Z pamiętnika skrytobójczyni
Lukrecja - 29 Wrz 2010 19:31
" />*Niewielka książeczka w skórzanej oprawie, zawiera w sobie karty pełne drobnego, kobiecego pisma. Poniższy tekst napisano na pierwszej z kart, pismem pełnym zawijasów i miejscami także kleksów, jakby podłoże na którym tekst ów był pisany, poruszało się od czasu do czasu. Tu i ówdzie, autorce wymknęły się jakieś elfickie runy*
Niech otchłań pochłonie tych podleców, przez których tu trafiłam! Tak, życzę im śmierci, życzę im by skończyli jako część muru w Mieście Sądu! To wszystko ich wina! *każda kropka pod wykrzyknikiem została postawiona tak gwałtownie, że widać w tych miejscach dziury*
Już tydzień tkwię na tym przeklętym statku. Kiedy wreszcie dobijemy do portu? Już nie mogę się doczekać. Wyrwać się stąd... z tego przegniłego podpokładu. Załoga oczywiście nic o mnie nie wie... Potrafię się ukryć bardzo przekonująco. Ale te warunki! Wszystko... wszystko wilgotne! Mokre. I szczury. Są wszędzie. Słyszę tupot ich małych, plugawych łapek. Słysze ich popiskiwania. Czuję jak obłażą mnie w nocy. *pismo zmieniło się w tym miejscu na bardziej rozedrgane, pojawiła się też niezamierzona długa kreska, jakby pisząca wzdrygnęła się gwałtownie* To chyba dość by znienawidzić tych głupców, przez których zmuszona byłam uciekać?
Ach, tak. I jeszcze jeden drobiazg. Ten cały Tevris... Też tutaj jest. Ten, którego nie mogłam zabić. Ten, który okazał się... niemal równy mnie. *ostatnie zdanie zostało wykreślone* Ten, który wykazał się wyjątkową szybkością ucieczki. To także jego wina!*tu pismo stało się bardziej niechlujne, jakby ktoś pisał w pośpiechu* Jedyną pociechą jakiej doznałam odkąd go zobaczyłam jest to, że jednak udało mi się pozbawić go oka. Ach, co za rozkosz wiedzieć o tym. Niech ma wieczną pamiątę po Hairi!
On także musiał uciec. Takie są prawa. Nie wykonaliśmy zadania. JA nie wykonałam zadania, co zrobiłabym - jestem pewna - gdyby zechciał z łaski swojej dalej walczyć, a nie uciekać.
Teraz to już nie ma znaczenia. Nie jestem już skrytobójcą. Nie muszę już wykonywać tego zadania, choć nie przeczę, że czasem mnie korci... On jest taki irytujący!
Ale zawarliśmy tymczasową umowę... O "nietykalności". Mam swój honor. Niemniej wcale nie jest miło mieć go w pobliżu, by wciąż i wciąż na nowo przypominał mi o mojej porażce.
Czy to nie dziwne, że w rok po tamtych wydarzeniach spotkaliśmy się na tym właśnie statku? I czy mogę liczyć i na jego honor, że dochowa naszej umowy, która poniekąd sam zaproponował? Nie należy nikomu ufać. Będę mieć na niego oko. I gdy będzie chciał wbić sztylet w moje plecy, będę gotowa by odwrócić się w porę i wbić mu go w pierś.
*poniżej, na brzegu pergaminu wciśnięto jeszcze jedno złośliwe zdanie* Bardzo mu do twarzy z przepaską na oko!
Lukrecja - 02 Paź 2010 18:39
" />*kolejna relacja zajmuje pełne dwie karty pergaminu*
Niechaj zaraza spadnie na tę krainę! *wyraźnie widać drżenie ręki, prawdopodobnie z gniewu*
Ledwo kilka dni minęło, gdym zeskoczyła z pokładu statku, a już mam kłopoty. Właściwie to mamy, bo Tevris nadal się mnie uczepił, i ja jego, skoro już znaleźliśmy się razem w tym przeklętym przez bogów miejscu. Nie mam do niego za grosz zaufania.
