Ranor Draco Humm
Draco (Kosi) - 23 Lis 2008 01:46
" />~~~~ Pamiętnik ~~~~
Widzisz oto przed sobą pamiętnik pisany kanciastym acz wyraźnym pismem. Gdzieniegdzie pisany z błędami jednak widać iż twórca ma względne pojęcie o gramatyce i składni w mowie wspólnej.Słowem wstępu....Imiona me Ranor i Draco. Rodowe nazwisko Humm brzmi. Sam sobie dziwię się iż prowadzę coś takiegopamiętnikiem zwane. Ino szepne tu słów kilka o sobiem. Korzenie me głębokie, BA! Rzekłbym iż setki lat wstecz braty moje znanymi były! Kimże jestem ja? Jam jest wnuk żyjącego trzysta lat wstecz krasnoluda o imieniu zbieżnym memu! Oto Dziad mój Draco Humm z klanem Ungtara współpracował szeroko! Ba! Nawet posłem Burrghan ino był! Wiele mógłbym kufli piwa rozlać opowiadając o nim... *widać dość sporą plamę w księdze, najwyraźniej rozlał się atrament lub pióro odmówiło posłuszeństwa*... lat temu później bractwo popadło w niełaskę. Uchodzić ino musieli my z Burrghan całym rodem. Siedzibe śmy szczelnie zamknęli i odeszli. WSTYD! Wygnańcy, jak jakieś odszczepieńce! Plugawe kundle nas oczeniły! Barrus mi świadkiem! Tylko pradziad mój jako poseł miał prawo do Burrghan wchodzić. Ojciec mój Regnak opowiedział mi kiedyś historyje... aaaaallle nie o tym teraz! Kjedyś dopisze!*tu widać dość szeroką lukę , która chyba uzupełniona będzie w przyszłości*
~~~~ROK 1672 Wiosna~~~~
Kapłan Barrusa jestem ino. Może i jeden z ostatnich... Innego nie spotkałem. Ród nasz zażegnoł dawną świetność. Po opuszczeniu Burrghan rozsiało nas po całej Kyrtarii i tak liczba nasza kurczyła się powoli. Ilu nas teraz jest? Nie wiem....Urodzony ino jestem jakieś 80 wiosen wstecz. Ojciec szkolił mnie. Wojem w sumie pragnął bym ja został. Jednak, BARRUS mi świadkiem iż kapłanem zostać chcę! Wiedza ma duża , ojciec nauczył mnie wiele. Sam był kapłanem i wiedział iż z dala od domu, bez świątyni, kapłanem jestem tylko dla ideii... Wiara ma jednak nie słabnie! Barrus nade mną czuwa , wiem to!*wyrwane kartki z pamiętnika. Nowe zdania są pisane zmienionym charakterem pisma. Z czytelnego kanciastego stylu na o wiele mniej wyraźny , pisany jakby drzącą ręką*
~~~~ROK 1673 Lato~~~~
Zaskakujące.... Odnalazłem stary pamiętnik... Nie pisałbym tu jednak zostałem sam... Długo by rozprawiać co się stało przez ostatni rok jednak nie czas i miejsce. Kiedyś dopisze te strony...Co się działo? Nie wiem. Wiele się zmieniło! Od dawna nie spotkałem większej grupy krasnoludów... Od pół roku żadnego z mego rodu... Tatulo mój na tamten świat przedwcześnie odszedł... Choroba go zjadła, rany niedopilnował dostatecznie i wdało się zakażenie. Zanim mi o tym powiedział za późno było... Sam jestem... Sam. Tatulo chociaż jest teraz w lepszym przybytku, ja pochłaniam już dwudziestą butelkę miodu za jego szczęście... *tu tekst się rozmywa do nieczytelności*
~~~~ROK 1673 wczesna zima~~~~
Znów odnalazłem pamiętnik. Leżał w starym kufrze gdzie szukałem ciepłej narzuty. Zima w tym roku sroga... Od dawna takiej nie było. Postanowiłem napisać coś szerzej o sobie jak już siedzę przed trzaskającym kominkiem.Wyżej napisałem. Imię me Ranor Draco Humm - ostatni z rodu, o którym wiem, wnuk Draco Humma, posła miasta Burrghan, niedoszłego członka Rady Stolicy Krasnoludzkiej, syn Regnaka Humma. Urodzony 81 wiosen wstecz. Wczesne dzieciństwo spędziłem podróżując po zachodniej stronie kontynentu wraz z ojcem mym, który nauczył mnie chyba wszystkiego co umiem do dziś. Sam siebię kapłanem Barrusa opisuje. Wojaczka mi też nieobca. Nie mam stałego miejsca zamieszkania. Tułam się od miejsca do miejsca. Mowa wspólna i klasyczny krasnoludzki żargon nie są mi obce choć dziś tylko ta pierwsza jest przydatna... Co więcej moge napisać? Kurwać czemu ja to pisze?! Przecież to niedorzeczne!.... Samotność... to jedyne co mnie wciąż dotyka!W przyszłości napewno opiszę wszystko co zdołam się dowiedzieć o mojej rasie!
~~~~ROK 1673 dwa dni później od ostatniego wpisu~~~~
Oświeciło mnie! Nie mogę się poddawać! Barrus napewno nie chciałby kapłana, który tak smuci się nad doczesnością! Przeto każe być wesołym i skupionym na tym co w życiu najwspanialsze! Uczty , zabawy! Dobrze , że w gąszczu tego smutku przypomniałem sobie naukę tatula! Chaos , wolność , przyjemność! Z tego czerpać winienem jako godny Barrusa kapłan!
~~~~NOWY ROK 1673/1674~~~~
Dotarłem do Elidii akurat na nowy rok! Ależ festiwal! Miałem poprosić jakiegoś magusa o naznaczenie mnie tatuażem symbolizującym kielich wysadzany klejnotami, kielich Barrusa. Jednak taki piękny festiwal! Taka okazja do uczty! Psia mać ide zachlać morde!! Później dokończe....
~~~~ROK 1674 trzy dni od nowego roku~~~~
Haaa ależ mi szczęście sprzyja! Niedość , że upiłem się jak dziki to wygrałem w karty bardzo ładną sumkę. Wszystko się wspaniale potoczyło, no poza jednym , trzeci dzień boli mnie czerep ale znakiem tego, zabawa była baaardzo przednia! Złota starczyło mi również na tatuaż! Małe znamiona na obu nadgarstkach. Chyba musze częściej zajeżdżać do Elidii... Postanowiłem ponadto , że chyba w miare porządnie pamiętnik prowadził ino będę!
~~~~Czwarty dzień roku 1674~~~~
Znów wylądałowałem w Elidii zabawić się za wygrane złoto! W karczmie wynająłem sobie osobny stół i kto zechce tego zaprosze! Jak przystało na tradycję Barrusanity, Kapłana! Teraz dopiero dostrzegłem , że to miasto jest stolicą z krwi i kości jednak denerwuje mnie tutejszy przepych i przemiał ludu. Zewsząd biją tłumy mieszczan, chłopów i szlachcice na karetach. Ileż można! Nie mogą sobie durnie owe zasiąść za stołem i pobiesiadować!? Nie rozumiem tutejszych zwyczajów.
~~~~ Szósty dzień roku 1674~~~~
Co za łajzy parszywe! Nosz! Kurwać, niech ich demony piekielne pochłoną! Wszystkich! Niedość , że przegrałem część złota w karty, naszczęście małą! To jakiś dwóch rzezimieszków okradło mnie jak zawiany wyszedłem się przespacerować i wytrzeźwieć! Parszywe kundle , niech im się grota jakaś na łeb zawali! Do wszystkich diabłów na mą brodę zemszcze się! Dobrze , że w butach miałem schowane troche monet, jeszcze dziś kupie jakiś młot albo przynajmniej sztylet i następnym takim warchołom wypruje flaki! Nosz! Niech Barrus ma mnie w opiece!
Draco (Kosi) - 23 Lis 2008 11:11
" />~~~~ czternasty dzień roku ~~~~
Postanowiłem z ciekawością wyruszyć w strone Burrghan. Drogę znam prawie na pamięć, tatulo mnie nauczył. Zobaczymy co z tego będzie.
Jest około brzasku, jestem mniej więcej w jednej trzeciej drogi , jak narazie na trakcie względny spokój, kilka goblinów i żuków, nic ciekawego...
Dotarłem do rozstajów , cholera dopadł mnie chwile wcześniej leopard, ledwo mi się udało przeżyć ale moje ramię krwawi bez przerwy. Narazie jeszcze pre naprzód.
Postanowiłem zejść troche z traktu, marzy mi się znów zobaczyć Grzbiet Doczesności jak wtedy kiedy byłem jeszcze szczeniakiem...
*widać doskrobaną w pospiechu notkę*
Żuki, nie tym razem.....
*znów szybko pisana notka*
Dotarłem, ciesze się jak dziecie!
Radość prysła niestety szybciej niż się spodziewałem... Ruiny , Ruiny, RUINY to jedyne co mnie przywitało w naszej stolicy...
Nie wchodziłem do środka , nie chce burzyć spokoju zmarłych... Magia... wciąż ją tu wyczuwam
Draco (Kosi) - 23 Lis 2008 22:56
" />~~~~ osiemnasty dzień roku ~~~~
Zbroje ino nareszcie żem kupił! Ostatnie grosze musiałem na nią wydać ale jest naprawde wygodna! Wróciłem do Elidii. Poznałem tutaj Harona, pech chciał , że podczas rozróby w karczmie ale za to od dobrej strony hue hue! Lubi jegomość wypić i do bitki chętny! Prawy z niego kompan!
*pod spodem mała rycina*
Każdy może czasem pomarzyć hehe! Ot co! Mam jeszcze pare rycin, podobno niektóre autorstwa dziadka mego!
Dodatkowy wpis.
Zaczepił nas po wyjściu z karczmy jakiś gach i poprosił o ściągnięcie długów. Ciekawe co z tego wyjdzie! Ruszamy z Haronem i jego chuderlawym przyjacielem na poszukiwanie owego jegomościa.
Jakiś marynarz skierował nas do, podobno, odpowiedniego magazynu. Ruszamy tam ile sił po drodze zahaczym o krawca kupić jakieś łachy robocze.
