Wspomnienia pozostaja...
neverdie - 11 lut 2010, o 18:17
Witajcie,
Dlugo myslalem nad tym, aby zaczac nowy watek w tym dziale i powiem Wam, ze przychodzi mi to z trudem. Chcialbym sie zastanowic nad pewnym zjawiskiem, ktore towarzyszy mi od jakiegos czasu. Po krotce naswietle tutaj moje zycie. Moje pierwsze proby samobojcze zaczely sie juz w dziecinstwie. Proba uduszenia sie a potem podciecia zyl. Nikt z najblizszych o tym nie wiedzial, nigdy tez nie udalem sie po zadna pomoc do specjalisty, musialem udawac ze wszystko jest w pozadku. Pozniej gdy mialem okolo 20 lat, nieco odetchnalem, znalazlem dziewczyne i czesc swoich mysli skupilem na niej. Niestety zwiazek sie rozpad i mysli wrocily. Najtrudniejszym okresem byly ostatnie 4 miesiace, kiedy to na rozne sposoby probowalem sie zabic.
Moral z tego jest taki, ze nawet teraz kiedy nie czuje na sobie ciezaru tych przytlaczajacych problemow, gdzie relatywnie nie musze sie martwic o rzeczy, o ktore martwilem sie 4 miesiace temu, to i tak wracaja do mnie takie chceci skonczenia ze soba. To po prostu wraca do mnie co jakis czas, nawet kiedy nic zlego sie nie dzieje w moim zyciu. Nie wiem jak to okreslic, moze to jest wlasnie moj sposob na "zycie" - takie balansowanie na krawedzi swiata zywych i umarlych. Mam takie przeczucie, ze juz do konca swych dni bede probowal sie zabic, tylko w nieco bardziej wyrachowany sposob, tak, aby nie wygladalo to na samobojstwo.
Nie sadze abym mial depresje, bo potrafie sie cieszyc z ladnego dnia, smiac z roznych rzeczy. Po prostu zbyt dlugo obcowalem ze smiercia i nie czuje sie czescia tego swiata, nie potrafie znalezc swojego miejsca.
"Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? Życie, jeśli pragniesz umrzeć..."
To chyba wszystko...
Pozdrawiam,
Neverdie
ayahuasca - 11 lut 2010, o 19:41
Myślę, że depresja nie polega na tym, że wiecznie masz taką minę Choć oczywiście tez i nie każde zagubienie można nazwać sobie depresją.
Może dzięki temu forum dasz się przekonać, iż odpowiedzią na Twoje zagubienie nie jest śmierć. Życzę Ci tego, byś znalazł inna alternatywe.
maciej_ - 11 lut 2010, o 23:20
Nie sadze abym mial depresje, bo potrafie sie cieszyc z ladnego dnia, smiac z roznych rzeczy. Po prostu zbyt dlugo obcowalem ze smiercia i nie czuje sie czescia tego swiata, nie potrafie znalezc swojego miejsca.
A ja Ci powiem że masz depresję z tym że sezonową... radzę wybrać sie do psychologa.. i nie zwlekaj idz... wiem co mówię.
Ania - 12 lut 2010, o 16:10
Nie sadze abym mial depresje, bo potrafie sie cieszyc z ladnego dnia, smiac z roznych rzeczy. Po prostu zbyt dlugo obcowalem ze smiercia i nie czuje sie czescia tego swiata, nie potrafie znalezc swojego miejsca.
A ja Ci powiem że masz depresję z tym że sezonową... radzę wybrać sie do psychologa.. i nie zwlekaj idz... wiem co mówię.
Anonim - 14 lut 2010, o 00:18
Największą odwagą jest zostawać w więzieniu jakim jest ludzkie ciało oraz spoglądać na wdzięczną klatkę - ziemię.
Też czuję, że nie należę do tego świata. Kwestia tego co ja tu robię? I jaki jest mój cel?
Ania - 14 lut 2010, o 10:16
Największą odwagą jest zostawać w więzieniu jakim jest ludzkie ciało oraz spoglądać na wdzięczną klatkę - ziemię.
Też czuję, że nie należę do tego świata. Kwestia tego co ja tu robię? I jaki jest mój cel?
Jeśli będziesz postrzegał życie jako klatkę, a ciało jako więzenie, to zawsze twoje życie będzie tylko zmuszaniem się, nawet jeśli będzie ci się wydawało, że wcale tak nie jest, to głęboko w podświadomości zostanie ta niechęć. nigdy nie pozwolisz sobie na czerpanie radości z życia w ciele na Ziemi. Czy takie życie jest warte przeżycia?