Nareszcie udało mi się pozbyć go na chwilę. Dzięki bogom, że stać nas jeszcze na osobne pokoje.
Czułam, że nie wytrzymam z nim ani chwili dłużej.
Już pierwszego dnia po przybyciu zorientowałam się, że tu prawie nigdy nie przestaje padać. Odtąd dzień w dzień okrywam się szczelnie peleryną, którą przywiozłam jeszcze z Waterdeep. O tyle dobrze, że ma kaptur. Co okazało się niebywale przydatne nie tylko ze względu na deszcz.
Dużo czasu spędzamy poza murami miasta. Tak jest póki co bezpieczniej.
Nie dalej jak dwa dni temu zgubiłam się w dżungli. Tak, w dżungli! Zaraza na to miejsce. No więc zgubiłam się, a tam jakieś dziwne stworzenia... Podczas tych nielicznych krótkich wycieczek nauczyłam się by żadnego z nich nie lekceważyć. Niektóre bywają naprawdę nieprzyjemne.
Szłam właśnie i przeklinałam w duchu wszystko i wszystkich, skupiając się najbardziej na niesprzyjającej aurze (oczywiście padało) i na Tevrisie, którego nigdy nie ma gdy jest mi potrzebny. Nie żebym go w ogóle potrzebowała... *ostatnie zdanie zostało napisane wyjątkowo wyraźnie*
W każdym razie wyraźnie usłyszałam jakiś szelest i zauważyłam ruch w pobliskich chaszczach. "To może być wszystko" - pomyślałam sobie. I rzeczywiście. Było. Wszystko i nic. Smok. Właściwie smoczęcie, a także jak się później dowiedziałam smoczyca. Zrazu się cofnęłam. Nigdy nie wiadomo co to za licho, i czy czasem nie uciekło mamuśce, która zaraz napadnie na mnie zionąc ogniem, by uratować swoje "słodkie maleństwo". Ale czas mijał i nic się nie działo, a smoki... No cóż, smoki można dobrze sprzedać. W dodatku ten chyba uznał mnie za swoją nową panią. Trudno bym przeszła obojętnie wobec takiej okazji! I... muszę wyznać, że zabrałam go ze sobą.
Pomyślałam, że jakiś mag mógłby mi powiedzieć co nieco o smokach i być może byłby chętny by go kupić. No więc zawinęłam jaszczurę w mój własny płaszcz, narażając się na całkowite przemoknięcie w nieustającym deszczu, ale jakoś mi się wydawało, że straże nie byłyby zachwycone moim nowym nabytkiem. Jak tak teraz o tym pomyślę, to miałam szczęście że tak szybko mi się udało kogoś znaleźć. Co prawda nie był zbyt rozgarnięty... jak to magusy, ale nadał się. Tym bardziej był mi potrzebny, bo ta niewielka część mistycznej magii jaką dysponuję, odmawiała mi posłuszeństwa przy tym smoku. Ten mały czarodziej najpierw chciał go kupić. Za 500 sztuk złota! Wyśmiałam go oczywiście. Nawet ja wiedziałam, że on był wyjątkowy. Wart o wiele więcej niż nędzne pół tysiąca złotych monet.
Gdy mu powiedziałam, że tracę zdolności magiczne... Nie chciał nawet smoka dotknąć. A jeszcze chwilę wcześniej chciał go kupić i obejrzeć! No, ale niech mu będzie. Ostatecznie przemycił smoka przez bramy miasta i pomógł mi uciec przed dziwnie wyglądającym magiem. Chyba był to jakiś jego przełożony, bo strasznie się przed nim płaszczył. Chyba nie spodobało mu się smoczątko. Powiedział, zanim usiłował mnie zatrzymać, iż smok wytwarza pole antymagiczne. Cokolwiek to znaczy... Ciekawe co się stało z tym gnomim magiem. Pamiętam że miotnął jakimś zaklęciem i kazał mi uciekać. No i udało się. Ale więcej już go nie spotkałam a smok zaczął być no... kłopotliwy.