Draco (Kosi) - 25 Lis 2008 02:21
" />~~~~~ Dwudziesty drugi dzień roku ~~~~
Niemogąc spotkać jegomościa, który rzekomo jest dłużnikiem skierowaliśmy się do karczmy na małe ucztowanie! Haron jednak powiedział , że dołączy niebawem. Skorzystam więc z okazji i opisze co żem widział na Grzbiecie Doczesności!Podróż ciężka była ale co moje to pamietam! Dawno żem czegoś tak swietnego nie widzioł. Wdrapałem się na jeden z wyższych szczytów w okolicy i to com zobaczył przeszło moje najszczersze oczekiwania! Wzgórza po horyzont, szczyty osnute chmurami! To chyba jest to co elfy nazywają "pięknym" Taaak , piękny krajobraz gór wraz z rzeką Brathmore u stóp...
Nie tracąc czasu, ani werwy spełzłem ze szczytu i ruszyłem dalej schodami Ungtara. Moja nadzieja trwała i trwała! Jak wspominałem wcześniej Ruiny Burrghan to miejsce, do którego zawsze z chęcią wrócę!
Przekroczyłem ostatni most oddzielający dwa masywne szczyty, jeszcze kawałek....
Przywitały mnie przerośnięte trawami i mchem wszechobecne zgliszcza, ot starość. Ciekaw jestem ile to lat kiedy Burrghan upadło. Nikt nie mówi nic otwarcie *wielka kropa postawiona piórem*Wdrapałem się na szczyt najwyższy w pobliżu fortecy... Widok niesamowity! Wyłaniające się spośród gór wciąż wydeptane ścieżki, ruiny połyskujące na tle majestatyczncznych szczytów.
Obróciłem się. Za mgłą dało się ujżeć w oddali ośniezone szczyty. Grzbiet doczesności. Tutaj moje krasnoludzkie serce napełniło się po same brzegi potrzebą poznania historii naszej rasy...
Wciąż działa tu świątynia Barussa i faktoria kupiecka. Jednakowoż obecni tu kuzyni milczą co do tego jakie gównojady uczyniły z naszej stolicy zatęchłą dziurwe! Zaskakujące...
*tu widać iż pióro było kilka razy przytknięte do kartki jakby Ranor chciał coś napisać jednak poza kropkami dalej nic się nie pojawia*
*wpis pojawia się kilka linijek nizej*
Nie moge zebrać myśli, a pozatym Haron przylazł...
Draco (Kosi) - 25 Lis 2008 02:58
" />~~~~ Dwudziesty szósty dzień roku ~~~~
Przez ostatnie klika dni dręczą mnie koszmary. Nie wiem czemu... ale o tym za chwile. Po kolei spisując to nocą zboczyłem z traktu i znalazłem dziwny mały domek wtopiony w małe wzgórze. Rygiel za nic nie chciał drgnąć. Krzykiem przywołałem tylko pająki... No i jeden mnie kąsił. Trucizna naszczęście mnie nie zabiła, modlitwy do Barrusa chyba są jedynym powodem ,dzięki któremu wciąż żyje...
Nie mniej jednak chcąc nie chcąc musiałem rozbić mały obozik na skraju nieśmiertelnego lasu i tego świecącego jeziora. Trza przyznać , że to chyba elfia robota. Nie wiem co tam do tej wody wsadzili ale nieźle świeci po nocy! Rozbiłem obóz, zjadłem pare kawłków chleba (troche już czerstwego grrr), znieczuliłem się bimbrem od Harona w nadziei, że trucizna szybciej minie. Ledwie zamknąłem oczy wydawało mi się jakbym obudził się w zupełnie innym świecie! Nie wiem czy to przez ten dom, las, odwiedziny Burrghan, trucizne czy bóg wie co jeszcze. W każdym razie we śnie stały na przeciw siebie dwie postacie. Wyglądały jakby miały ze sobą walczyć, tak mi się bynajmniej zdaje. Widziałem ich rysy. Obie skrzydlate. Podobne ale zupełnie inne. Wpierw dojżałem białą postać, świecącą niczym księżyc.
Na przeciw niej szarżowała druga. Tym razem krwisto czerwona , z czymś na kształt kosy w ręku.
Jestem pewien , że coś miało się dalej stać ale znalazł mnie Haron i przebudził. Byłem zlany potem... Mam nadzieje , że te sny nie były spowodowane tym jego bimberkiem, który chyba sam pędzi albo kupuje w jakiejś spelunie... Jeżeli tak jest to ja już nie pije tych jego mikstur... Ten sen nie daje mi spokoju! Co on mógł znaczyć?!
Po raz kolejny nie mogę zebrać myśli! Kurwać!
[/]
Draco (Kosi) - 29 Lis 2008 17:24
" />~~~~ Dzień trzydziesty trzeci ~~~~
Postanowiłem wybrać się w lasy poza Elidię. Nie był to jednak dobry pomysł, bo o mało co się nie zgubiłem. Cholerne krzaczory! Ledwo żem ponad nie wystawał. Mijałem kolejne pełne drzazg, kolek i innego gówna odcinki po sam wieczór. Zmarzłem jak psi syn! Przed samym wieczorem jeszcze kurewska mgła naszła na cały las i teraz wogole nic nie widziałem!
Zachód słońca przyniósł jeszcze mase trupożernych zasranych potworów... Dotarłem do jakiegoś traktu i jak tylko postawiłem stope na nie porośniętej krzakami okolicy to usłyszałem dziwny dźwięk. Wpierw łamanie gałęzi , a potem coś pomiędzy piskiem, wrzaskiem i wyciem... Rozejżałem się... pusto... Znów ten piskowrzask. Kurwać! Byłem pewien , że ktoś mnie obserwuje... znów dźiwny pomruk... Zacisnąłem dłonie na tarczy i toporze... Nagle poczułem jak coś oplata moje plecy! Sieć! -Kurwać, pająki- to ostatnie co zdążyłem syknąć. Niestety moje słowa były błędne. Zza najbliższego krzaczora wyszedł dwumetrowy Ettercap.
Skóra grubsza jak u niedźwiedzia. Poczułem jak włos jeży mi się na brodzie! Jednak napewno nie miałem szans na odwrót. Począłem topore ciąć sieci ile sił zanim on do mnie dobiegnie. Widziałem jak ruszył. Wygłodniały, rządny nowego posiłku, którym miałem się stać. Nie poddałem się bez walki ho ho , nie ma takiej możliwości. Był jakieś trzydzieści stóp ode mnie kiedy wyplątałem się z jego sieci. Gotów do walki rozpędziłem się i naparłem na niego. Splunął znów siecią. Rzuciłem się na bok, chybił. Naparliśmy na siebie, zasłoniłem się tarczą i uderzyłem w niego. Poczułem się jakbym walnął w mur, mało nie upadłem. Ettercapem ledwie zachwiało. Psia mać! Zamachnąłem się więc solidnie i uderzyłem. Piękny cios odciął górną kończyne wraz z pazurami. Poczułem ciepłą krewa stwora na twarzy. Jednakże... w tym momencie nie mogłem złapać oddechu. Monstrum godziło mnie dotkliwie, swoją wciąż całą kończyną, pod żebra. Zacisnąłem zęby i naparłem na nogi, które ugięły się. Potężny wrzask, rozszedł się echem po lesie. Wskoczyłem na niego. Ten jednak zrzucił mnie szybkim ruchem. Potoczyłem się i wstałem. W oczach miałem gwiazdy. Dopiero mogłem oddychać na nowo. Ettercap z racji braków musiał wstawać plecami do mnie. Natarłem i topór zatopiłem w jego grubaśnych plecach! Upadł na kolana. Godziłem ponownie. Upadł na brzuch. Wciąż wrzeszczał ile sił. Doskoczyłem do jego karku i odciąłem mu łep. Wrzaski umilkły. Usiadłem zmęczony zaraz obok wciąż jeszcze ciepłego Ettercapa. Odetchnąłem z ulgą.Nie na długo... Po niecałem chwili wrzaski nadeszły z każdej strony. Dźwignąłem się i ile sił ruszyłem traktem co by mnie nie dogoniły. Pędziłem , że broda mało mi się nie wkręciła w dupsko! Wtem pojawił się na środku traktu, przede mną, kolejny z nich. Nie wiele myśląc cisnąłem toporem ile sił. Barrus chyba pobłogosławił moją dłoń , bo trafiłem w sam środek piersi bestii. Ta wyjąc padła na plecy. Dobiegłem , wyciągnąłem Labrys zatopione do połowy w ofierze, która już ledwie oddychała. Biegłem ile sił, mgła wydawała sie nieskończona. Nie poczułem nawet kiedy musiałem się zatrzymać. Sieć oplotła moje nogi. Padłem na twarz. Odwróciłem się zdezorientowany. Słyszałem je. Conajmniej cztery Ettercapy stały bardzo blisko mnie szukając mojego cielska. Odplątałem sieć i dźwignąłem się na nogi. Usłyszały mnie... Zmrużyłem oczy gotów do walki...Dźgnięty w plecy obróciłem się i uderzyłem tyłkiem o drzewo. Odbiłem się z impetem i natarłem. Cios został sparowany. Ettercap plunął siecią. Mój topór został przytwierdzony do drzewa. Kurwać, mruknąłem , no to po mnie...Jednak stało się inaczej. Snop światła rozdarł zamgloną ciemność... Magiczne pociski godziły każdego Ettercapa. Jeden z nich padł na ziemię. Pozostałem przestraszone zaczęły uciekać. Z mgły wyskoczyły na nich monstrualne wilki i poczęły rozszarpywać ich trzewia...Rozejżałem się niepewnie. Z mgły wyłonił się starszy człowiek. Zmrużyłem oczy i na moim ryjcu pojawił się uśmiech. Stary druch Sagato.