Największą odwagą jest gotowość zmierzenia się ze skrywanymi głęboko w podświadomości przekonaniami, które rujnują nam życie, a których istnienia nie zawsze jesteśmy w pełni świadomi, a to dlatego, że nie chcemy być ich świadomi, że sami spychamy je do nieświadomości. Łatwo jest żyć godząc się na to, jakim się jest, po prostu przyjmując, że "taki/taka już jestem". Oczywiście nie chodzi o to, żeby się oszukiwać, że wszystko jest w porządku, takie postępowanie, to prosta droga do nerwicy. Ważne jest, żeby umieć raz na zawsze pożegnać się z tymi przekonaniami, być gotowym na wielkie zmiany. To jest odwaga.
neverdie - 14 lut 2010, o 18:33
Aniu ile czasu mozna chodzic z zacisnietymi zebami i stawiac czola calemu swiatu. Staram sie jak moge robic swoje i nie nazekac zbyt duzo, robic dobra mine do zlej gry. Niemniej jednak predzej czy pozniej zycie czlowieka lamie, dochodzi sie do takiego punktu, kiedy czlowiek, ktory jest samotny, nie ma juz ani sil, ani motywacji, ktorej z reszta nigdy nie mial zbyt duzo, aby pchac to swoje marne zycie do przodu... i po co.... w imie jakich zasad, celow...??
Ania - 14 lut 2010, o 20:14
neverdie, czy z mojej wypowiedzi wywnioskowałeś, że zachęcam do zaciskania zębów i robienia dobrej miny do złej gry? Wyjaśniam w tym zdaniu:
Oczywiście nie chodzi o to, żeby się oszukiwać, że wszystko jest w porządku, takie postępowanie, to prosta droga do nerwicy., że absolutnie nie o to mi chodzi. Zmierzenie się ze swoimi problemami nie jest równoznaczne z udawaniem przed całym światem, że wszystko jest w porządku, chociaż niestety bardzo wiele osób tak postępuje. Ja miałam na myśli gotowość do wprowadzenia w swoim życiu, w sobie, gruntownych zmian, gotowość do zmiany nawet całego swojego życia, wielu przyzwyczajeń o 90, czy nawet 180 stopni, jeśli to konieczne. Gotowość do przewartościowania swojego życia. Takie podejście jest przeciwieństwem postawy - "taki już jestem i się nie zmienię, chociaż moje życie jest beznadziejne, ale będę udawał, że wszystko jest w porządku, bo inni tego ode mnie oczekują". Wiele osób tak żyje i udaje się za wielkich bohaterów, bo mimo przeciwności potrafią zacisnąć zęby i przeć do przodu. A to żadne bohaterstwo, to jest jakiś masochizm i cierpiennictwo (ale w naszym społeczeństwie to standard, więc niestety nikogo takie postępowanie nie dziwi, a wręcz jest gloryfikowane). Faktycznie na początku pomaga jakoś przetrwać, ale gorzej jeśli staje się sposobem na życie. Sztuką jest umiejętność dostrzegania w sobie tego, co utrudnia nam życie i eliminowanie tego ze swojego życia. Życie wcale nie musi być trudne, sami je takim czynimy.
Ale też jestem zdecydowanie przeciwna robieniu tego na siłę i wbrew sobie. Na wszystko przyjdzie czas. Czasami jest tak, że ciężko nam się z czymś żyje, ale tak naprawdę, podświadomie, nie chcemy się z tym rozstać, wtedy należy albo uświadomić sobie, dlaczego nie chcemy tego "puścić", albo poczekać aż będzie to tak męczące, że w końcu będziemy zdeterminowani wyrzucić to. Sama niestety, na razie, częściej stosuję tę drugą metodę.