Nabawiłam się kilku niewielkich oparzeń, a płaszcz nie nadawał się już do niczego. Teraz i tak będę musiała kupić nowy. Razem z całym odzieniem. Zdaje się, że ściga mnie straż...
Mnie i T*tu zamiast dalszego ciągu widnieje wielki kleks, jakby komuś zadrżała ręka*
Bo następnego dnia na własną rękę postanowiliśmy szukać maga. I znaleźliśmy niejaką Julie Swift... Przynajmniej tak powiedział wysoki magus, który oczywiście zaraz się napatoczył. Chyba doniosę na nią straży. Pomogła nam uciec, ale szczerze powiedziawszy jest trochę zbzikowana na punkcie prawa. Może jak się skoncentrują na niej, to dadzą sobie spokój z nami. To jest ze mną. *od tego momentu pismo staje się mniej czytelne, jakby pisane było w wielkim pośpiechu*
W każdym razie badała tego smoka właśnie, kiedy ten wścibski mag teleportował się prosto do naszego pokoju. Podejrzewam, że to magia smoka zadziałała... powodując, że magus wyleciał z karczmy przez okno. Zdaje się, że spłonął, przynajmniej tak to wyglądało. Dobrze mu tak, po co wtyka nos w moje sprawy?
No, ale ostatecznie zarobiłam 10 tysięcy sztuk złota! No... 5, bo połowę musiałam oddać jednookiemu. Zaraza.
No i straż jakimś sposobem coś wyniuchała w tej kwestii... Trzeba będzie puścić farbę na tę cala Julię, zanim ona puści farbę o nas.
Lukrecja - 06 Paź 2010 18:33
" />*u góry tej karty wyrysowano atramentem jedno duże, okolone ciemnymi rzęsami oko, które, najprawdopodobniej, zamazano po namyśle, zdążyło się jednak odbić po drugiej stronie, gdy ktoś z rozmachem zamknął książeczkę, nim wysechł tusz.*
Ale się wpakowałam. Po prostu nie mogę w to uwierzyć!
Wczoraj przechadzałam się samotnie po okolicznych lasach. Chciałam przemyśleć *pojedyncza kropla atramentu spadła, gdy pisząca zawahała się z uniesionym piórem* pewne sprawy. Oczywiście padało. Zdaje się, że nieco się zgubiłam... W każdym razie z ulgą powitałam gościnne progi przydrożnego zajazdu. Gdybym wiedziała!
Chciałam tylko osuszyć się i odpocząć przez chwilę. A tam - tłumy. Szybko wyszło na jaw co ich tam przyciągnęło. Słodka lalunia, recytująca wierszyki. Niejaka Irene. Trzymałam się z boku, nie chciałam gwałtownie przerywać występu swoim nagłym odejściem od rozochoconego towarzystwa. Nie jest mi teraz potrzebne nadmierne zwracanie na siebie uwagi.
Czy już wspomniałam, iż *reszta zdania została gwałtownie pokreślona tak, iż trudno cokolwiek odczytać, wygląda to mniej więcej tak:* ...ev...sa .....j ....zwykle........yło?....Nig... nie ma....... potrzeb.....!
Stałam przy barze i sączyłam wino. Zdaje się... No cóż, trochę go wypiłam. Na tyle, iż przestał mi przeszkadzać tłok w karczmie i te wszystkie brawa, recytacje...
Wracając do portu nuciłam pod nosem starą piosenkę, której nauczyła mnie jeszcze moja matka. A potem... Właściwie to niewiele pamiętam z tego wieczoru.
Tak, zdaje się, że spotkałam Tevrisa... A potem wypiłam jeszcze kielich wina w karczmie... A może więcej?