Dobrze, że znał brodacz drogę. Wróciliśmy już bez przeszkód. Musze zapamietać żeby nigdy więcej samemu nie zapuszczać się w las... To nie to samo co jaskinie i koplanie[/]
Draco (Kosi) - 30 Lis 2008 12:57
" />~~~~ Dzień Trzydziesty Ósmy~~~~
W mieście od kilku dni panuje spokój. Po tej nieudanej wyprawie do Burrghan nastroje jakby ostygły. Niech żałują....*dalej tekst się rozmywa, jest kilka plam*
~~~~ Wpis Czternasty ~~~~
Postanowiłem , że od dziś będę wpisy numerował w inny sposób. Dzięki temu powstanie o wiele bardziej przyjazny indeks! Taką bynajmniej mam nadzieję. Jak wyżej przekreśliłem w mieście panuje senna atmosfera. Wszyscy wyraźnie ostygli po nieudanej wyprawie do Burrghan. Ponoć nie zostali wpuszczeni. I dobrze im tak!! Ja mam jedna pamiątkę z Burrghan, wspaniały srebrny kielich...*pisząc ten fragment Draco uśmiechnął się sam do siebie* Mogą sobie pomarzyć o tak wspaniałym skarbie. Symbole Barrusa są na kielichu liczne co sprawia , że napewno jest autentyczny! Zresztą jako kapłan, reprezentan Barrusa na tej ziemi pewien jestem iż jest autentyczny!
Tak mniej więcej wygląda. Jest poprostu piękny. Z tej wesołej okazji chyba pójdę się uwalić jak knur! He He He...Postanowiłem iż może spróbuję awansować w hierarchi świątynnej Barrusa, muszę dotrzeć do świątyni przy faktorii i dowiedzieć się czegoś więcej...[/]
Draco (Kosi) - 30 Lis 2008 23:48
" />~~~~ Wpis piętnasty ~~~~
Minęło ledwie trzy dni od poprzedniego wpisu, a tak wiele się wydarzyło. Wydaje mi się, że odpowiedni zinterpretowałem mój sen! Walka... Lecz nie walka zbroja! Chodzi tu o walkę iście ekonomiczną! O tym jednak zaraz...Trzy dni temu poznałem niejakiego Temerko Jalina i Erazma. Temerko okazał się być naprawde interesującą osobą! Kalmita w pełni oddany posłudze. Bardziej jednak zainteresował mnie jego ojciec Terko, o którym opowiadał. Z tego co pamiętam dziadek mój przyjaźnił się z niejakim Terko Jalinem... Obiecal iż spyta ojca swego o ową znajomość.Rozochocony spotkaniem takiej persny dałem namówić się na tępienie nieumarłych, których Kalmici i słudzy Nathe uwielbiają tępić. Poszliśmy kawałek dalej na wybrzeże. Mnóóóóóśtwo mumii nas tam kurwoć czekało! Ciągnęły swoimi obrzydliwymi bandazami po ziemi wciąż mrucząc jakieś przekleństwa w naszym kierunku. Pamiętajcie potomni iż nigdy nie należy zaglądać w oczy takiej mumii. Mówię wam, nic kurwać straszliwszego w życiu żem nie widział! Aż do dziś mi serducho wali mocniej jak se pomysle!
Poza mumiamii zabijaliśmy jeszcze masę Ghouli. Na wpół zgniłe ciała. Wyglądały jak zczerniała w pełni zatruta rana! Gdzieniegdzie opuchnięta, gdzie indziej zapadnięta. Obrzydlistwo!
Najważniejszym jednak wydarzeniem ostatnich dni jest pomysł na jaki wpadłem! Mówiąc krótko postanowiłem założyć Krasnoludzką Kompanię Handlową. Dogadałem się w tej sprawie z Dhragonem H'ergrimem, wytwórcą zbroi o bardzo obiecujacych rezultatach swojej pracy! We dwóch postanowiliśmy kierować kompanią! Zająłem się już ogłoszeniami rekrutacyjnymi oraz pierwszym cennikiem. Wszystko znajduje się na dobrej drodze. Liczę na to iż nasze wysoce konurencyjne ceny sprowadzą nam wielu kupców! Moja wyprawda do Faktorii kupieckiej na Grzbiecie doczesności musi zostać więc odłożona na trochę później. Awans w hierarchi kapłańskiej musi poczekać! W końcu jak sam Barrus mówi, należy skupić się na doczesności! Co właśnie czynię w jego imię.Mam nadzieję iż dobrze zrozumiałem przesłanie od naszego opiekuna...
[/]
Draco (Kosi) - 03 Gru 2008 00:25
" />~~~~ Wpis szesnasty ~~~~
Nuuuu! Od cholery się wydażyło od ostatniego wpisu! Zarówno w kompanii jak i w moim żywocie! Opowiem więc po kolei.Wpierw Kompania Handlowa: ma się bardzo dobrze. Dostajemy coraz więcej zamówień jednakże wciąż czekam na odpowiedź z Urzędu miasta. Mam nadzieję iż dojdzie na dniach. Mamy coraz więcej członków. Jest nas już pięciu Khazadów. Stwierdziłem już na początku iż nikogo inszej rasy nie przyjmę. Kompania będzie składać się tylko i wyłącznie z przedstawicieli naszej rasy!Wpadłem też ukradkiem na inny pomysł. Tak może by ponegcjować ze strażą o wyposażenie ich w nasze wyroby? Dzięki temu napewno mieliby lżej w kieszeni, żołd mógłby pójść w górę, a my otrzymalibyśmy stałe zamówienia. Jednakże muszę to narazie pozostawić w sferze planów na przyszłość, bo napewno nie jesteśmy w stanie zaspokajać tak dużych zamówień (bynajmniej na razie).*tu stoi wielka kropa , coś jakby mały kleks atramentem*. Dhrogan świetnie się szkoli w wykuwaniu zbroi. Ja coraz lepiej dłubię w kamykach szlachetnych. Zrobiłem już nawet parę magicznych pierścieni! To tyle odnośnie Kompanii, nie ma się co rozpisywać jak biesiada w karczmie czeka!
Inną sprawą jest iż o mało nie padłem ofiarą Pożeracza umysłów! Całe szczęście , że mnie zostawił! Byłbym teraz ni mniej ni więcej bezmózgim trupiakiem. Aż mnie kurwać wzdryga na samą myś o tym! Miałem KUUUUPE szczęścia! Nawet bym o tym nie wiedział gdyby nie jeden magus, którego spotkałem w zimowej krainie, blisko wybrzeża. Kormik się zwał i szukał teleportu, który podobniez tam kiedyś gdzieś się znajdował. Psia mać! Po co komu miejsce do teleportacji jak tam taki ziąb! Nierozumiem tych magusów, zawsze robią coś irr... irac... irracjlan.... bezmyślnie, a niby tacy wykształceni wszechstronnie! W każdym bądź razie rzeczony mag uratował mi moje dupsko przed orklinami, wilkami i goblinami. Dobrze , że tam się znalazł! Kurwać! Wciąz męczy mnie ten mózgozjad! Podobnież pochodzą one z podmroku i prawie wszystkie już wyginęły. Większośc wraz z opustoszeniem podmroku. Narysowałbym jego rycinke, jak zawsze ale taka zawierucha była iż ledwo go widziałem, a głos jego i tak odzywał się wewnątrz mojej głowy. Obym nigdy więcej nie doświadczył takich przygód![/]
Draco (Kosi) - 24 Gru 2008 00:16
" />~~~~ Wpis siedemnasty - Słów kilka o historii ~~~~
Słowem wstępu. Odnalazłem go. Legendarny wręcz pierścień dziadka mego! To napewno ten! Piękny, zdobiony. Kiedyś posiadanie tego pierścienia sprawiało iż szanować musieli Cię wszyscy : od podrzędnego żołdaka po szlachcica wysoko urodzonego. Potajemnie zapuściłem sie do podziemi twierdzy krasnoludzkiej i go odnalazłem. Pod jedną ze skał leżał niewinnie. Dookoła ani żywej duszy. Rozpoznałem go po grawerce imiennej znajdującej się na wewnętrznej stronie.
Z tejże okazji pozwoliłem sobie na opisanie odrobinki historii o przodkach mych, a głównie o dziadku mym. To on i jego równieśnicy z Bractwa Humm rozsławili imiona swe na całą Elidyje. Było ich pięciu: Dziadek, Virtuos, Lionar, Ghost, Gromix. Wszyscy utalentowani, wszyscy dumni i ambitni. Uważam , że na tyle iż mogli współrządzić Burrghan razem z klanem Ungtara! Każdy sukcesywnie dążył do osiągnięcia mistrzostwa w swojej sztuce. Draco był obrońcą Krasnoludzkim, Virtuos Kapłanem, Ghost i Gromix Wojownikami, a Lionar natomiast magią splotu się zajmował. Karty historii pamietają o tych wspaniałych osobowościach. Ojciec pokazał mi niewielkich rozmiarów książkę w której opisane było jak wszyscy wymienieni wyżej członkowie Bractwa Humm uczestniczyli w bitwie. Owa broszura wyglądała jakby wyciągnięta z niewielkiej biblioteki, może tej, która zapewnie nie istnieje.
Data zdarzenia nie jest bliżej znana. brak jakichkolwiek znamion autorskich na początku, jednakże postacie i wydarzenia opisane sa dość szczegółowo co sprawia iż wiarygodność książeczki jest dość spora. Początkowe strony są ponadpalane, widoczny jest brak jednej lub dwóch kartek.
"Mijamy oto kolejne skalne ostępy. Wiemy już, że wróg jest niedaleko jednakże nie boimy się. W końcu jest z nami niemalże całe bractwo Humm w osobach o największym autorytecie. Zwiadowcy donieśli iż za pobliskim wąwozem wróg ma niewielką twierdze. Niezwłocznie rozbiliśmy obóz. Czasu nie było zbyt wiele, słońce już niebawem miało schowac się za horyzont. Trzeba było umocnić naszą pozycję nim cokolwiek nieoczekiwanego się stanie. Oby noc była spokojna.
Ranek. Wróg widać boi się nas bardziej niż my jego. W nocy dokonaliśmy przegrupowania sił, jest nas 43, to jest 30 ludzi , 3 elfy , 8 krasnoludów i 1 nizioł i 1 Gnom. Obóz dość silnie ufortyfikowaliśmy w razie potrzeby wycofania się, mamy nadzieję na zwycięstwo jednakże zwiad nocny doniósł iż wróg jest w znacznie wyższej, ciężkiej do oszacowania liczbie. Elfy naliczyły około 300 orkowych pysków. Wychodzi conajmniej 6 orków na głowę. Sytuacja jest tym trudniejsza, bo wróg posiada dość dobrze strzeżony obóz z murem obronnym wysokości około 2 i pół metra. Może to i zwykła palisada ale mimo wszystko ciężko będzie nam się przedrzeć. Nastrój wśród naszych bardzo się pogorszył, wszystkich przytłaczały liczyby... no , prawie wszystkich. Sześć krasnoludów wydawało się niczym nie zdenerwowanych. Pół nocy chlali przy ognisku w środku obozu. Mają głowy to i cza przyznać...