konik449 - 6 kwi 2010, o 17:12
Rozumiem cię. Jeśli ktoś chociaż raz myślał o samobójstwie poważnie, już zawsze będzie to przy nim. Najlepiej znaleźć kogoś, kto zawsze będzie przy tobie, życie stanie się łatwiejsze. "Nie potrafisz żyć bez człowieka, który Cię lubi, dla którego jesteś wart wielu zachodów, który dzieli z Tobą radość i ból, w sercu którego masz zapewnione trwałe miejsce. Bez człowieka, któremu możesz zaufać; człowieka, który się o Ciebie troszczy, człowieka, u którego jesteś zawsze serdecznie witany." jak to powiedział Phil Bosmans. Kontakt z takim człowiekiem wiele daje, wiem z doświadczenia.zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
neverdie - 11 lut 2010, o 18:17
Witajcie,
Dlugo myslalem nad tym, aby zaczac nowy watek w tym dziale i powiem Wam, ze przychodzi mi to z trudem. Chcialbym sie zastanowic nad pewnym zjawiskiem, ktore towarzyszy mi od jakiegos czasu. Po krotce naswietle tutaj moje zycie. Moje pierwsze proby samobojcze zaczely sie juz w dziecinstwie. Proba uduszenia sie a potem podciecia zyl. Nikt z najblizszych o tym nie wiedzial, nigdy tez nie udalem sie po zadna pomoc do specjalisty, musialem udawac ze wszystko jest w pozadku. Pozniej gdy mialem okolo 20 lat, nieco odetchnalem, znalazlem dziewczyne i czesc swoich mysli skupilem na niej. Niestety zwiazek sie rozpad i mysli wrocily. Najtrudniejszym okresem byly ostatnie 4 miesiace, kiedy to na rozne sposoby probowalem sie zabic.
Moral z tego jest taki, ze nawet teraz kiedy nie czuje na sobie ciezaru tych przytlaczajacych problemow, gdzie relatywnie nie musze sie martwic o rzeczy, o ktore martwilem sie 4 miesiace temu, to i tak wracaja do mnie takie chceci skonczenia ze soba. To po prostu wraca do mnie co jakis czas, nawet kiedy nic zlego sie nie dzieje w moim zyciu. Nie wiem jak to okreslic, moze to jest wlasnie moj sposob na "zycie" - takie balansowanie na krawedzi swiata zywych i umarlych. Mam takie przeczucie, ze juz do konca swych dni bede probowal sie zabic, tylko w nieco bardziej wyrachowany sposob, tak, aby nie wygladalo to na samobojstwo.
Nie sadze abym mial depresje, bo potrafie sie cieszyc z ladnego dnia, smiac z roznych rzeczy. Po prostu zbyt dlugo obcowalem ze smiercia i nie czuje sie czescia tego swiata, nie potrafie znalezc swojego miejsca.
"Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? Życie, jeśli pragniesz umrzeć..."
To chyba wszystko...
Pozdrawiam,
Neverdie
ayahuasca - 11 lut 2010, o 19:41
Myślę, że depresja nie polega na tym, że wiecznie masz taką minę Choć oczywiście tez i nie każde zagubienie można nazwać sobie depresją.
Może dzięki temu forum dasz się przekonać, iż odpowiedzią na Twoje zagubienie nie jest śmierć. Życzę Ci tego, byś znalazł inna alternatywe.
maciej_ - 11 lut 2010, o 23:20
Nie sadze abym mial depresje, bo potrafie sie cieszyc z ladnego dnia, smiac z roznych rzeczy. Po prostu zbyt dlugo obcowalem ze smiercia i nie czuje sie czescia tego swiata, nie potrafie znalezc swojego miejsca.
A ja Ci powiem że masz depresję z tym że sezonową... radzę wybrać sie do psychologa.. i nie zwlekaj idz... wiem co mówię.
Ania - 12 lut 2010, o 16:10
Nie sadze abym mial depresje, bo potrafie sie cieszyc z ladnego dnia, smiac z roznych rzeczy. Po prostu zbyt dlugo obcowalem ze smiercia i nie czuje sie czescia tego swiata, nie potrafie znalezc swojego miejsca.
A ja Ci powiem że masz depresję z tym że sezonową... radzę wybrać sie do psychologa.. i nie zwlekaj idz... wiem co mówię.
Anonim - 14 lut 2010, o 00:18
Największą odwagą jest zostawać w więzieniu jakim jest ludzkie ciało oraz spoglądać na wdzięczną klatkę - ziemię.
Też czuję, że nie należę do tego świata. Kwestia tego co ja tu robię? I jaki jest mój cel?
Ania - 14 lut 2010, o 10:16
Największą odwagą jest zostawać w więzieniu jakim jest ludzkie ciało oraz spoglądać na wdzięczną klatkę - ziemię.
Też czuję, że nie należę do tego świata. Kwestia tego co ja tu robię? I jaki jest mój cel?
Jeśli będziesz postrzegał życie jako klatkę, a ciało jako więzenie, to zawsze twoje życie będzie tylko zmuszaniem się, nawet jeśli będzie ci się wydawało, że wcale tak nie jest, to głęboko w podświadomości zostanie ta niechęć. nigdy nie pozwolisz sobie na czerpanie radości z życia w ciele na Ziemi. Czy takie życie jest warte przeżycia?