Obudziłam się dziś, gdy słońce wzniosło się już wysoko ponad dachy domów. W jego pokoju. Na szczęście sama. Czym prędzej się przebrałam i wyszłam.
Tevris mówi, że też obudził się w swoim pokoju.
Ale ja nie... Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że coś się stało. Jest moim wrogiem. Śmiertelnym wrogiem. Nie można mu ufać, a więc i nie mogę wierzyć jego słowom.
Chyba bym wiedziała, gdyby...? Jednakże... Już sama nie wiem!
Najlepiej będzie puścić to w niepamięć. Dla niego to wszak doskonały temat do żartów i docinek. *zdaje się, iż gorycz tego zdania zdolna jest przeżreć karty na wylot*.
Byłabym zapomniała wspomnieć o dziwnym widmie, które pojawiło się w zajeździe... Jeszcze nie wyrobiłam sobie zdania na ten temat, ale w razie, gdyby miało coś z tego wyniknąć, warto to zanotować. Widmo z pewnością było kobiece... Podobno, jak samo twierdziło, jedna z pieśni o niej była. *"fałszowanie historii" zanotowano u góry, nad ostatnim zdaniem*. Niektórzy zaczęli się zachowywać co najmniej dziwnie od czasu gdy im się ukazała.
Lukrecja - 12 Paź 2010 20:29
" /> Wskazano nam wreszcie drogę. Czuję jak otwierają się przed nami nowe możliwości. Szczegóły wszelkie niechaj tajemnicą pozostaną. W razie gdyby pisma te w niepowołane ręce się dostały.
Uczę się grać nową rolę, słodkiej niewinnej bardki. Niestety brak kontaktów sprawia, iż niełatwo występ zorganizować. Nie będę przecież na ulicy śpiewała! Niechby to i był tylko kamuflaż, lecz tak nisko nie upadnie nawet moja druga tożsamość!
Powoli jednak znajomości odpowiednie udaje mi się nawiązywać. Takoż i na zarobek niezły liczę, i rozrywki odrobinę.
Poza tymi rewelacyjami, prywatne całkiem śledztwo prowadzę, na rękę własną, z Tevrisa pomocą. Zemsta słodką będzie, *kropla zeschniętego wosku zdobi pergamin* lecz jako Tevris prawi, najlepiej na zimno smakuje. Przeto nie spieszę się, skrupulatnie i krok po kroku informacje zbierając, a gdy ręka mi zadrży, do sztyletu ciągnąc, opanować się staram siłą woli swoją. Czego się już dawnom nauczyła to tego, iż im bardziej dopracowana akcja, tym lepiej. I smakuje lepiej. Ach, widzę to w wyobraźni mej!
Pieśń może nawet napiszę, choć nie przypuszczam, by na występ się nadawała. Zbyt dużo nienawiści, przez szlachtę nie jest mile widziane...
Bardkę Irene, po długich staraniach udało nam się znaleźć, i informacje pewne wydobyć, choć przyznać muszę, iż niezbyt pomocne. Do niejakiego Nathaniela nas skierowała, jako sztuk pięknych mecenasa tutejszego, pech jednak, iż narzeczoną jego elfia wiedźma jest. Ruda cała i takoż wredna, prawdę zatem rzeczą! *wyjątkowo mocne ślady i kilka kleksów zdobiących ostatnie zdanie, świadczyć może, iż napisane zostało ze złością wyjątkową, lub mściwością nawet* I jam jej prawdę w twarz wyrzekła, toteż sądzić się ośmielam iż kariera moja z tej strony kiepsko wyglądać zaczyna.
Nie zrażając się jednak, do swego dążyć będę i swego takoż dopnę!
