ďťż

Z dnia na dzień mniej sił



Dzzejka - 19 mar 2010, o 18:29
Na początku napisze, że może to być długie i nudne. Kto nie chce niech nie czyta, kto chce niech czyta. Nie do końca wiem w jakim celu tutaj to piszę. Być może jak będę kończyła to dojdę do tego, a może nie, bo może powód jest prosty, nie mam z kim porozmawiać i czuję, że moje żale i życie już mnie przerastają.

Na początku opiszę dzisiejszy dzień, później przeskoczę do trochę wcześniejszych czasów, aby sens był trochę bliższy niż dalszy osobie czytającej.

Dzisiaj miałam wyjechać do Londynu na mój kurs językowy, dzięki któremu w dalszej części mojego istnienia miałam zacząć się uczyć za granicą. Niestety nie pojechałam, kolejny już raz. Problemem jest chyba strach przed wszystkim. Ciągle mam wyjeżdżać i ciągle jest to samo, w pewnym momencie włącza się alarm, i stopuje mnie w działaniu. Aby postawić diagnozę trzeba się cofnąć w czasie…

Jako dziecko mieszkałam u babci, którą się opiekowałam ponieważ była chora na nogi i nie mogła chodzić. Dlatego to ja chodziłam na zakupy, do apteki, na pocztę itd….. Moja mama wyjechała za chlebem za granicę. Tata się mną nie opiekował, choć był w stałym kontakcie. Nie opiekował się ponieważ był alkoholikiem. Kiedy miałam 7 lat, mama wróciła. Ponieważ poznała kogoś za granicą, ten człowiek wrócił z nią (był kochanym człowiekiem i nadal jest). Ja nadal mieszkałam u babci a mama z wujkiem – tak nazywałam tego mojego tate przybranego, przyjeżdżali dwa razy w tygodniu. W pewnym momencie kiedy miałam 11 lat , mama stwierdziła, że jednak będę z nimi mieszkała. Nie wiem o co poszło, i dlaczego tak zadecydowała, babcia chociaż była potwornie smutna nigdy nie wyjaśniła mi tej sprawy. Mieszkając u mamy praktycznie w domu przebywałam sama od 7 rano do 20 wieczorem, bo ‼rodzice” mieli firmę, która wymagała sporych nakładów czasowych. Czasem kiedy wychodzili na impreze ja zostawałam sama w domu na noc, wolałam to niż iść z nimi, ponieważ kiedy wracali i mama się trochę chwiała po alkoholu ja potwornie się o nią bałam i starałam się aby jej się nic nie stało. Kiedy miałam 15 lat mama zachorowała na raka, po 2 latach walki zmarła a ja zostałam z wujkiem i moich chłopakiem. W tym czasie zmarł mój tata, też na raka. Po kilku latach wujek postanowił się wyprowadzić, więc ja i mój chłopak zostaliśmy sami. I tak jest do dzisiaj. Mieszkam u niego i jestem jego utrapieniem.

Po śmierci mamy zacząłam mieć stany lękowe. Odkryto, że to nerwica lękowa, z agorafobią. Zaczęłam chodzić do psychologa na terapie i po kilku latach jestem ‼zdrowa”, mogę już wychodzić z domu, i nie duszę się i nie umieram za każdym razem kiedy jestem gdzies dalej od domu.

Ale …. Problemem jest to, że boję się chyba samotności, a może porzucenia. Boję się, że jak wyjadę do szkoły to mój chłopak znajdzie sobie kogoś lepszego, a ja nie będę miała gdzie wrócić. Boję się , że sobie nie poradzę, że nie znajdę pracy, że jestem za głupia żeby się nauczyć języka. Boję się, że będąc tam bez niego, dostanę ataku paniki, nerwicy (chociaż nie miałam już chyba ze 2 lata). Boję się że umrę z tęsknoty. To pewnie dla was śmieszne, ale ja nigdy nie wiedziałam co to znaczy tęsknić, i teraz mi się wydaje, że tęsknota mnie zabije. Boję się, że jak wyjadę to nie będę miała o czym gadać z chłopakiem na gg czy skype. Boję się, że on zobaczy, że bez mojej osoby jest mu dobrze, i że nie przetrwamy tej próby, a wtedy ja zostanę sama, bo nie mam rodziny.

Dziś idąc do sklepu z nim, zanim poszedł do pracy, poprosił mnie że jeśli nią mam nic do roboty dziś, to żebym przyjechała mu pomóc w pracy. Powiedziałam, ze nie ma problemu bo to czy się zabije dzisiaj czy jutro to już obojętne. On jak zawsze powiedział, żebym nawet tak nie mówiła.