Największą odwagą jest gotowość zmierzenia się ze skrywanymi głęboko w podświadomości przekonaniami, które rujnują nam życie, a których istnienia nie zawsze jesteśmy w pełni świadomi, a to dlatego, że nie chcemy być ich świadomi, że sami spychamy je do nieświadomości. Łatwo jest żyć godząc się na to, jakim się jest, po prostu przyjmując, że "taki/taka już jestem". Oczywiście nie chodzi o to, żeby się oszukiwać, że wszystko jest w porządku, takie postępowanie, to prosta droga do nerwicy. Ważne jest, żeby umieć raz na zawsze pożegnać się z tymi przekonaniami, być gotowym na wielkie zmiany. To jest odwaga.
neverdie - 14 lut 2010, o 18:33
Aniu ile czasu mozna chodzic z zacisnietymi zebami i stawiac czola calemu swiatu. Staram sie jak moge robic swoje i nie nazekac zbyt duzo, robic dobra mine do zlej gry. Niemniej jednak predzej czy pozniej zycie czlowieka lamie, dochodzi sie do takiego punktu, kiedy czlowiek, ktory jest samotny, nie ma juz ani sil, ani motywacji, ktorej z reszta nigdy nie mial zbyt duzo, aby pchac to swoje marne zycie do przodu... i po co.... w imie jakich zasad, celow...??
Ania - 14 lut 2010, o 20:14
neverdie, czy z mojej wypowiedzi wywnioskowałeś, że zachęcam do zaciskania zębów i robienia dobrej miny do złej gry? Wyjaśniam w tym zdaniu:
Oczywiście nie chodzi o to, żeby się oszukiwać, że wszystko jest w porządku, takie postępowanie, to prosta droga do nerwicy., że absolutnie nie o to mi chodzi. Zmierzenie się ze swoimi problemami nie jest równoznaczne z udawaniem przed całym światem, że wszystko jest w porządku, chociaż niestety bardzo wiele osób tak postępuje. Ja miałam na myśli gotowość do wprowadzenia w swoim życiu, w sobie, gruntownych zmian, gotowość do zmiany nawet całego swojego życia, wielu przyzwyczajeń o 90, czy nawet 180 stopni, jeśli to konieczne. Gotowość do przewartościowania swojego życia. Takie podejście jest przeciwieństwem postawy - "taki już jestem i się nie zmienię, chociaż moje życie jest beznadziejne, ale będę udawał, że wszystko jest w porządku, bo inni tego ode mnie oczekują". Wiele osób tak żyje i udaje się za wielkich bohaterów, bo mimo przeciwności potrafią zacisnąć zęby i przeć do przodu. A to żadne bohaterstwo, to jest jakiś masochizm i cierpiennictwo (ale w naszym społeczeństwie to standard, więc niestety nikogo takie postępowanie nie dziwi, a wręcz jest gloryfikowane). Faktycznie na początku pomaga jakoś przetrwać, ale gorzej jeśli staje się sposobem na życie. Sztuką jest umiejętność dostrzegania w sobie tego, co utrudnia nam życie i eliminowanie tego ze swojego życia. Życie wcale nie musi być trudne, sami je takim czynimy.
Ale też jestem zdecydowanie przeciwna robieniu tego na siłę i wbrew sobie. Na wszystko przyjdzie czas. Czasami jest tak, że ciężko nam się z czymś żyje, ale tak naprawdę, podświadomie, nie chcemy się z tym rozstać, wtedy należy albo uświadomić sobie, dlaczego nie chcemy tego "puścić", albo poczekać aż będzie to tak męczące, że w końcu będziemy zdeterminowani wyrzucić to. Sama niestety, na razie, częściej stosuję tę drugą metodę.
konik449 - 6 kwi 2010, o 17:12
Rozumiem cię. Jeśli ktoś chociaż raz myślał o samobójstwie poważnie, już zawsze będzie to przy nim. Najlepiej znaleźć kogoś, kto zawsze będzie przy tobie, życie stanie się łatwiejsze. "Nie potrafisz żyć bez człowieka, który Cię lubi, dla którego jesteś wart wielu zachodów, który dzieli z Tobą radość i ból, w sercu którego masz zapewnione trwałe miejsce. Bez człowieka, któremu możesz zaufać; człowieka, który się o Ciebie troszczy, człowieka, u którego jesteś zawsze serdecznie witany." jak to powiedział Phil Bosmans. Kontakt z takim człowiekiem wiele daje, wiem z doświadczenia.