Zajęliśmy strategiczne pozycje. Wszyscy niemalże gotowi. Nagle.. coś poszło nie tak... Róg , orki napierają na nast. Psia mać, jest już po nas... Wycofujemy się do obozu. Zginęła chyba już piątka naszych. Wszyscy jesteśmy w obozie. Kurwać te walone krasnale dopiero się szykują... Jeden z nich otarł gębe i powiedział zachrypniętym tonem do reszty.-Czyż nie zauważyliście jeszcze, że wszyscy jesteśmy dokładnie obserwowani??- Wskazał nam na drzewa. Ot kilka ptaków , nic więcej. Większość doznała olśnienia. Stąd orkowie znali nasze plany... Zerwał się wiatr, bębny wojenne słychać było coraz bliżej. Wszyscy jesteśmy gotowi. Elfy zaczęły sięgać z łuku najbardziej wysunięte orcze psy. Jeszcze troche i .... *tutaj napis nagle zostaje zbroczony krwią, urywa się tekst*
Odkopałem ten dziennik z trupów bitwy. Widzę iż należał do jednego z naszych. W sumie czego się spodziewać. Orcze psy nie umieją zapewne pisać ani czytać. Jam jest Lionar Humm. Przybliżę oto okiem maga co tu za wydarzenie miało miejsce. Stanęliśmy na przeciw niemalże trzem setkom orczych pysków. Wpadły one jak fala morska podczas sztormu na statek. Niewiele było czasu do namysłu. Wydawałoby się iż wyskakuję gównojady spod drzew wręcz. Rozpocząłem inktacje. To był znak dla mych braci. Wszystko wyuczone co do ułamka sekundy. Ruszyli dając sygnał do naporu reszcie przestraszonych ludzi. Wpadli klinem w górę orków. Szybko zrobili sobie pole do walki. W tym są dobrzy, orkowie wogole nie wiedzieli jak się do nich zabrać. Trzepot płaszczy, szczęk oręża i odgłos co i raz łamanych kości okraszony ponadto wyciem orczych niedorobów wbił mi się radośnie w pamięć. Jednakże liczba wroga mimo iż malała w oczach to wciąż była przytłaczająca. Miotałem zaklęciami ile sił dysząc przytym jak parowóz. Virt dostarczył mi Ghosta, ranny w kark. - psia mać - mruknąłem , a oszołomiony brat leżał niemalze nieruchomo. Bitwa rozgorzała na dobre. Znalazłem gdzieś zwój wyleczenia cieżkich ran i odczytałem go nad leżącym. Ghost dźwignął się szybko jednakże i tak zmuszeni byliśmy się wycofać. Ostało się nas ledwie dwunastu na setke orków. Liczby nie kłamią, nasze szanse były mniejsze niż na początku. Przeżyliśmy my , elfy i trzech ludzi. Teren jednakże nam sprzyjał. Modliliśmy się by tak pozostało. Wąski wąwóz długości może 40 metrów jednakże z jednej strony dało się na niego łagodnie podejść. Od strony wroga pozostawał stromy , niemalże pionowy. Tutaj postanowiliśmy zatrzymać orków. Nie było to łatwe. Sam napór fali cofał nas kolejne metry. Szał orczych barbażyńców był tak ogromny , że nie zważali oni na nic. Co chwila pod stopami własnych braci ginął jakiś ork. Draco wraz z Virtuosem wycofali się na tyły. Wskoczyli na ściany wąwozu , zaszli kilka metrów głębiej niźli liniia wroga i zeskoczyli na dół miażdżac swoim ciężarem i przewracając kilku orków. Mijały kolejne godziny, zmęczenie dawało się we znaki. Jednakże orkowie poczęli się wycofywać. Bogowie zesłali deszcz. Zostaliśmy niestety tylko my i jeden elf, niestety ciężko ranny. Wśród naszych najmocniej ucierpiał Ghost i Gromix. Jednakże dary Barrusa jakimi obdażony został Ghost pozwoliły już w trakcie bitwy dość dobrze uspokoić nasze zmęczenie i zasklepić nasze rany. Postanowiliśmy po krótki odpoczynku ruszyć na obóz orczych pysków. Elf powiedział , że zostanie zrobić pochówek swoim pobratyńcom. Niech robi co chce. Ruszyliśmy w stronę obozu. Z obliczeń wynikało , że około 50 orków została w obozie. Nas jest ledwie szóstka. Łyknęliśmy bimbru i wkroczyliśmy do obozu znajdującego się na wzgórzu. Naszym oczom ukazała się pustka... dziwne ale prawdziwe. Na środku obozu leżały czyjeś zwłoki. Wyglądał na człowieka... Martwy... Jednakże gdzie podziali się orkowie ? Nie dane nam się było dowiedzieć. Jak się później dowiedzieliśmy, na południe od miejsca bitwy orkowie zaatakowali małą pod elidyjską wioche - Dębówek. Podobnież ta niecała setka o mało wiochy im z dymem nie puściła. Aż nam wszystkim chciało się śmiać na tą wieść. Poczęliśmy ruszać w stronę Burrghan jak najdalej od traktu. Po drodze znaleźliśmy zwłoki elfa. Musiał paść ze zmęczenia niestety tuż po rozkopaniu rękami nagrobków swoich braci. Pochowaliśmy go... Sam nie wiem czemu. Jednakże muszę przyznać dobry był z niego strzelec. Do Burrghan dotarliśmy bez żadnych problemów. Tylko my wiedzieliśmy o tym co się stało niedaleko Wąwozu Rozłąki...."
Zaiste dziwna owa historia, przeglądałem miejską bibliotekę w Elidii. Brak tam jakichkolwiek wzmianek odnośnie takowej bitwy. Najwyraźniej kuzyni nikomu o niej nie powiedzieli. Ja jednak postanowiłem dołączyć ją do mego pamiętnika. Ku chwale synom kamienia![/]
Draco (Kosi) - 29 Gru 2008 23:22
" />~~~~ Wpis osiemnasty ~~~~
Masari. Ta rasa ostatnio zakrząta moją głowe jeszcze bardziej niż rozwój Kompanii. Barrus podpowiada mi, że nie będzie z tego nic dobrego... Wraz z Astrusem wyruszyłem do podziemi karczmy na Przedwiecznej równinie. Szukaliśmy źródła pojawiania się znikąd Slaadów. Karczma zowi się jakoś dziwnie. Coś tam ze skorpionem w nazwie. Nigdy żem tam nie był. Jednakże pod tą karczmą znajduje się system rozbudowanych korytarzy. Dziwaczne! Ktoś musiał chyba dotrzeć do nich przypadkiem. Jednakże zszedłem tam niżej i moim oczom ukazało się coś dziwnego. Zamrożona w ogromny okruch lodu postać. Kobieta, ni elfka , ni człowiek. Sam Barrus raczy wiedzieć co to za babsztyl, ale oko przyciagała.. Sama siebie kazała nazywać Śniącą co uważam za durny pomysł. Trza jej jednak przyznać. Piekielnie dobrze włada magią czy co to tam było. Mało mnie nie udusiła nawet nie tykając psia jucha. Dobrze , że Astrus się pojawił w pobliżu. Tylko dzięki niemu żyję... On ledwo ale też... Masari jednakże uciekła...
Spotkaliśmy się ponownie. Ja i Masari... Postanowiłem odnaleźć jej rodzeństwo, o którym wspominała. Podobno wszyscy śpią i czekają na moment do przebudzenia... Nie pozwole by jakaś suka, która mną raz miotnęła o ściane pozwalała sobie na zbyt wiele! Chciałem po dobroci jednakże ona wyniośle myślała , że będzie mną rządzić. W życiu![/]
Draco (Kosi) - 29 Gru 2008 23:26
" />~~~~ Wpis Dziewiętnasty ~~~~
Psia jucha! Na tysiąc kształtów Barrusa. ONA SOBIE BIEGA OD TAK PO MIEŚCIE! *litery są wpisane z lekkim drżeniem*. Nie wiem co czynić. Narazie staram się tuszować sprawę jednakże będę musiał coś z tym zrobić. Niech Barrus nad mną czuwa...
Dokonałem kolejnego odkrycia. Na przedwiecznej równinie znalazłem jakąś staryożytną świątynie. Ciekaw jestem jakiego bóstwa. Pełno tu głosów umarłych. Wszystko jest takie niejasne.
Próby od kapłana okazały się gorsze niż się spodziewałem. Przynajmniej druga "droga jest ważniejsza niż cel" Nie mogę tych słów nawet z głowy wyrzucić. Są ważne czuje to. Jednakże co mogą oznaczać i jakie jest rozwiązanie?! Znów pustka...
Wszystko jest takie nieskładne... Ambrozja... może ona będzie umiała mi pomóc... Jest twarda i wyrachowana ale nie jest głupia...
Kto by się spodziewał....
*wpis wydaje się jakby urwany w pół myśli*[/]
Draco (Kosi) - 09 Sty 2009 02:46
" />~~~~ Wpis Dwudziesty ~~~~
Wszystko układa się ostatnio bardzo kożystnie! Interesy które zawiązuje przynoszą już coraz lepsze zyski... wszelkiej maści... Aż dziw bierze chwilami. Jednakże nie piszę tu o tym co by to w niepowołane ręce ten dziennik nie wpadł...
Ambrozja mnie nie oszukała , wszystko ma się w jak najlepszym porządku. Meghan ... troche mi się wszystko miesza czasem. Chaos w głowie.... W sam raz dla idei Barrusanity...
Wciąż nie wiem dlaczego droga jest ważna , a nie cel...
Totalnie brak mi czasu na pisanie tu. Praca i interesy pochłaniają cały wolny czas. Ostatnio pierwszy raz od miesiąca miałem wolny wieczór. Nie powiem , zacnie spędzony... aż do dziś uśmiech wskakuje na mą twarz na wspomnienie tych chwil...