Ale jak ja mam nie mówić, jak mam żyć, skoro jestem taka bezsensowna. Czy strach zawsze mnie położy na łopatki. Ileż można jeszcze tak żyć. Ile mam jeszcze razy ‼wyjeżdżać”. Mam paskudnego doła i już brak mi sił do walki. Nie potrafię prosić o pomoc, ale dziś poprosiłam. Powiedziałam mojemu facetowi żeby mi pomógł. Niestety on nie wie jak, a ja też nie wiem. Ja już nie widzę dla mnie sensu życia, skoro marzeń nie mogę spełnić przez strach? Stoję w miejscu, podczas kiedy inni idą do przodu. Czuję się jak nieudolna łajza. Żal mi siebie, ale nie przez sytuacje, tylko przez to, że jestem żałosna i ludzie się już ze mnie śmieją, jak mówie im że kolejny raz nie pojechałam. Nie wiem dlatego moja mama umarła a nie ja. Ona była zaradna a ja jestem żałosna i zamęczam każdego … Żyję w ciągłym strachu, że mój chłopak umrze, albo odejdzie , mam poczucie ciagłego zagrożenia. Wiem, że jak z tym nic nie zrobie, to jeśli faktycznie coś by się stało mojemu facetowi, to wtedy będzie za późno na ratunek, bo będzie to fakt dokonany. Dodam tylko, że mój zwiazek z nim jets niezdrowy. Bo niby jestesmy parą, ale ja go chyba mam za mojego tate, ale nei w zboczonym podtekscie, tylko mam go z akogos kto sie mna opiekuje i za kogo moge sie schowac....

Tak strasznie chce jechac, i spełniać marzenia ((, ale nie wiem jak to zrobic ((




ayahuasca - 20 mar 2010, o 08:32
Dzzejka, po pierwsze - pozwól, że przytulę <przytul>
Nie dziwi mnie, że tak się obawiasz. Ale to nie jest taki zwykły strach - to niepewność. Patrząc na Twoją przeszłość nie dziwie się, dlaczego się pojawiła.
Moim zdaniem to dobrze, że jak na obecną chwilę nie pojechałaś. Chyba zanim zaczniesz realizowań marzenia powinnaś bardzieć umocnić siebie. Niby skończyłaś terapię i wychodzisz z domu normalnie, ale nie zbudowałaś podstaw swojej pewności. To trudne zadanie.. Jednak pocieszę - każdy je przechodzi w podobnym wieku, choć wiadomo, jedni mają szczególnie pod górkę.

Kod: Zaznacz całyPowiedziałam, ze nie ma problemu bo to czy się zabije dzisiaj czy jutro to już obojętne.
!! Nigdy tak nie mów! Wiem, że to może pomaga wyładować swoją flustrację czy strach, ale nie możesz tak mówić, bo to działa jak afirmacja, za bardzo się skupiasz na takim sposobie myślenia. W dodatku dla Twojego chłopaka to pewnie straszny cios, takie słowa..
On na pewno przeżywa równie mocno jak Ty, część odczuwanych przez Ciebie emocji przechodzi na Niego. W takich sytuacjach ważna jest chęć walki - umocnia nie tylko osoby z problemem, ale i ich bliskich, przez co prędzej możemy liczyć na ich wsparcie. Mówiąc krótko - nie wciągaj w taki sposób myślenia chłopaka, ani siebie jeszcze bardziej nie wkręcaj.

Może poleć chlopakowi, by trochę poczytał o depresji, stanach lękowych? Będzie bardziej świadomy co do problemu. Zacznij mu częściej mówić co odczuwasz, ale w konstruktywny sposób. Wierzę, że to jakoś rozjaśni Wam całą sytuację.

Pozdrawiam,
I pamiętaj, nie daj się! Na świat można naprawdę spojrzeć z różnych perspektyw, trzeba wybrać ten punkt widzenia, który nam jak najwięcej daje, a nie zabiera



p.. - 26 cze 2010, o 00:31

Dodam tylko, że mój zwiazek z nim jets niezdrowy. Bo niby jestesmy parą, ale ja go chyba mam za mojego tate, ale nei w zboczonym podtekscie, tylko mam go z akogos kto sie mna opiekuje i za kogo moge sie schowac....
tak sobie skacze od watku do watku i czytam co tu ludzie splodzili
jest taka mysl "rozłąka jest jak plomien pozostawiony na wietrze. albo rozpali go w calej swej okazalosci,albo zgasi, jesli nie byl wiele wart"

wiec na moje oko nie pękaj, smigaj gdzie masz smigać, lekko zrysowana masz glowe przez to co przeszlas, ale plus dla Ciebie bo zdajesz sobie z tego sprawe.
Chlopak - moze jest TYM jedynym, moze nie jest, nie wiem tego ja, nie wiesz tego Ty. Nie dowiesz sie , poki nie sprobujesz zyc inaczej, znaczy dalej od niego, sama.
its up to u.
pozdrawiam
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ilemaszlat.htw.pl
  • 0000_menu