*między tę, a następną kartę, wsunięto luzem kawałek pergaminu z podobizną jakiejś elfki, i kilkoma notatkami sporządzonymi pismem pełnym zawijasów*
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl ilemaszlat.htw.pl
Lukrecja - 29 Wrz 2010 19:31
" />*Niewielka książeczka w skórzanej oprawie, zawiera w sobie karty pełne drobnego, kobiecego pisma. Poniższy tekst napisano na pierwszej z kart, pismem pełnym zawijasów i miejscami także kleksów, jakby podłoże na którym tekst ów był pisany, poruszało się od czasu do czasu. Tu i ówdzie, autorce wymknęły się jakieś elfickie runy*
Niech otchłań pochłonie tych podleców, przez których tu trafiłam! Tak, życzę im śmierci, życzę im by skończyli jako część muru w Mieście Sądu! To wszystko ich wina! *każda kropka pod wykrzyknikiem została postawiona tak gwałtownie, że widać w tych miejscach dziury*
Już tydzień tkwię na tym przeklętym statku. Kiedy wreszcie dobijemy do portu? Już nie mogę się doczekać. Wyrwać się stąd... z tego przegniłego podpokładu. Załoga oczywiście nic o mnie nie wie... Potrafię się ukryć bardzo przekonująco. Ale te warunki! Wszystko... wszystko wilgotne! Mokre. I szczury. Są wszędzie. Słyszę tupot ich małych, plugawych łapek. Słysze ich popiskiwania. Czuję jak obłażą mnie w nocy. *pismo zmieniło się w tym miejscu na bardziej rozedrgane, pojawiła się też niezamierzona długa kreska, jakby pisząca wzdrygnęła się gwałtownie* To chyba dość by znienawidzić tych głupców, przez których zmuszona byłam uciekać?
Ach, tak. I jeszcze jeden drobiazg. Ten cały Tevris... Też tutaj jest. Ten, którego nie mogłam zabić. Ten, który okazał się... niemal równy mnie. *ostatnie zdanie zostało wykreślone* Ten, który wykazał się wyjątkową szybkością ucieczki. To także jego wina!*tu pismo stało się bardziej niechlujne, jakby ktoś pisał w pośpiechu* Jedyną pociechą jakiej doznałam odkąd go zobaczyłam jest to, że jednak udało mi się pozbawić go oka. Ach, co za rozkosz wiedzieć o tym. Niech ma wieczną pamiątę po Hairi!
On także musiał uciec. Takie są prawa. Nie wykonaliśmy zadania. JA nie wykonałam zadania, co zrobiłabym - jestem pewna - gdyby zechciał z łaski swojej dalej walczyć, a nie uciekać.
Teraz to już nie ma znaczenia. Nie jestem już skrytobójcą. Nie muszę już wykonywać tego zadania, choć nie przeczę, że czasem mnie korci... On jest taki irytujący!
Ale zawarliśmy tymczasową umowę... O "nietykalności". Mam swój honor. Niemniej wcale nie jest miło mieć go w pobliżu, by wciąż i wciąż na nowo przypominał mi o mojej porażce.
Czy to nie dziwne, że w rok po tamtych wydarzeniach spotkaliśmy się na tym właśnie statku? I czy mogę liczyć i na jego honor, że dochowa naszej umowy, która poniekąd sam zaproponował? Nie należy nikomu ufać. Będę mieć na niego oko. I gdy będzie chciał wbić sztylet w moje plecy, będę gotowa by odwrócić się w porę i wbić mu go w pierś.
*poniżej, na brzegu pergaminu wciśnięto jeszcze jedno złośliwe zdanie* Bardzo mu do twarzy z przepaską na oko!
Lukrecja - 02 Paź 2010 18:39
" />*kolejna relacja zajmuje pełne dwie karty pergaminu*
Niechaj zaraza spadnie na tę krainę! *wyraźnie widać drżenie ręki, prawdopodobnie z gniewu*
Ledwo kilka dni minęło, gdym zeskoczyła z pokładu statku, a już mam kłopoty. Właściwie to mamy, bo Tevris nadal się mnie uczepił, i ja jego, skoro już znaleźliśmy się razem w tym przeklętym przez bogów miejscu. Nie mam do niego za grosz zaufania.