Draco (Kosi) - 19 Sty 2009 01:02
" />*nowy wpis, brak jakichkolwiek asygnat co do daty, widać wpisany na prędce i na stojaka , bo niedbale zanotowany*
Elleyeh....zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
Draco (Kosi) - 23 Lis 2008 01:46
" />~~~~ Pamiętnik ~~~~
Widzisz oto przed sobą pamiętnik pisany kanciastym acz wyraźnym pismem. Gdzieniegdzie pisany z błędami jednak widać iż twórca ma względne pojęcie o gramatyce i składni w mowie wspólnej.Słowem wstępu....Imiona me Ranor i Draco. Rodowe nazwisko Humm brzmi. Sam sobie dziwię się iż prowadzę coś takiegopamiętnikiem zwane. Ino szepne tu słów kilka o sobiem. Korzenie me głębokie, BA! Rzekłbym iż setki lat wstecz braty moje znanymi były! Kimże jestem ja? Jam jest wnuk żyjącego trzysta lat wstecz krasnoluda o imieniu zbieżnym memu! Oto Dziad mój Draco Humm z klanem Ungtara współpracował szeroko! Ba! Nawet posłem Burrghan ino był! Wiele mógłbym kufli piwa rozlać opowiadając o nim... *widać dość sporą plamę w księdze, najwyraźniej rozlał się atrament lub pióro odmówiło posłuszeństwa*... lat temu później bractwo popadło w niełaskę. Uchodzić ino musieli my z Burrghan całym rodem. Siedzibe śmy szczelnie zamknęli i odeszli. WSTYD! Wygnańcy, jak jakieś odszczepieńce! Plugawe kundle nas oczeniły! Barrus mi świadkiem! Tylko pradziad mój jako poseł miał prawo do Burrghan wchodzić. Ojciec mój Regnak opowiedział mi kiedyś historyje... aaaaallle nie o tym teraz! Kjedyś dopisze!*tu widać dość szeroką lukę , która chyba uzupełniona będzie w przyszłości*
~~~~ROK 1672 Wiosna~~~~
Kapłan Barrusa jestem ino. Może i jeden z ostatnich... Innego nie spotkałem. Ród nasz zażegnoł dawną świetność. Po opuszczeniu Burrghan rozsiało nas po całej Kyrtarii i tak liczba nasza kurczyła się powoli. Ilu nas teraz jest? Nie wiem....Urodzony ino jestem jakieś 80 wiosen wstecz. Ojciec szkolił mnie. Wojem w sumie pragnął bym ja został. Jednak, BARRUS mi świadkiem iż kapłanem zostać chcę! Wiedza ma duża , ojciec nauczył mnie wiele. Sam był kapłanem i wiedział iż z dala od domu, bez świątyni, kapłanem jestem tylko dla ideii... Wiara ma jednak nie słabnie! Barrus nade mną czuwa , wiem to!*wyrwane kartki z pamiętnika. Nowe zdania są pisane zmienionym charakterem pisma. Z czytelnego kanciastego stylu na o wiele mniej wyraźny , pisany jakby drzącą ręką*
~~~~ROK 1673 Lato~~~~
Zaskakujące.... Odnalazłem stary pamiętnik... Nie pisałbym tu jednak zostałem sam... Długo by rozprawiać co się stało przez ostatni rok jednak nie czas i miejsce. Kiedyś dopisze te strony...Co się działo? Nie wiem. Wiele się zmieniło! Od dawna nie spotkałem większej grupy krasnoludów... Od pół roku żadnego z mego rodu... Tatulo mój na tamten świat przedwcześnie odszedł... Choroba go zjadła, rany niedopilnował dostatecznie i wdało się zakażenie. Zanim mi o tym powiedział za późno było... Sam jestem... Sam. Tatulo chociaż jest teraz w lepszym przybytku, ja pochłaniam już dwudziestą butelkę miodu za jego szczęście... *tu tekst się rozmywa do nieczytelności*
~~~~ROK 1673 wczesna zima~~~~
Znów odnalazłem pamiętnik. Leżał w starym kufrze gdzie szukałem ciepłej narzuty. Zima w tym roku sroga... Od dawna takiej nie było. Postanowiłem napisać coś szerzej o sobie jak już siedzę przed trzaskającym kominkiem.Wyżej napisałem. Imię me Ranor Draco Humm - ostatni z rodu, o którym wiem, wnuk Draco Humma, posła miasta Burrghan, niedoszłego członka Rady Stolicy Krasnoludzkiej, syn Regnaka Humma. Urodzony 81 wiosen wstecz. Wczesne dzieciństwo spędziłem podróżując po zachodniej stronie kontynentu wraz z ojcem mym, który nauczył mnie chyba wszystkiego co umiem do dziś. Sam siebię kapłanem Barrusa opisuje. Wojaczka mi też nieobca. Nie mam stałego miejsca zamieszkania. Tułam się od miejsca do miejsca. Mowa wspólna i klasyczny krasnoludzki żargon nie są mi obce choć dziś tylko ta pierwsza jest przydatna... Co więcej moge napisać? Kurwać czemu ja to pisze?! Przecież to niedorzeczne!.... Samotność... to jedyne co mnie wciąż dotyka!W przyszłości napewno opiszę wszystko co zdołam się dowiedzieć o mojej rasie!
~~~~ROK 1673 dwa dni później od ostatniego wpisu~~~~
Oświeciło mnie! Nie mogę się poddawać! Barrus napewno nie chciałby kapłana, który tak smuci się nad doczesnością! Przeto każe być wesołym i skupionym na tym co w życiu najwspanialsze! Uczty , zabawy! Dobrze , że w gąszczu tego smutku przypomniałem sobie naukę tatula! Chaos , wolność , przyjemność! Z tego czerpać winienem jako godny Barrusa kapłan!
~~~~NOWY ROK 1673/1674~~~~
Dotarłem do Elidii akurat na nowy rok! Ależ festiwal! Miałem poprosić jakiegoś magusa o naznaczenie mnie tatuażem symbolizującym kielich wysadzany klejnotami, kielich Barrusa. Jednak taki piękny festiwal! Taka okazja do uczty! Psia mać ide zachlać morde!! Później dokończe....
~~~~ROK 1674 trzy dni od nowego roku~~~~
Haaa ależ mi szczęście sprzyja! Niedość , że upiłem się jak dziki to wygrałem w karty bardzo ładną sumkę. Wszystko się wspaniale potoczyło, no poza jednym , trzeci dzień boli mnie czerep ale znakiem tego, zabawa była baaardzo przednia! Złota starczyło mi również na tatuaż! Małe znamiona na obu nadgarstkach. Chyba musze częściej zajeżdżać do Elidii... Postanowiłem ponadto , że chyba w miare porządnie pamiętnik prowadził ino będę!
~~~~Czwarty dzień roku 1674~~~~
Znów wylądałowałem w Elidii zabawić się za wygrane złoto! W karczmie wynająłem sobie osobny stół i kto zechce tego zaprosze! Jak przystało na tradycję Barrusanity, Kapłana! Teraz dopiero dostrzegłem , że to miasto jest stolicą z krwi i kości jednak denerwuje mnie tutejszy przepych i przemiał ludu. Zewsząd biją tłumy mieszczan, chłopów i szlachcice na karetach. Ileż można! Nie mogą sobie durnie owe zasiąść za stołem i pobiesiadować!? Nie rozumiem tutejszych zwyczajów.
~~~~ Szósty dzień roku 1674~~~~
Co za łajzy parszywe! Nosz! Kurwać, niech ich demony piekielne pochłoną! Wszystkich! Niedość , że przegrałem część złota w karty, naszczęście małą! To jakiś dwóch rzezimieszków okradło mnie jak zawiany wyszedłem się przespacerować i wytrzeźwieć! Parszywe kundle , niech im się grota jakaś na łeb zawali! Do wszystkich diabłów na mą brodę zemszcze się! Dobrze , że w butach miałem schowane troche monet, jeszcze dziś kupie jakiś młot albo przynajmniej sztylet i następnym takim warchołom wypruje flaki! Nosz! Niech Barrus ma mnie w opiece!
Draco (Kosi) - 23 Lis 2008 11:11
" />~~~~ czternasty dzień roku ~~~~
Postanowiłem z ciekawością wyruszyć w strone Burrghan. Drogę znam prawie na pamięć, tatulo mnie nauczył. Zobaczymy co z tego będzie.
Jest około brzasku, jestem mniej więcej w jednej trzeciej drogi , jak narazie na trakcie względny spokój, kilka goblinów i żuków, nic ciekawego...
Dotarłem do rozstajów , cholera dopadł mnie chwile wcześniej leopard, ledwo mi się udało przeżyć ale moje ramię krwawi bez przerwy. Narazie jeszcze pre naprzód.
Postanowiłem zejść troche z traktu, marzy mi się znów zobaczyć Grzbiet Doczesności jak wtedy kiedy byłem jeszcze szczeniakiem...
*widać doskrobaną w pospiechu notkę*
Żuki, nie tym razem.....
*znów szybko pisana notka*
Dotarłem, ciesze się jak dziecie!
Radość prysła niestety szybciej niż się spodziewałem... Ruiny , Ruiny, RUINY to jedyne co mnie przywitało w naszej stolicy...
Nie wchodziłem do środka , nie chce burzyć spokoju zmarłych... Magia... wciąż ją tu wyczuwam
Draco (Kosi) - 23 Lis 2008 22:56
" />~~~~ osiemnasty dzień roku ~~~~
Zbroje ino nareszcie żem kupił! Ostatnie grosze musiałem na nią wydać ale jest naprawde wygodna! Wróciłem do Elidii. Poznałem tutaj Harona, pech chciał , że podczas rozróby w karczmie ale za to od dobrej strony hue hue! Lubi jegomość wypić i do bitki chętny! Prawy z niego kompan!
*pod spodem mała rycina*
Każdy może czasem pomarzyć hehe! Ot co! Mam jeszcze pare rycin, podobno niektóre autorstwa dziadka mego!
Dodatkowy wpis.
Zaczepił nas po wyjściu z karczmy jakiś gach i poprosił o ściągnięcie długów. Ciekawe co z tego wyjdzie! Ruszamy z Haronem i jego chuderlawym przyjacielem na poszukiwanie owego jegomościa.
Jakiś marynarz skierował nas do, podobno, odpowiedniego magazynu. Ruszamy tam ile sił po drodze zahaczym o krawca kupić jakieś łachy robocze.
