocji. Człowiek jest istotą społeczną. Osiągamy sukcesy, owszem, decydując sami, biorąc odpowiednią część odpowiedzialności, ale nigdy w drodze na szczyt nie jesteśmy sami.
Domyślam się, jak bardzo boisz się jakiejkolwiek możliwej słabości. Jednak to ok, jesteśmy tylko ludźmi, nie bogami. Odwagą jest przyznanie się przed samym sobą do tych słabości, zaakceptowanie ich.

Eh, najgorsze jest to, że nie sztuką jest mi to napisać. Długim i ciężki procesem wewnętrzym procesem jest dojście tych myśli do nadświadomości.
Postaraj się jednak być bardziej wyrozumiała dla samej siebie. Może jednak trochę otwartości? WIesz w dodatku, że osoby zgromadzone na tej stronie mają zapewne podobne problemy. Ja na pewno Akt desperacji pt."ostatnia szansa" nie jest pomocna, a jeszcze bardziej depresyjna.



Ania - 20 lut 2010, o 14:26
Masz dużo racji. rzeczywiście zaplątałam się w paskudną pułapkę. z tą niedojrzałością emocjonalną to też w dużej mierze prawda. ciężko mi się do tego przyznać, czuję, że przyznanie się do tego to największe upokorzenie, jakiego mogę doświadczyć. odkąd pamiętam mam ogromny problem z emocjami, właściwie zupełnie sobie z nimi nie radzę, ale staram się to maskować zaprzeczaniem istnienia własnych negatywnych emocji i czegokolwiek negatywnego w świecie. jeśli coś mi się nie podoba, udaję, że tego nie widzę i zajmuję się czymś, co odciąga moją uwagę od tego, skupiam się na czymś "pozytywnym". to jest straszne uświadomić to sobie. Czuję, że mam w sobie dość siły i samoświadomości żeby zrozumieć to i zmierzyć się z tym, ale z drugiej strony czuję ogromny lęk przed "puszczeniem" tych wszystkich iluzji, których się tak trzymam. miałam jakieś 4 lata temu taki pół-sen, w którym miałam się myć z kimś w jakiejś bardzo starej wannie. na dnie było błoto, brudy. jakaś osoba zaczęła nalewać do wanny wodę, a kiedy była już pełna, zaczęła ją wypuszczać. wtedy odzyskałam świadomość (tzn. zdałam sobie sprawę, że śnię), chciałam "zatrzymać" tę wodę, żeby się nie wylewała, ale zrozumiałam, że ta osoba chciała mnie w ten sposób czegoś nauczyć, więc poczekałam, aż cała woda wylała się i zobaczyłam na dnie ten sam brud, który był tam wcześniej i usłyszałam, czy pomyślałam (w każdym razie w jakiś sposób to do mnie dotarło): "wlanie wody do brudnej wanny nie sprawi, że wanna stanie się czysta". czułam, że ten sen był dla mnie bardzo ważny, ale nie rozumiałam, o co chodziło. chyba sen wciąż jest aktualny i dopiero teraz widzę jak jasny był ten przekaz. tyle lat minęło, a ja ciągle próbuję nalewać czystą wodę do brudnej wanny oszukując się, że woda/wanna będzie czysta/jakimś cudem się oczyści.



maciej_ - 20 lut 2010, o 17:21

mówisz - masz.

A Ty myślisz że tylko Tobie jest ciężko ? Nawet najlepsi mają trudno i upadają ale wiesz co ? Upaść jest zawsze łatwo sztuką jest się podnieść, leżysz - przegrywasz, życie przegrywasz !



Ania - 20 lut 2010, o 17:39

mówisz - masz.

A Ty myślisz że tylko Tobie jest ciężko ? Nawet najlepsi mają trudno i upadają ale wiesz co ? Upaść jest zawsze łatwo sztuką jest się podnieść, leżysz - przegrywasz, życie przegrywasz !



maciej_ - 20 lut 2010, o 21:01

a twój komentarz to już jest duża nadinterpretacja.

... i teraz nie wiem co mam zrobić. To dopiero ma się nijak do całego tematu w ogóle. Nie będę komentował bo robi się niebezpiecznie... Hehhhh człowiek chce dobrze a tu masz... bezuczuciowość i brak emocji rozmów internetowych daje właśnie o sobie znać. Dlatego też wyłączam się z tematu.



Ania - 20 lut 2010, o 21:44

a twój komentarz to już jest duża nadinterpretacja.

... i teraz nie wiem co mam zrobić. To dopiero ma się nijak do całego tematu w ogóle. Nie będę komentował bo robi się niebezpiecznie... Hehhhh człowiek chce dobrze a tu masz... bezuczuciowość i brak emocji rozmów internetowych daje właśnie o sobie znać. Dlatego też wyłączam się z tematu.



ayahuasca - 21 lut 2010, o 11:36
...
Nie mów, że też wyznajesz zasady Huny? :] Widzę, że mamy ze sobą więcej wspólnego, niż przypuszczałam

Ania, podejrzewam, że Maciek chciał wręcz "desperacko" odwieść Cię od myśli ostatniej szansy, stąd użycie takich sformułowań, a Ty odebrałaś to jako zarzut o Twojej słabości [ niby, że narzekasz nie podejmując walki]. Tak przynajmniej ja wnioskuje po wiadomościach, nie wiem czy mam rację. Mhym, chciałabym napisać, byście nie podchodzili do tego aż tak emocjonalnie, heh. Po prostu nie warto się zrażać do rozmowy zanim się wszystkiego nie wyjaśni między sobą.
W ogóle, warto byśmy na tym forum pisali jak najbardziej klarownie o swoich myślach i odczuciach, by nie rodziły się jakieś nieporozumienia oraz by nie rozwijały się konflikty.

Wracając do głównego tematu - Ania, jestem ciekawa czy spojrzałaś na siebie po moich wiadomościach z odrobinę większą wyrozumiałością? Trudno jest się przyznać do tych "słabości", jednak w zasadzie to jest właśnie pokazanie siły.. Pomyśl, że bycie w pełni człowiekiem, ze swoimi zaletami i wadami, mocnymi i słabszymi stronami, jest naprawdę wartościowe. Gdy jesteś na tyle SILNA, by przyznać i zaakceptować własne słabości i prosić o pomoc.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ilemaszlat.htw.pl
  • 0000_menu