Nareszcie udało mi się pozbyć go na chwilę. Dzięki bogom, że stać nas jeszcze na osobne pokoje.
Czułam, że nie wytrzymam z nim ani chwili dłużej.
Już pierwszego dnia po przybyciu zorientowałam się, że tu prawie nigdy nie przestaje padać. Odtąd dzień w dzień okrywam się szczelnie peleryną, którą przywiozłam jeszcze z Waterdeep. O tyle dobrze, że ma kaptur. Co okazało się niebywale przydatne nie tylko ze względu na deszcz.
Dużo czasu spędzamy poza murami miasta. Tak jest póki co bezpieczniej.
Nie dalej jak dwa dni temu zgubiłam się w dżungli. Tak, w dżungli! Zaraza na to miejsce. No więc zgubiłam się, a tam jakieś dziwne stworzenia... Podczas tych nielicznych krótkich wycieczek nauczyłam się by żadnego z nich nie lekceważyć. Niektóre bywają naprawdę nieprzyjemne.
Szłam właśnie i przeklinałam w duchu wszystko i wszystkich, skupiając się najbardziej na niesprzyjającej aurze (oczywiście padało) i na Tevrisie, którego nigdy nie ma gdy jest mi potrzebny. Nie żebym go w ogóle potrzebowała... *ostatnie zdanie zostało napisane wyjątkowo wyraźnie*
W każdym razie wyraźnie usłyszałam jakiś szelest i zauważyłam ruch w pobliskich chaszczach. "To może być wszystko" - pomyślałam sobie. I rzeczywiście. Było. Wszystko i nic. Smok. Właściwie smoczęcie, a także jak się później dowiedziałam smoczyca. Zrazu się cofnęłam. Nigdy nie wiadomo co to za licho, i czy czasem nie uciekło mamuśce, która zaraz napadnie na mnie zionąc ogniem, by uratować swoje "słodkie maleństwo". Ale czas mijał i nic się nie działo, a smoki... No cóż, smoki można dobrze sprzedać. W dodatku ten chyba uznał mnie za swoją nową panią. Trudno bym przeszła obojętnie wobec takiej okazji! I... muszę wyznać, że zabrałam go ze sobą.
Pomyślałam, że jakiś mag mógłby mi powiedzieć co nieco o smokach i być może byłby chętny by go kupić. No więc zawinęłam jaszczurę w mój własny płaszcz, narażając się na całkowite przemoknięcie w nieustającym deszczu, ale jakoś mi się wydawało, że straże nie byłyby zachwycone moim nowym nabytkiem. Jak tak teraz o tym pomyślę, to miałam szczęście że tak szybko mi się udało kogoś znaleźć. Co prawda nie był zbyt rozgarnięty... jak to magusy, ale nadał się. Tym bardziej był mi potrzebny, bo ta niewielka część mistycznej magii jaką dysponuję, odmawiała mi posłuszeństwa przy tym smoku. Ten mały czarodziej najpierw chciał go kupić. Za 500 sztuk złota! Wyśmiałam go oczywiście. Nawet ja wiedziałam, że on był wyjątkowy. Wart o wiele więcej niż nędzne pół tysiąca złotych monet.
Gdy mu powiedziałam, że tracę zdolności magiczne... Nie chciał nawet smoka dotknąć. A jeszcze chwilę wcześniej chciał go kupić i obejrzeć! No, ale niech mu będzie. Ostatecznie przemycił smoka przez bramy miasta i pomógł mi uciec przed dziwnie wyglądającym magiem. Chyba był to jakiś jego przełożony, bo strasznie się przed nim płaszczył. Chyba nie spodobało mu się smoczątko. Powiedział, zanim usiłował mnie zatrzymać, iż smok wytwarza pole antymagiczne. Cokolwiek to znaczy... Ciekawe co się stało z tym gnomim magiem. Pamiętam że miotnął jakimś zaklęciem i kazał mi uciekać. No i udało się. Ale więcej już go nie spotkałam a smok zaczął być no... kłopotliwy.