Draco (Kosi) - 25 Lis 2008 02:21
" />~~~~~ Dwudziesty drugi dzień roku ~~~~
Niemogąc spotkać jegomościa, który rzekomo jest dłużnikiem skierowaliśmy się do karczmy na małe ucztowanie! Haron jednak powiedział , że dołączy niebawem. Skorzystam więc z okazji i opisze co żem widział na Grzbiecie Doczesności!Podróż ciężka była ale co moje to pamietam! Dawno żem czegoś tak swietnego nie widzioł. Wdrapałem się na jeden z wyższych szczytów w okolicy i to com zobaczył przeszło moje najszczersze oczekiwania! Wzgórza po horyzont, szczyty osnute chmurami! To chyba jest to co elfy nazywają "pięknym" Taaak , piękny krajobraz gór wraz z rzeką Brathmore u stóp...
Nie tracąc czasu, ani werwy spełzłem ze szczytu i ruszyłem dalej schodami Ungtara. Moja nadzieja trwała i trwała! Jak wspominałem wcześniej Ruiny Burrghan to miejsce, do którego zawsze z chęcią wrócę!
Przekroczyłem ostatni most oddzielający dwa masywne szczyty, jeszcze kawałek....
Przywitały mnie przerośnięte trawami i mchem wszechobecne zgliszcza, ot starość. Ciekaw jestem ile to lat kiedy Burrghan upadło. Nikt nie mówi nic otwarcie *wielka kropa postawiona piórem*Wdrapałem się na szczyt najwyższy w pobliżu fortecy... Widok niesamowity! Wyłaniające się spośród gór wciąż wydeptane ścieżki, ruiny połyskujące na tle majestatyczncznych szczytów.
Obróciłem się. Za mgłą dało się ujżeć w oddali ośniezone szczyty. Grzbiet doczesności. Tutaj moje krasnoludzkie serce napełniło się po same brzegi potrzebą poznania historii naszej rasy...
Wciąż działa tu świątynia Barussa i faktoria kupiecka. Jednakowoż obecni tu kuzyni milczą co do tego jakie gównojady uczyniły z naszej stolicy zatęchłą dziurwe! Zaskakujące...
*tu widać iż pióro było kilka razy przytknięte do kartki jakby Ranor chciał coś napisać jednak poza kropkami dalej nic się nie pojawia*
*wpis pojawia się kilka linijek nizej*
Nie moge zebrać myśli, a pozatym Haron przylazł...
Draco (Kosi) - 25 Lis 2008 02:58
" />~~~~ Dwudziesty szósty dzień roku ~~~~
Przez ostatnie klika dni dręczą mnie koszmary. Nie wiem czemu... ale o tym za chwile. Po kolei spisując to nocą zboczyłem z traktu i znalazłem dziwny mały domek wtopiony w małe wzgórze. Rygiel za nic nie chciał drgnąć. Krzykiem przywołałem tylko pająki... No i jeden mnie kąsił. Trucizna naszczęście mnie nie zabiła, modlitwy do Barrusa chyba są jedynym powodem ,dzięki któremu wciąż żyje...
Nie mniej jednak chcąc nie chcąc musiałem rozbić mały obozik na skraju nieśmiertelnego lasu i tego świecącego jeziora. Trza przyznać , że to chyba elfia robota. Nie wiem co tam do tej wody wsadzili ale nieźle świeci po nocy! Rozbiłem obóz, zjadłem pare kawłków chleba (troche już czerstwego grrr), znieczuliłem się bimbrem od Harona w nadziei, że trucizna szybciej minie. Ledwie zamknąłem oczy wydawało mi się jakbym obudził się w zupełnie innym świecie! Nie wiem czy to przez ten dom, las, odwiedziny Burrghan, trucizne czy bóg wie co jeszcze. W każdym razie we śnie stały na przeciw siebie dwie postacie. Wyglądały jakby miały ze sobą walczyć, tak mi się bynajmniej zdaje. Widziałem ich rysy. Obie skrzydlate. Podobne ale zupełnie inne. Wpierw dojżałem białą postać, świecącą niczym księżyc.
Na przeciw niej szarżowała druga. Tym razem krwisto czerwona , z czymś na kształt kosy w ręku.
Jestem pewien , że coś miało się dalej stać ale znalazł mnie Haron i przebudził. Byłem zlany potem... Mam nadzieje , że te sny nie były spowodowane tym jego bimberkiem, który chyba sam pędzi albo kupuje w jakiejś spelunie... Jeżeli tak jest to ja już nie pije tych jego mikstur... Ten sen nie daje mi spokoju! Co on mógł znaczyć?!
Po raz kolejny nie mogę zebrać myśli! Kurwać!
[/]
Draco (Kosi) - 29 Lis 2008 17:24
" />~~~~ Dzień trzydziesty trzeci ~~~~
Postanowiłem wybrać się w lasy poza Elidię. Nie był to jednak dobry pomysł, bo o mało co się nie zgubiłem. Cholerne krzaczory! Ledwo żem ponad nie wystawał. Mijałem kolejne pełne drzazg, kolek i innego gówna odcinki po sam wieczór. Zmarzłem jak psi syn! Przed samym wieczorem jeszcze kurewska mgła naszła na cały las i teraz wogole nic nie widziałem!
Zachód słońca przyniósł jeszcze mase trupożernych zasranych potworów... Dotarłem do jakiegoś traktu i jak tylko postawiłem stope na nie porośniętej krzakami okolicy to usłyszałem dziwny dźwięk. Wpierw łamanie gałęzi , a potem coś pomiędzy piskiem, wrzaskiem i wyciem... Rozejżałem się... pusto... Znów ten piskowrzask. Kurwać! Byłem pewien , że ktoś mnie obserwuje... znów dźiwny pomruk... Zacisnąłem dłonie na tarczy i toporze... Nagle poczułem jak coś oplata moje plecy! Sieć! -Kurwać, pająki- to ostatnie co zdążyłem syknąć. Niestety moje słowa były błędne. Zza najbliższego krzaczora wyszedł dwumetrowy Ettercap.
Skóra grubsza jak u niedźwiedzia. Poczułem jak włos jeży mi się na brodzie! Jednak napewno nie miałem szans na odwrót. Począłem topore ciąć sieci ile sił zanim on do mnie dobiegnie. Widziałem jak ruszył. Wygłodniały, rządny nowego posiłku, którym miałem się stać. Nie poddałem się bez walki ho ho , nie ma takiej możliwości. Był jakieś trzydzieści stóp ode mnie kiedy wyplątałem się z jego sieci. Gotów do walki rozpędziłem się i naparłem na niego. Splunął znów siecią. Rzuciłem się na bok, chybił. Naparliśmy na siebie, zasłoniłem się tarczą i uderzyłem w niego. Poczułem się jakbym walnął w mur, mało nie upadłem. Ettercapem ledwie zachwiało. Psia mać! Zamachnąłem się więc solidnie i uderzyłem. Piękny cios odciął górną kończyne wraz z pazurami. Poczułem ciepłą krewa stwora na twarzy. Jednakże... w tym momencie nie mogłem złapać oddechu. Monstrum godziło mnie dotkliwie, swoją wciąż całą kończyną, pod żebra. Zacisnąłem zęby i naparłem na nogi, które ugięły się. Potężny wrzask, rozszedł się echem po lesie. Wskoczyłem na niego. Ten jednak zrzucił mnie szybkim ruchem. Potoczyłem się i wstałem. W oczach miałem gwiazdy. Dopiero mogłem oddychać na nowo. Ettercap z racji braków musiał wstawać plecami do mnie. Natarłem i topór zatopiłem w jego grubaśnych plecach! Upadł na kolana. Godziłem ponownie. Upadł na brzuch. Wciąż wrzeszczał ile sił. Doskoczyłem do jego karku i odciąłem mu łep. Wrzaski umilkły. Usiadłem zmęczony zaraz obok wciąż jeszcze ciepłego Ettercapa. Odetchnąłem z ulgą.Nie na długo... Po niecałem chwili wrzaski nadeszły z każdej strony. Dźwignąłem się i ile sił ruszyłem traktem co by mnie nie dogoniły. Pędziłem , że broda mało mi się nie wkręciła w dupsko! Wtem pojawił się na środku traktu, przede mną, kolejny z nich. Nie wiele myśląc cisnąłem toporem ile sił. Barrus chyba pobłogosławił moją dłoń , bo trafiłem w sam środek piersi bestii. Ta wyjąc padła na plecy. Dobiegłem , wyciągnąłem Labrys zatopione do połowy w ofierze, która już ledwie oddychała. Biegłem ile sił, mgła wydawała sie nieskończona. Nie poczułem nawet kiedy musiałem się zatrzymać. Sieć oplotła moje nogi. Padłem na twarz. Odwróciłem się zdezorientowany. Słyszałem je. Conajmniej cztery Ettercapy stały bardzo blisko mnie szukając mojego cielska. Odplątałem sieć i dźwignąłem się na nogi. Usłyszały mnie... Zmrużyłem oczy gotów do walki...Dźgnięty w plecy obróciłem się i uderzyłem tyłkiem o drzewo. Odbiłem się z impetem i natarłem. Cios został sparowany. Ettercap plunął siecią. Mój topór został przytwierdzony do drzewa. Kurwać, mruknąłem , no to po mnie...Jednak stało się inaczej. Snop światła rozdarł zamgloną ciemność... Magiczne pociski godziły każdego Ettercapa. Jeden z nich padł na ziemię. Pozostałem przestraszone zaczęły uciekać. Z mgły wyskoczyły na nich monstrualne wilki i poczęły rozszarpywać ich trzewia...Rozejżałem się niepewnie. Z mgły wyłonił się starszy człowiek. Zmrużyłem oczy i na moim ryjcu pojawił się uśmiech. Stary druch Sagato.
Dobrze, że znał brodacz drogę. Wróciliśmy już bez przeszkód. Musze zapamietać żeby nigdy więcej samemu nie zapuszczać się w las... To nie to samo co jaskinie i koplanie[/]
Draco (Kosi) - 30 Lis 2008 12:57
" />~~~~ Dzień Trzydziesty Ósmy~~~~
W mieście od kilku dni panuje spokój. Po tej nieudanej wyprawie do Burrghan nastroje jakby ostygły. Niech żałują....*dalej tekst się rozmywa, jest kilka plam*
~~~~ Wpis Czternasty ~~~~
Postanowiłem , że od dziś będę wpisy numerował w inny sposób. Dzięki temu powstanie o wiele bardziej przyjazny indeks! Taką bynajmniej mam nadzieję. Jak wyżej przekreśliłem w mieście panuje senna atmosfera. Wszyscy wyraźnie ostygli po nieudanej wyprawie do Burrghan. Ponoć nie zostali wpuszczeni. I dobrze im tak!! Ja mam jedna pamiątkę z Burrghan, wspaniały srebrny kielich...*pisząc ten fragment Draco uśmiechnął się sam do siebie* Mogą sobie pomarzyć o tak wspaniałym skarbie. Symbole Barrusa są na kielichu liczne co sprawia , że napewno jest autentyczny! Zresztą jako kapłan, reprezentan Barrusa na tej ziemi pewien jestem iż jest autentyczny!
Tak mniej więcej wygląda. Jest poprostu piękny. Z tej wesołej okazji chyba pójdę się uwalić jak knur! He He He...Postanowiłem iż może spróbuję awansować w hierarchi świątynnej Barrusa, muszę dotrzeć do świątyni przy faktorii i dowiedzieć się czegoś więcej...[/]
Draco (Kosi) - 30 Lis 2008 23:48
" />~~~~ Wpis piętnasty ~~~~
Minęło ledwie trzy dni od poprzedniego wpisu, a tak wiele się wydarzyło. Wydaje mi się, że odpowiedni zinterpretowałem mój sen! Walka... Lecz nie walka zbroja! Chodzi tu o walkę iście ekonomiczną! O tym jednak zaraz...Trzy dni temu poznałem niejakiego Temerko Jalina i Erazma. Temerko okazał się być naprawde interesującą osobą! Kalmita w pełni oddany posłudze. Bardziej jednak zainteresował mnie jego ojciec Terko, o którym opowiadał. Z tego co pamiętam dziadek mój przyjaźnił się z niejakim Terko Jalinem... Obiecal iż spyta ojca swego o ową znajomość.Rozochocony spotkaniem takiej persny dałem namówić się na tępienie nieumarłych, których Kalmici i słudzy Nathe uwielbiają tępić. Poszliśmy kawałek dalej na wybrzeże. Mnóóóóóśtwo mumii nas tam kurwoć czekało! Ciągnęły swoimi obrzydliwymi bandazami po ziemi wciąż mrucząc jakieś przekleństwa w naszym kierunku. Pamiętajcie potomni iż nigdy nie należy zaglądać w oczy takiej mumii. Mówię wam, nic kurwać straszliwszego w życiu żem nie widział! Aż do dziś mi serducho wali mocniej jak se pomysle!
Poza mumiamii zabijaliśmy jeszcze masę Ghouli. Na wpół zgniłe ciała. Wyglądały jak zczerniała w pełni zatruta rana! Gdzieniegdzie opuchnięta, gdzie indziej zapadnięta. Obrzydlistwo!
Najważniejszym jednak wydarzeniem ostatnich dni jest pomysł na jaki wpadłem! Mówiąc krótko postanowiłem założyć Krasnoludzką Kompanię Handlową. Dogadałem się w tej sprawie z Dhragonem H'ergrimem, wytwórcą zbroi o bardzo obiecujacych rezultatach swojej pracy! We dwóch postanowiliśmy kierować kompanią! Zająłem się już ogłoszeniami rekrutacyjnymi oraz pierwszym cennikiem. Wszystko znajduje się na dobrej drodze. Liczę na to iż nasze wysoce konurencyjne ceny sprowadzą nam wielu kupców! Moja wyprawda do Faktorii kupieckiej na Grzbiecie doczesności musi zostać więc odłożona na trochę później. Awans w hierarchi kapłańskiej musi poczekać! W końcu jak sam Barrus mówi, należy skupić się na doczesności! Co właśnie czynię w jego imię.Mam nadzieję iż dobrze zrozumiałem przesłanie od naszego opiekuna...
[/]
Draco (Kosi) - 03 Gru 2008 00:25
" />~~~~ Wpis szesnasty ~~~~
Nuuuu! Od cholery się wydażyło od ostatniego wpisu! Zarówno w kompanii jak i w moim żywocie! Opowiem więc po kolei.Wpierw Kompania Handlowa: ma się bardzo dobrze. Dostajemy coraz więcej zamówień jednakże wciąż czekam na odpowiedź z Urzędu miasta. Mam nadzieję iż dojdzie na dniach. Mamy coraz więcej członków. Jest nas już pięciu Khazadów. Stwierdziłem już na początku iż nikogo inszej rasy nie przyjmę. Kompania będzie składać się tylko i wyłącznie z przedstawicieli naszej rasy!Wpadłem też ukradkiem na inny pomysł. Tak może by ponegcjować ze strażą o wyposażenie ich w nasze wyroby? Dzięki temu napewno mieliby lżej w kieszeni, żołd mógłby pójść w górę, a my otrzymalibyśmy stałe zamówienia. Jednakże muszę to narazie pozostawić w sferze planów na przyszłość, bo napewno nie jesteśmy w stanie zaspokajać tak dużych zamówień (bynajmniej na razie).*tu stoi wielka kropa , coś jakby mały kleks atramentem*. Dhrogan świetnie się szkoli w wykuwaniu zbroi. Ja coraz lepiej dłubię w kamykach szlachetnych. Zrobiłem już nawet parę magicznych pierścieni! To tyle odnośnie Kompanii, nie ma się co rozpisywać jak biesiada w karczmie czeka!
Inną sprawą jest iż o mało nie padłem ofiarą Pożeracza umysłów! Całe szczęście , że mnie zostawił! Byłbym teraz ni mniej ni więcej bezmózgim trupiakiem. Aż mnie kurwać wzdryga na samą myś o tym! Miałem KUUUUPE szczęścia! Nawet bym o tym nie wiedział gdyby nie jeden magus, którego spotkałem w zimowej krainie, blisko wybrzeża. Kormik się zwał i szukał teleportu, który podobniez tam kiedyś gdzieś się znajdował. Psia mać! Po co komu miejsce do teleportacji jak tam taki ziąb! Nierozumiem tych magusów, zawsze robią coś irr... irac... irracjlan.... bezmyślnie, a niby tacy wykształceni wszechstronnie! W każdym bądź razie rzeczony mag uratował mi moje dupsko przed orklinami, wilkami i goblinami. Dobrze , że tam się znalazł! Kurwać! Wciąz męczy mnie ten mózgozjad! Podobnież pochodzą one z podmroku i prawie wszystkie już wyginęły. Większośc wraz z opustoszeniem podmroku. Narysowałbym jego rycinke, jak zawsze ale taka zawierucha była iż ledwo go widziałem, a głos jego i tak odzywał się wewnątrz mojej głowy. Obym nigdy więcej nie doświadczył takich przygód![/]
Draco (Kosi) - 24 Gru 2008 00:16
" />~~~~ Wpis siedemnasty - Słów kilka o historii ~~~~
Słowem wstępu. Odnalazłem go. Legendarny wręcz pierścień dziadka mego! To napewno ten! Piękny, zdobiony. Kiedyś posiadanie tego pierścienia sprawiało iż szanować musieli Cię wszyscy : od podrzędnego żołdaka po szlachcica wysoko urodzonego. Potajemnie zapuściłem sie do podziemi twierdzy krasnoludzkiej i go odnalazłem. Pod jedną ze skał leżał niewinnie. Dookoła ani żywej duszy. Rozpoznałem go po grawerce imiennej znajdującej się na wewnętrznej stronie.
Z tejże okazji pozwoliłem sobie na opisanie odrobinki historii o przodkach mych, a głównie o dziadku mym. To on i jego równieśnicy z Bractwa Humm rozsławili imiona swe na całą Elidyje. Było ich pięciu: Dziadek, Virtuos, Lionar, Ghost, Gromix. Wszyscy utalentowani, wszyscy dumni i ambitni. Uważam , że na tyle iż mogli współrządzić Burrghan razem z klanem Ungtara! Każdy sukcesywnie dążył do osiągnięcia mistrzostwa w swojej sztuce. Draco był obrońcą Krasnoludzkim, Virtuos Kapłanem, Ghost i Gromix Wojownikami, a Lionar natomiast magią splotu się zajmował. Karty historii pamietają o tych wspaniałych osobowościach. Ojciec pokazał mi niewielkich rozmiarów książkę w której opisane było jak wszyscy wymienieni wyżej członkowie Bractwa Humm uczestniczyli w bitwie. Owa broszura wyglądała jakby wyciągnięta z niewielkiej biblioteki, może tej, która zapewnie nie istnieje.
Data zdarzenia nie jest bliżej znana. brak jakichkolwiek znamion autorskich na początku, jednakże postacie i wydarzenia opisane sa dość szczegółowo co sprawia iż wiarygodność książeczki jest dość spora. Początkowe strony są ponadpalane, widoczny jest brak jednej lub dwóch kartek.
"Mijamy oto kolejne skalne ostępy. Wiemy już, że wróg jest niedaleko jednakże nie boimy się. W końcu jest z nami niemalże całe bractwo Humm w osobach o największym autorytecie. Zwiadowcy donieśli iż za pobliskim wąwozem wróg ma niewielką twierdze. Niezwłocznie rozbiliśmy obóz. Czasu nie było zbyt wiele, słońce już niebawem miało schowac się za horyzont. Trzeba było umocnić naszą pozycję nim cokolwiek nieoczekiwanego się stanie. Oby noc była spokojna.
Ranek. Wróg widać boi się nas bardziej niż my jego. W nocy dokonaliśmy przegrupowania sił, jest nas 43, to jest 30 ludzi , 3 elfy , 8 krasnoludów i 1 nizioł i 1 Gnom. Obóz dość silnie ufortyfikowaliśmy w razie potrzeby wycofania się, mamy nadzieję na zwycięstwo jednakże zwiad nocny doniósł iż wróg jest w znacznie wyższej, ciężkiej do oszacowania liczbie. Elfy naliczyły około 300 orkowych pysków. Wychodzi conajmniej 6 orków na głowę. Sytuacja jest tym trudniejsza, bo wróg posiada dość dobrze strzeżony obóz z murem obronnym wysokości około 2 i pół metra. Może to i zwykła palisada ale mimo wszystko ciężko będzie nam się przedrzeć. Nastrój wśród naszych bardzo się pogorszył, wszystkich przytłaczały liczyby... no , prawie wszystkich. Sześć krasnoludów wydawało się niczym nie zdenerwowanych. Pół nocy chlali przy ognisku w środku obozu. Mają głowy to i cza przyznać...