Nabawiłam się kilku niewielkich oparzeń, a płaszcz nie nadawał się już do niczego. Teraz i tak będę musiała kupić nowy. Razem z całym odzieniem. Zdaje się, że ściga mnie straż...
Mnie i T*tu zamiast dalszego ciągu widnieje wielki kleks, jakby komuś zadrżała ręka*
Bo następnego dnia na własną rękę postanowiliśmy szukać maga. I znaleźliśmy niejaką Julie Swift... Przynajmniej tak powiedział wysoki magus, który oczywiście zaraz się napatoczył. Chyba doniosę na nią straży. Pomogła nam uciec, ale szczerze powiedziawszy jest trochę zbzikowana na punkcie prawa. Może jak się skoncentrują na niej, to dadzą sobie spokój z nami. To jest ze mną. *od tego momentu pismo staje się mniej czytelne, jakby pisane było w wielkim pośpiechu*
W każdym razie badała tego smoka właśnie, kiedy ten wścibski mag teleportował się prosto do naszego pokoju. Podejrzewam, że to magia smoka zadziałała... powodując, że magus wyleciał z karczmy przez okno. Zdaje się, że spłonął, przynajmniej tak to wyglądało. Dobrze mu tak, po co wtyka nos w moje sprawy?
No, ale ostatecznie zarobiłam 10 tysięcy sztuk złota! No... 5, bo połowę musiałam oddać jednookiemu. Zaraza.
No i straż jakimś sposobem coś wyniuchała w tej kwestii... Trzeba będzie puścić farbę na tę cala Julię, zanim ona puści farbę o nas.
Lukrecja - 06 Paź 2010 18:33
" />*u góry tej karty wyrysowano atramentem jedno duże, okolone ciemnymi rzęsami oko, które, najprawdopodobniej, zamazano po namyśle, zdążyło się jednak odbić po drugiej stronie, gdy ktoś z rozmachem zamknął książeczkę, nim wysechł tusz.*
Ale się wpakowałam. Po prostu nie mogę w to uwierzyć!
Wczoraj przechadzałam się samotnie po okolicznych lasach. Chciałam przemyśleć *pojedyncza kropla atramentu spadła, gdy pisząca zawahała się z uniesionym piórem* pewne sprawy. Oczywiście padało. Zdaje się, że nieco się zgubiłam... W każdym razie z ulgą powitałam gościnne progi przydrożnego zajazdu. Gdybym wiedziała!
Chciałam tylko osuszyć się i odpocząć przez chwilę. A tam - tłumy. Szybko wyszło na jaw co ich tam przyciągnęło. Słodka lalunia, recytująca wierszyki. Niejaka Irene. Trzymałam się z boku, nie chciałam gwałtownie przerywać występu swoim nagłym odejściem od rozochoconego towarzystwa. Nie jest mi teraz potrzebne nadmierne zwracanie na siebie uwagi.
Czy już wspomniałam, iż *reszta zdania została gwałtownie pokreślona tak, iż trudno cokolwiek odczytać, wygląda to mniej więcej tak:* ...ev...sa .....j ....zwykle........yło?....Nig... nie ma....... potrzeb.....!
Stałam przy barze i sączyłam wino. Zdaje się... No cóż, trochę go wypiłam. Na tyle, iż przestał mi przeszkadzać tłok w karczmie i te wszystkie brawa, recytacje...
Wracając do portu nuciłam pod nosem starą piosenkę, której nauczyła mnie jeszcze moja matka. A potem... Właściwie to niewiele pamiętam z tego wieczoru.
Tak, zdaje się, że spotkałam Tevrisa... A potem wypiłam jeszcze kielich wina w karczmie... A może więcej?