Zajęliśmy strategiczne pozycje. Wszyscy niemalże gotowi. Nagle.. coś poszło nie tak... Róg , orki napierają na nast. Psia mać, jest już po nas... Wycofujemy się do obozu. Zginęła chyba już piątka naszych. Wszyscy jesteśmy w obozie. Kurwać te walone krasnale dopiero się szykują... Jeden z nich otarł gębe i powiedział zachrypniętym tonem do reszty.-Czyż nie zauważyliście jeszcze, że wszyscy jesteśmy dokładnie obserwowani??- Wskazał nam na drzewa. Ot kilka ptaków , nic więcej. Większość doznała olśnienia. Stąd orkowie znali nasze plany... Zerwał się wiatr, bębny wojenne słychać było coraz bliżej. Wszyscy jesteśmy gotowi. Elfy zaczęły sięgać z łuku najbardziej wysunięte orcze psy. Jeszcze troche i .... *tutaj napis nagle zostaje zbroczony krwią, urywa się tekst*
Odkopałem ten dziennik z trupów bitwy. Widzę iż należał do jednego z naszych. W sumie czego się spodziewać. Orcze psy nie umieją zapewne pisać ani czytać. Jam jest Lionar Humm. Przybliżę oto okiem maga co tu za wydarzenie miało miejsce. Stanęliśmy na przeciw niemalże trzem setkom orczych pysków. Wpadły one jak fala morska podczas sztormu na statek. Niewiele było czasu do namysłu. Wydawałoby się iż wyskakuję gównojady spod drzew wręcz. Rozpocząłem inktacje. To był znak dla mych braci. Wszystko wyuczone co do ułamka sekundy. Ruszyli dając sygnał do naporu reszcie przestraszonych ludzi. Wpadli klinem w górę orków. Szybko zrobili sobie pole do walki. W tym są dobrzy, orkowie wogole nie wiedzieli jak się do nich zabrać. Trzepot płaszczy, szczęk oręża i odgłos co i raz łamanych kości okraszony ponadto wyciem orczych niedorobów wbił mi się radośnie w pamięć. Jednakże liczba wroga mimo iż malała w oczach to wciąż była przytłaczająca. Miotałem zaklęciami ile sił dysząc przytym jak parowóz. Virt dostarczył mi Ghosta, ranny w kark. - psia mać - mruknąłem , a oszołomiony brat leżał niemalze nieruchomo. Bitwa rozgorzała na dobre. Znalazłem gdzieś zwój wyleczenia cieżkich ran i odczytałem go nad leżącym. Ghost dźwignął się szybko jednakże i tak zmuszeni byliśmy się wycofać. Ostało się nas ledwie dwunastu na setke orków. Liczby nie kłamią, nasze szanse były mniejsze niż na początku. Przeżyliśmy my , elfy i trzech ludzi. Teren jednakże nam sprzyjał. Modliliśmy się by tak pozostało. Wąski wąwóz długości może 40 metrów jednakże z jednej strony dało się na niego łagodnie podejść. Od strony wroga pozostawał stromy , niemalże pionowy. Tutaj postanowiliśmy zatrzymać orków. Nie było to łatwe. Sam napór fali cofał nas kolejne metry. Szał orczych barbażyńców był tak ogromny , że nie zważali oni na nic. Co chwila pod stopami własnych braci ginął jakiś ork. Draco wraz z Virtuosem wycofali się na tyły. Wskoczyli na ściany wąwozu , zaszli kilka metrów głębiej niźli liniia wroga i zeskoczyli na dół miażdżac swoim ciężarem i przewracając kilku orków. Mijały kolejne godziny, zmęczenie dawało się we znaki. Jednakże orkowie poczęli się wycofywać. Bogowie zesłali deszcz. Zostaliśmy niestety tylko my i jeden elf, niestety ciężko ranny. Wśród naszych najmocniej ucierpiał Ghost i Gromix. Jednakże dary Barrusa jakimi obdażony został Ghost pozwoliły już w trakcie bitwy dość dobrze uspokoić nasze zmęczenie i zasklepić nasze rany. Postanowiliśmy po krótki odpoczynku ruszyć na obóz orczych pysków. Elf powiedział , że zostanie zrobić pochówek swoim pobratyńcom. Niech robi co chce. Ruszyliśmy w stronę obozu. Z obliczeń wynikało , że około 50 orków została w obozie. Nas jest ledwie szóstka. Łyknęliśmy bimbru i wkroczyliśmy do obozu znajdującego się na wzgórzu. Naszym oczom ukazała się pustka... dziwne ale prawdziwe. Na środku obozu leżały czyjeś zwłoki. Wyglądał na człowieka... Martwy... Jednakże gdzie podziali się orkowie ? Nie dane nam się było dowiedzieć. Jak się później dowiedzieliśmy, na południe od miejsca bitwy orkowie zaatakowali małą pod elidyjską wioche - Dębówek. Podobnież ta niecała setka o mało wiochy im z dymem nie puściła. Aż nam wszystkim chciało się śmiać na tą wieść. Poczęliśmy ruszać w stronę Burrghan jak najdalej od traktu. Po drodze znaleźliśmy zwłoki elfa. Musiał paść ze zmęczenia niestety tuż po rozkopaniu rękami nagrobków swoich braci. Pochowaliśmy go... Sam nie wiem czemu. Jednakże muszę przyznać dobry był z niego strzelec. Do Burrghan dotarliśmy bez żadnych problemów. Tylko my wiedzieliśmy o tym co się stało niedaleko Wąwozu Rozłąki...."
Zaiste dziwna owa historia, przeglądałem miejską bibliotekę w Elidii. Brak tam jakichkolwiek wzmianek odnośnie takowej bitwy. Najwyraźniej kuzyni nikomu o niej nie powiedzieli. Ja jednak postanowiłem dołączyć ją do mego pamiętnika. Ku chwale synom kamienia![/]
Draco (Kosi) - 29 Gru 2008 23:22
" />~~~~ Wpis osiemnasty ~~~~
Masari. Ta rasa ostatnio zakrząta moją głowe jeszcze bardziej niż rozwój Kompanii. Barrus podpowiada mi, że nie będzie z tego nic dobrego... Wraz z Astrusem wyruszyłem do podziemi karczmy na Przedwiecznej równinie. Szukaliśmy źródła pojawiania się znikąd Slaadów. Karczma zowi się jakoś dziwnie. Coś tam ze skorpionem w nazwie. Nigdy żem tam nie był. Jednakże pod tą karczmą znajduje się system rozbudowanych korytarzy. Dziwaczne! Ktoś musiał chyba dotrzeć do nich przypadkiem. Jednakże zszedłem tam niżej i moim oczom ukazało się coś dziwnego. Zamrożona w ogromny okruch lodu postać. Kobieta, ni elfka , ni człowiek. Sam Barrus raczy wiedzieć co to za babsztyl, ale oko przyciagała.. Sama siebie kazała nazywać Śniącą co uważam za durny pomysł. Trza jej jednak przyznać. Piekielnie dobrze włada magią czy co to tam było. Mało mnie nie udusiła nawet nie tykając psia jucha. Dobrze , że Astrus się pojawił w pobliżu. Tylko dzięki niemu żyję... On ledwo ale też... Masari jednakże uciekła...
Spotkaliśmy się ponownie. Ja i Masari... Postanowiłem odnaleźć jej rodzeństwo, o którym wspominała. Podobno wszyscy śpią i czekają na moment do przebudzenia... Nie pozwole by jakaś suka, która mną raz miotnęła o ściane pozwalała sobie na zbyt wiele! Chciałem po dobroci jednakże ona wyniośle myślała , że będzie mną rządzić. W życiu![/]
Draco (Kosi) - 29 Gru 2008 23:26
" />~~~~ Wpis Dziewiętnasty ~~~~
Psia jucha! Na tysiąc kształtów Barrusa. ONA SOBIE BIEGA OD TAK PO MIEŚCIE! *litery są wpisane z lekkim drżeniem*. Nie wiem co czynić. Narazie staram się tuszować sprawę jednakże będę musiał coś z tym zrobić. Niech Barrus nad mną czuwa...
Dokonałem kolejnego odkrycia. Na przedwiecznej równinie znalazłem jakąś staryożytną świątynie. Ciekaw jestem jakiego bóstwa. Pełno tu głosów umarłych. Wszystko jest takie niejasne.
Próby od kapłana okazały się gorsze niż się spodziewałem. Przynajmniej druga "droga jest ważniejsza niż cel" Nie mogę tych słów nawet z głowy wyrzucić. Są ważne czuje to. Jednakże co mogą oznaczać i jakie jest rozwiązanie?! Znów pustka...
Wszystko jest takie nieskładne... Ambrozja... może ona będzie umiała mi pomóc... Jest twarda i wyrachowana ale nie jest głupia...
Kto by się spodziewał....
*wpis wydaje się jakby urwany w pół myśli*[/]
Draco (Kosi) - 09 Sty 2009 02:46
" />~~~~ Wpis Dwudziesty ~~~~
Wszystko układa się ostatnio bardzo kożystnie! Interesy które zawiązuje przynoszą już coraz lepsze zyski... wszelkiej maści... Aż dziw bierze chwilami. Jednakże nie piszę tu o tym co by to w niepowołane ręce ten dziennik nie wpadł...
Ambrozja mnie nie oszukała , wszystko ma się w jak najlepszym porządku. Meghan ... troche mi się wszystko miesza czasem. Chaos w głowie.... W sam raz dla idei Barrusanity...
Wciąż nie wiem dlaczego droga jest ważna , a nie cel...
Totalnie brak mi czasu na pisanie tu. Praca i interesy pochłaniają cały wolny czas. Ostatnio pierwszy raz od miesiąca miałem wolny wieczór. Nie powiem , zacnie spędzony... aż do dziś uśmiech wskakuje na mą twarz na wspomnienie tych chwil...
Draco (Kosi) - 19 Sty 2009 01:02
" />*nowy wpis, brak jakichkolwiek asygnat co do daty, widać wpisany na prędce i na stojaka , bo niedbale zanotowany*
Elleyeh....