Obudziłam się dziś, gdy słońce wzniosło się już wysoko ponad dachy domów. W jego pokoju. Na szczęście sama. Czym prędzej się przebrałam i wyszłam.
Tevris mówi, że też obudził się w swoim pokoju.
Ale ja nie... Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że coś się stało. Jest moim wrogiem. Śmiertelnym wrogiem. Nie można mu ufać, a więc i nie mogę wierzyć jego słowom.
Chyba bym wiedziała, gdyby...? Jednakże... Już sama nie wiem!
Najlepiej będzie puścić to w niepamięć. Dla niego to wszak doskonały temat do żartów i docinek. *zdaje się, iż gorycz tego zdania zdolna jest przeżreć karty na wylot*.
Byłabym zapomniała wspomnieć o dziwnym widmie, które pojawiło się w zajeździe... Jeszcze nie wyrobiłam sobie zdania na ten temat, ale w razie, gdyby miało coś z tego wyniknąć, warto to zanotować. Widmo z pewnością było kobiece... Podobno, jak samo twierdziło, jedna z pieśni o niej była. *"fałszowanie historii" zanotowano u góry, nad ostatnim zdaniem*. Niektórzy zaczęli się zachowywać co najmniej dziwnie od czasu gdy im się ukazała.
Lukrecja - 12 Paź 2010 20:29
" /> Wskazano nam wreszcie drogę. Czuję jak otwierają się przed nami nowe możliwości. Szczegóły wszelkie niechaj tajemnicą pozostaną. W razie gdyby pisma te w niepowołane ręce się dostały.
Uczę się grać nową rolę, słodkiej niewinnej bardki. Niestety brak kontaktów sprawia, iż niełatwo występ zorganizować. Nie będę przecież na ulicy śpiewała! Niechby to i był tylko kamuflaż, lecz tak nisko nie upadnie nawet moja druga tożsamość!
Powoli jednak znajomości odpowiednie udaje mi się nawiązywać. Takoż i na zarobek niezły liczę, i rozrywki odrobinę.
Poza tymi rewelacyjami, prywatne całkiem śledztwo prowadzę, na rękę własną, z Tevrisa pomocą. Zemsta słodką będzie, *kropla zeschniętego wosku zdobi pergamin* lecz jako Tevris prawi, najlepiej na zimno smakuje. Przeto nie spieszę się, skrupulatnie i krok po kroku informacje zbierając, a gdy ręka mi zadrży, do sztyletu ciągnąc, opanować się staram siłą woli swoją. Czego się już dawnom nauczyła to tego, iż im bardziej dopracowana akcja, tym lepiej. I smakuje lepiej. Ach, widzę to w wyobraźni mej!
Pieśń może nawet napiszę, choć nie przypuszczam, by na występ się nadawała. Zbyt dużo nienawiści, przez szlachtę nie jest mile widziane...
Bardkę Irene, po długich staraniach udało nam się znaleźć, i informacje pewne wydobyć, choć przyznać muszę, iż niezbyt pomocne. Do niejakiego Nathaniela nas skierowała, jako sztuk pięknych mecenasa tutejszego, pech jednak, iż narzeczoną jego elfia wiedźma jest. Ruda cała i takoż wredna, prawdę zatem rzeczą! *wyjątkowo mocne ślady i kilka kleksów zdobiących ostatnie zdanie, świadczyć może, iż napisane zostało ze złością wyjątkową, lub mściwością nawet* I jam jej prawdę w twarz wyrzekła, toteż sądzić się ośmielam iż kariera moja z tej strony kiepsko wyglądać zaczyna.
Nie zrażając się jednak, do swego dążyć będę i swego takoż dopnę!
*między tę, a następną kartę, wsunięto luzem kawałek pergaminu z podobizną jakiejś elfki, i kilkoma notatkami sporządzonymi pismem pełnym zawijasów*